środa, 31 lipca 2013

Królewska decyzja - część 2

  Zegar wybił osiemnastą. Księżna Królewna była już gotowa. Suknia, białe buty na szpilkach, lekki makijaż i świetna fryzura. Podczas przygotowań jeden ze sług poinformował brązowowłosą o tym, że Fleur przybędzie o dwudziestej, iż dopiero o tej godzinie będzie mogła. Mionie to odpowiadało. Sophie przekonywała ją, że jej przyszły mąż jest bardzo przystojny. Znów przybyła myśl o tej wstrętnej fretce. Szczerze… to brązowooka nie mogła się doczekać tej kolacji, iż się dowie, kto ma być jej drugą połówką. Jednak czy ona go obdarzy miłością, czy będzie to „wymuszone” małżeństwo? Tego nie wiedziała.
  -Gotowa na spotkanie? – spytała służąca nim wyszły z komnaty.
  -Tak. Jak na prawdziwą Gryfonkę przystało będę odważna mimo wszystkich niebezpieczeństw, czy coś w tym stylu.
  -A myślałam, że byłaś Krukonką.
  -Nie. Gryfonką. Cieszę się nawet z tego. Dobra… już czas.
  Wyszły z pomieszczenia, po czym zmierzyły schodami na dół, gdzie miała być kolacja. Tym razem stanęły przed srebrnymi drzwiami.
  -Trzymam kciuki Hermiono. – rzekła Sophie.
  Szatynka posłała jej lekki uśmiech. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Pomieszczenie było ogromne. Na ścianach górował złoty kolor. W niektórych momentach umiała znaleźć odrobinki czerwieni, srebrna i zieleni. Pomyślała o Slytherinie i Gryffindorze. Takie kolory były w tych domach. Na końcu był wielki kominek zbudowany z błyszczących kamieni. Akurat płonął w nim ogień. Na samym środku Sali stał długi stół o ciemnobrązowej barwie.
  -Och… już jesteś. – usłyszała głos Izabelli. – Ojciec jest z rodzicami twojego narzeczonego, jak i z narzeczonym. Za chwilę powinni przyjść.
  -A już myślałam, że dostanę opieprz od niego za spóźnienie…
  -Siadaj. – westchnęła.
  Miona podeszła do stołu i zajęła miejsce obok królowej. Nie czekały długo, aż drzwi ponownie się otworzyły. Stanął w nich Fred z… Lucjuszem i Narcyzą Malfoy! Jednak nie tylko oni… Dziewczynie zszedł uśmiech z twarzy. Wstała z krzesła i zawołała:
  -MALFOY?!
  -Granger?
 Obaj na siebie patrzyli.
  -To… to wy już się znacie? – spytał niespodziewanie brunet.
  -Tak. Chodziliśmy do tej samej klasy w Hogwarcie i byliśmy wrogami…
  -Cóż… przeciwieństwa się przyciągają. – gdy nikt nic już nie mówił, dodał. - Siadajcie. – król zaprosił gestem dłoni, aby goście usiedli, co uczynili. Ojciec usiadł po drugiej stronie córki. Naprzeciw niego siedział pan Malfoy, naprzeciwko matki – Narcyza. Najgorzej miała Herma. Przed nią siedział Draco. Draco Malfoy. Właśnie ten, który jej dokuczał w szkole. Ten, który jest tym podłym i obrzydłym arystokratą. Na stole z nikąd pojawiły się różne potrawy. Przypomniała jej się uczta powitalna, która zawsze była gdy wracali do tego magicznego świata… Wzięła sobie sałatkę. Do szklanki nalała soku dyniowego. Gdy tak jadła ten przysmak była myślami gdzie indziej. Oczywiście myślała o osobie, która siedziała naprzeciw niej. Z zamyśleń oderwała ją królowa, która się jej spytała:
  -Prawda Hermiono?
  -Och… przepraszam. Nie słuchałam. O co chodzi?
  -Mówimy o tym, jakie dobre mieliście relacje w szkole. Ty i panicz Malfoy. – odparł król. Dziewiętnastolatka chciała wstać i odejść od tego towarzystwa, za takie stwierdzenie. Zauważyła lekki, chytry uśmieszek na twarzy Lucjusza, dlatego nie chciała mu dać żadnej satysfakcji, więc rzekła:
  -Tak. Ja i Malfoy mieliśmy wspaniałe relacje. Jak tylko się spotkaliśmy to nie umieliśmy przestać ze sobą przebywać i trudno nam było się rozstać. – ukazała teraz swój mały, kpiący uśmiech.
  -To będzie o wiele łatwiej! – zawołał uradowany władca. – Czyli Lucjuszu… ślub dokładnie za miesiąc? 19 września?
  Hermiona zakrztusiła się trunkiem, który właśnie piła. Miała wziąć ślub z tą durną fretką, gdy ona będzie miała swoje urodziny?
  -Przepraszam… - wykrztusiła. – Czy ja się przesłyszałam?
  -Związku z czym? – spytała Izabelle.
  -A z tym, że mam wyjść za Malfoya w dniu moich dwudziestych urodzin.
  -Tak. To będzie najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek otrzymasz.
  Kobieta zacisnęła mocno pięść. Miała ochotę wstać z siedzenia i rąbnąć króla prosto w twarz, jednak tego nie zrobiła, iż może mieć większe kłopoty. A ona ma już duży kłopot, który właśnie się jej przygląda swoimi szarymi tęczówkami. Z kipiącej w niej złości zdołała tylko wydusić:
  -Na pewno ojcze. – na słowo „ojcze” stawiła dość duży nacisk.
  Minęło kilka minut. Draco nadal ukradkiem spoglądał na Mionę, co ona także robiła. Wspomniały jej się wszystkie te jego wyzwiska, groźby zwrócone w jej stronę. Obiecała sobie, że już nigdy nie wyleje przez niego łez. Zbyt dużo już ich wypuściła w swoją poduszkę, gdy jeszcze uczęszczała do szkoły. Jego słowa bardzo ją bolały, a teraz… teraz ma być jej mężem. Nagle usłyszała, jak jej ojciec woła Sophie, aby zaprowadziła ją z Malfoyem do komnaty Hermiony. Brązowowłosa wstała z siedzenia i powiedziała do blondyna dość cicho, ale stanowczo:
  -Chodź Malfoy!
  Ten także wstał i razem podążyli za blondynką, która poprowadziła ich w stronę pokoju księżnej królewny. Zielonooka zostawiła ich samych w komnacie. Nie odzywali się.
  -Siadaj! – burknęła.
  Ku jej zdumieniu zrobił to, co mu kazała. Usiadł na czerwonej sofie. Ona jednak tego nie zrobiła. Stała przed nim z skrzyżowanymi rękami na piersiach. Ten na nią patrzył. Nastało znów milczenie. W głowie dziewczyny huczało od pytań, które by chciała spytać tego arystokraty. Tylko… od którego zacząć?
  -Słuchaj. Dlaczego nie odzywałeś się na kolacji? Nie irytowało cię to, że myślą, iż mieliśmy wspaniale relacje między sobą?
  Nic nie odpowiedział. Spuścił jedynie wzrok.
  -Zapytałam się czegoś i oczekuję odpowiedzi.
  Milczenie. Hermiona nie wytrzymała.
  -MALFOY TY GŁUPIA FRETKO! ODPOWIADAJ JAK SIĘ CZŁOWIEK GRZECZNIE PYTA!
  -Och… nie unoś się już tak. – odparł, po czym znów skierował wzrok w jej stronę.
  -To odpowiedz.
  -Tak. Irytowało mnie to…
  -To dlaczego nic się nie odzywałeś?
  -Nie przerywaj człowiekowi. Ojciec tylko chce mnie z tobą swatać, bo myśli tylko o pieniądzach. Gdybym cię poślubił, to bym należał do królewskiej rodziny, co wiąże się także z tym, że on też będzie. On zrobi wszystko, aby mieć więcej kasy. Tylko to się dla niego liczy po upadku Voldemorta.
  Podeszła do okna i patrzyła na fontannę. Draco ciągle ją obserwował. Stojąc do niego plecami powiedziała:
  -Malfoy… Ile masz lat?
  -Dziewiętnaście. Przecież wiesz.
  -Jesteś od dwóch lat dorosłym mężczyzną. Tak. Nazwałam cię mężczyzną. Jak możesz dać sobą manipulować? Dasz mu się wtrącać w twoje szczęście?
  -Nie. Przecież nawet tak nie jest…
  -Jak nie jest? Kretynie! On po prostu decyduje za ciebie!
  -Może masz rację…
  -Może? Na pewno mam rację! – mówiąc to, odwróciła się gwałtownie w jego stronę. Po chwili postanowiła zadać kolejne pytanie. – Dlaczego akurat ja mam zostać twoją żoną? Przecież mogłeś wziąć księżną królewnę Hiszpanii, Anglii… czemu ja?
  -Ojciec dał mi wybrać.
  Zatkało ją. Czy właśnie z tych czterech słów wynikało, że on JĄ wybrał?
  -Czyli… ty mnie wybrałeś? Przecież… wiesz jakie mieliśmy relacje w szkole.
  Nic nie odpowiadał.
  -Proszę Cię… wyjdź z tego pokoju. Chcę zostać sama.
  Wstał z siedzenia. Ona ciągle się na niego patrzyła. Położył swoją dłoń na klamce od wyjścia i mruknął patrząc w drzwi:
  -Dobranoc, Hermiono.
  -Przepraszam. Co powiedziałeś? – spytała zdezorientowana. Odwrócił się w jej stronę, nadal mając położoną dłoń na klamce.
  -Dobranoc, Hermiono. – powtórzył, po czym wyszedł.
  Dziewczyna ciągle gapiła się na miejsce, gdzie dopiero co stał blondyn. Potem usiadła na siedzeniu. Zastanawiała się, dlaczego akurat wybrał ją za żonę. Jeszcze zwrócił się do niej po imieniu. A może on po prostu… „Nie…” pomyślała. „To nie może być prawda. Przecież to Draco Malfoy. Zwykła tchórzliwa fretka bez serca. On nie potrafi kochać, a co dopiero mnie?” Siedziała w ciszy. Ciągle myślała o tej króciutkiej rozmowie między nią, a nim. Przypomniała sobie, że miała napisać do przyjaciół. Wstała z miejsca i podeszła do biurka, na której leżały pergaminy, atramenty oraz pióra. Usiadła przed meblem, wzięła do ręki pióro, które potem zamoczyła i zaczęła skrobać:

Drodzy Harry i Ronie, Droga Ginny!
Nie uwierzycie… Jestem w Paryżu, w pałacu. Okazało się, że jestem księżną królewną. Arystokratką czystej krwi. Błagam… przyjedźcie jutro tutaj. Fleur chyba jutro tutaj będzie. Jeszcze się z nią umówiłam na rozmowę. Napiszcie mi oddzielne listy i wyślijcie za jednym razem Gryfonicą.
Czekam na Wasze odpowiedzi.
Buziaki
Hermiona

  Schowała pergamin do jednej z kopert, podeszła do klatki z sową, której dała list. Zwierzak usiadł jej na ramieniu. Miona podeszła do okna, otworzyła go. Nim pupil odleciał mruknęła:
  -Leć ostrożnie. Ten list jest do Harry’ego, Rona oraz Ginn. Czekam na ich odpowiedź.

  Gryfonica odleciała.

poniedziałek, 29 lipca 2013

29.2 ~~ Odsuń się ode mnie...

[Wszedł do pomieszczenia i zobaczył tam...]

Coś, czego zupełnie sobie nie wyobrażał. Szklane wejście z kuchni na ogród było roztrzaskane. Kawałki szkła leżały na białych kafelkach. Nagle usłyszał czyjś kobiecy krzyk dochodzący tym razem z salonu. Pobiegł w tamtą stronę. Zauważył dwie sylwetki postaci. Kobieta, która tak krzyknęła, wyrywała się jakiemuś nieznanemu mężczyźnie.
-Zostaw ją! - krzyknął Draco, mierząc różdżką w nieznajomego.
-Pamiętaj gówniaro... jeszcze cię dorwę! - powiedział włamywacz i niespodziewanie się aportował. Blondyn skądś znał ten głos, jednak teraz się tym nie przejmował. Podszedł do dziewczyny.
-Sofie. Nic ci nie jest?
-N-nie... T-tylko nadgarstek mnie b-boli... zbyt mocno go trzymał...
Razem usiedli na kanapie. Po chwili Dracon zapytał:
-Widziałaś jego twarz?
-Tak. Draco... to był Lucjusz.
Chłopaka zatkało. ON tutaj był. Jednak... czego chciał od jego przyrodniej siostry?
 -A... wiesz gdzie Miona?
-Poszła gdzieś z Ginny. Powiedziała, abyś się o nią nie martwił i że niedługo przyjdzie.
-Wiesz dokładnie o której?
Ta tylko pokręciła głową.
-Szukałem jej w całym domu... Nigdzie cię nie było. Gdzie wtedy byłaś?
-W ogrodzie. - zaczęła. - Potem weszłam do środka przez wejście do kuchni. Chciałam sobie zrobić kolację, ponieważ zgłodniałam, lecz zanim coś wyciągnęłam z lodówki, on roztrzaskał zaklęciem szybę i chciał mi coś zrobić. Pobiegłam do salonu, po czym usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach. Zaczęłam krzyczeć mając nadzieję, że ta osoba mi pomoże. Resztę akcji już znasz. - wstała. - Idę naprawić tę szybę. - wyszła z pomieszczenia. Malfoy ciągle siedział. Zastanawiał się nad tym, po co mógł tutaj przyjść Lucjusz. Czego on chciał? Czy wiedział, że tutaj jest Sof, albo może chciał schwytać Hermionę? "Jeszcze cię dorwę..." Te słowa huczały mu w głowie. Czy Mionka miała rację i stary chce się na nich zemścić? Na dziewczynach? Po kilku minutach wróciła blondynka.
-Draco... przed chwilką dzwonił do mnie Ron z wiadomością, że będzie musiał razem z Harrym zostać na noc w pracy... mogłabym zostać tutaj? A szczególnie po tym zdarzeniu?
Odpowiedziałby "nie", jednak po tym wszystkim...
-Pewnie że tak. Chociaż nie będę tutaj sam siedział, gdy żony nie ma.

-Dziękuję.


Minęła dwudziesta trzecia, północ, pierwsza, druga... a Hermiony nadal nie było. Draco zaczął się poważnie martwić o żonę. Może poszła z Ginny, ale bał się, że coś się jej stanie. Sofie poszła już spać w pokoju dla gości, który był naprzeciwko sypialni Malfoyów. Arystokrata siedział przy dzieciakach. Jean znów nie mogła przestać płakać. Kompletnie nie wiedział, o co chodzi. Pytał się już Harry'ego czy tak było z jego dziećmi, jednak odpowiedział, że nie. Jednak około wpół do pierwszej zasnęła. Poszedł do kuchni zrobić sobie coś do picia. Nie mógł spać. Przygotował gorącą czekoladę. Wziął swój kubek z gorącym napojem i usiadł na krześle, przy stoliczku w tym samym pomieszczeniu. Wziął jeden mały łyk. Nagle usłyszał ciche zamknięcie się drzwi wejściowych. Odstawił naczynie, wstał z miejsca i podążył przez korytarz. Zobaczył Hermionę, która teraz wieszała swój czerwony płaszcz na wieszaku. Była troszkę upita. Kiedy spojrzała w jego stronę, uśmiechnęła się.
-Hej Draco.
-Cześć. Wiesz która jest godzina?
Miona poszła w stronę salonu, a za nią jej mąż.
-No przepraszam... trochę się to przeciągnęło. - odpowiedziała, idąc.
 -Ale mogłaś do mnie zadzwonić, że wychodzisz. Zwolniłbym się u Eryka, zająłbym się dziećmi.
Mionka usiadła na fotelu.
-Przecież była Sofie. Zgodziła się nimi zaopiekować.
-Ale mogłaś chociaż zadzwonić na moją komórkę z informacją, że wychodzisz. Gdy wróciłem martwiłem się o ciebie.
-Przecież Sof tutaj była i nic nikomu się nie stało.
-Tak... pomijając chyba fakt, że był tutaj Lucjusz.
Kobietę zatkało.
-Po co?
-No nie wiem. Wróciłem do domu, wołałem cię, jednak nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Przeszukałem cały dół i górę, lecz nigdzie nikogo nie było...
-Jak...?
-Nie przerywaj mi chociaż teraz. Byłem u dzieci, a po tym jak wychodziłem z ich pokoiku i zamknąłem drzwi, usłyszałem jakiś huk dochodzący z kuchni. Wejście do ogrodu było roztrzaskane. Potem słyszałem krzyk Sofie, która była w salonie. Pobiegłem tam i trzymał ją ON. Potem się aportował.
-Ale co on tutaj robił?
-A skąd mam wiedzieć? Chciał i nadal chce ją dorwać. Obawiam się, że miałyście wtedy rację, iż chce się na Was zemścić. Bałem się o ciebie.
-Nic mi się przecież nie stało.
Wstała z siedzenia i dodała:
-Idę się wykąpać.
Zrobiła dwa kroki do przodu i poczuła, jak małżonek łapie ją za ramię.
-Ile wypiłaś?
-Dwa, trzy drinki.
-Na pewno?
-No... może pięć, ale to nic złego.
-Czy byłaś ciągle przy Ginny?
Zdziwiona tym pytaniem odparła:
-Nie. Wyszła pół godziny przede mną.
-Teraz bądź szczera. Spotkałaś tam jakiegoś chłopaka? Rozmawiałaś z jakimś?
-A co cię to obchodzi? Co to jest? Przesłuchanie?
 -Dużo to mnie obchodzi, bo jesteś moją żoną. To rozmawiałaś z jakimś czy nie?
-Spotkałam Andreana. Wypiliśmy, potańczyliśmy...
-Zdradziłaś mnie?
-CO?! - oburzyła się. - Myślisz, że jestem puszczalska?!
-Nie, ale po prostu chcę mieć pewność, że jesteś wobec mnie wierna.
-Jestem!
-To co dokładniej z nim robiłaś?
-Tańczyłam, rozmawiałam. Razem wypiliśmy tylko jednego drinka...
-I co?! Dobrze ci z nim było?!
 -Jako przyjaciółce tak.
-A może czujesz do niego coś więcej, niż przyjaźń, co?
-A gdzie tam! Nawet o tym nie myśl! Chociaż już raz zastanawiałam się, dlaczego z tobą jestem, bo...
-Bo co?! Bo mam ojca psychopatę? Bo moja matka nie żyje? Bo zakochałem się w tobie i chcę dzielić z tobą resztę życia wychowując Harry'ego i Jean?
-Nie! Po prostu wkurza mnie to, że jesteś o mnie od jakiegoś czasu zazdrosny!
-Ja zazdrosny? Niby z jakiej strony?
-Z każdej! Powoli przypominasz mi Rona! Też mnie podejrzewał o zdradę, a okazało się, że sam mnie zdradzał!
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Że jesteś prawie taki sam jak on!
Po tym stwierdzeniu od razu wytrzeźwiała. Po raz drugi w życiu, Hermiona oberwała w policzek. Może to nie bolało tak jak wtedy, przy rudzielcu, ale zabolało, a najbardziej w sercu. Chwilę później, Draco zakrył usta dłonią. Zrozumiał, że zrobił błąd.
-Miona... - chciał ją złapać za rękę, lecz ona cofnęła się, mając spuszczoną głowę.
-Odsuń się ode mnie... - oznajmiła dość opanowanym głosem.
-Hermiona. - zbliżył się, jednak ona znów zrobiła krok do tyłu.
-Powiedziałam, abyś mnie zostawił.
Odwróciła się od niego i ruszyła ku górze, do sypialni, wyciągnęła spod łóżka swoją walizkę, torbę, spakowała kilka ubrań.
-Co ty robisz? - spytał zszokowany blondyn.
-Nie widzisz? Pakuję się. - mówiąc to, wzięła torbę i ruszyła do górnej łazienki, która znajdowała się obok ich pokoju. Małżonek poszedł za nią. Zaczęła pakować swoją szczoteczkę do zębów, pastę, grzebień i inne produkty higieniczne.
-Dlaczego? - zapytał.
-Nie chcę znów przeżywać tego, co przeżyłam gdy byłam z tym palantem.
-Ale ja nie jestem taki jak on!
-Jakoś przed chwilą zauważyłam co innego. Zazdrość, a potem mnie spoliczkowałeś.
-To przez emocje!
Wyszła z łazienki i podążyła do pokoju dziecięcego.
-Przykro mi... nie wiem kiedy i czy w ogóle wrócę. A dzieciaki... biorę ze sobą.
-Błagam... nie odchodź.
-Przepraszam, ale nie mam teraz wyjścia. Muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć. Sądzę, że ty także. Nie będę ci uniemożliwiała kontaktu z bliźniakami.
Zaczęła pakować ubranka i zabawki dzieci do oddzielnej walizeczki. Z rogu wyciągnęła wózek dla dwóch maluchów. Ostrożnie wyciągnęła synka z łóżeczka kładąc później na jedno z miejsc w wózku, po czym to samo zrobiła z córką. Opuściła pokój, zmierzając już ku drzwiom wyjściowym. Blondyn ciągle szedł za nią, przekonując ją do tego, aby została. Gdy ubierała płaszcz, próbował ją zatrzymać, jednakże bez skutku. Nim otworzyła wyjście, powiedziała:
 -Draco... Idę do Harry'ego i Ginn. Jutro Harry przyjdzie około 16 po resztę moich, jak i maluchów rzeczy. Ja może jutro będę w pracy. Przez to, że cię kocham, będę się normalnie do ciebie odzywała, jednak nie tak jak zawsze. Po prostu bez namiętności. Dobranoc kochanie... - wyszła, idąc do domu brata. Malfoy stał przed drzwiami, patrząc na nie. Zrozumiał, że odeszła. Poszedł do kuchni, usiadł na wcześniej zajmowanym miejscu i ukrył głowę w dłoniach. Nie mógł w to uwierzyć... ona od niego odeszła. To nie było takie uczucie, które zawsze towarzyszyło mu po tym, jak zrywały z nim inne kobiety. Hermiona... ona była jego drugą połówką. Był zrozpaczony. Kobieta, na której mu zależy, zostawiła go. W dodatku zabrała dzieci. Niespodziewanie poczuł czyjąś kobiecą dłoń na swoich plecach. Miał przeczucie, że to Hermi. Odwrócił się i bez namysłu powiedział:
-Miona! Jednak wróciłaś, a już myślałem, że... - urwał, bo zorientował się, że to nie jego żona. - Ach... to ty Sofie.
Jego siostra usiadła na drugim krześle naprzeciwko niego. Zaczęła niepewnie...
-Draco... co się stało?

-Hermi... wyprowadziła się i zabrała bliźniaki. Zostawiła mnie... - rozpłakał się.



No i mamy ciąg dalszy 29 rozdziału. Poukładałam to sobie już w głowie i jeżeli dobrze pójdzie, to jednak będzie podzielone na 4 części.
Tutaj macie filmik dopasowany do tego rozdziału (w moim wykonaniu)  :

Ten filmik też się znajdzie w podstronie "Departament Tajemnic" (wcześniej Prace).
Mi się podoba. Ale chyba trochę przesadziłam z zachowaniem Dracona...
Jednak musiałam. To musiało być, aby pasowało do reszty części.
Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
No to... do zobaczenia, właściwie... do napisania!
Dedyki dla Esther, To$ka i... Avada Kedavra :)
Pozdrawiam,
Kaja Malfoy
A tak jako mini-ciekawostka...
Podczas pisania tego rozdziału słuchałam tego:
Jakoś tak mi ta piosenka weszła w ucho. Jak słuchałam tej piosenki, to pisałam i zarazem to śpiewałam xD. Chyba mi już całkowicie odbija, ale cóż... xd

sobota, 27 lipca 2013

Królewska decyzja - część 1

Miniaturka nr 2 !
Część pierwsza z dwóch/trzech
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
  -Hermiona! Ktoś do ciebie przyszedł!
  Usłyszała z dołu wołanie swojej mamy. Ubrana w nocną koszulę, kończącą się koronką, zeszła po schodach na dół do salonu. Zastała tam rodziców i dwóch nieznanych jej mężczyzn.
  -Dzień dobry… - zaczęła niepewnie. – Kim panowie są?
  -Witamy księżniczko. Przyszliśmy po panią. 
  Zamurowało ją. „Księżniczko”? Przecież…
  -Panowie… to pomyłka. Jestem zwykłą dziewiętnastolatką, która jest pierworodną i zarazem jedyną córką Jean i George’a Grangerów, którzy tutaj stoją. To pomyłka.
  -Otóż nie Wasza wysokość. Jest pani księżniczką, która jest córką królowej Izabelli Nerten-Amonieg, oraz króla Freda Amoniego.
  -Że co proszę? – myślała, że się przesłyszała. – To… to jakiś absurd! – zwróciła się do mamy i taty. – Mamo, tato… Przecież oni…
  -Mówią prawdę kochanie. – stwierdził George. – Zaadaptowaliśmy cię. Właściwie… to nam Cię podrzucono.
  -Jak… jak to? – oczy szatynki zaszkliły się. – To chyba jakiś koszmarny sen…
  -Nie. To rzeczywistość. – odparł jeden z nieznajomych.
  Brązowowłosa zwróciła się do osoby, która to wypowiedziała.
  -Kim dokładnie jesteście? – zapytała.
  -Och… przepraszamy, że się nie przestawiliśmy. Ja jestem Amosen Lenard – mówiąc tu, pochylił się nisko - A to Frendalain Samertenlen. – tutaj to mężczyzna zwany Frendalainem także się pochylił. – Obaj jesteśmy posłańcami samej królewskiej pary. Właśnie przyszłyśmy po ciebie.
  -Proszę? – znów się zdziwiła. Uniosła brwi ku górze. – Gdy chcecie mnie zabrać?
  -Do twoich rodziców. To twojego prawdziwego domu, pałacu. – oznajmił Amosen.
  -A gdzie to się znajduje?
  -W Francji, Paryżu. Proszę spakować wszystkie rzeczy, ubrać się i pójść z nami. – odpowiedział Frendalalin.
  -Nie ma mowy! – krzyknęła panna Granger. – Nie zgadzam się!
  -Przykro nam, ale to rozkaz samej królowej, jak i samego króla.
  -No dobra… - westchnęła. – Pójdę z wami, ale nie zostaję tam.
  -Jednakże polecamy, aby Wasza wysokość…
  -Proszę tak do mnie nie mówić!
  -Prosimy o to, aby jednak panienka spakowała wszystkie swoje rzeczy.
  -Skoro to konieczne… - stwierdziwszy, wyszła z pomieszczenia wracając do swojego pokoju. Przebrała się. Gdy pakowała jedną z swoich bluzek, weszła Jean.
  -Powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? Czy to prawda, że nie jestem Waszą biologiczną córką? – spytała na jednym tchu.
  -Tak. To prawda.
  Hermiona spojrzała na nią. Myślała, że matka sprzeciwi się i jednak powie, iż to kłamstwo. Kontynuowała pakowanie.
  -Mogłabym zostać na chwilę sama? – przerwała krótkie milczenie.
  -Pewnie. – odpowiedziała pani Granger i zamknęła drzwi do sypialni nastolatki.
  -Muszę się pakować, bo niby jestem księżniczką. – zaśmiała się kpiąco. – Te pakowanie zajmie mi kilka dni. Jednakże… - sięgnęła po różdżkę, wypowiedziała zaklęcie, po czym wszystko wylądowało w jej walizce. – Już lepiej.
  Wzięła bagaż, wyszła z pomieszczenia i zmierzyła ku dołowi. Zostawiła walizkę w korytarzu i wróciła do towarzyszy.
  -Jestem gotowa. – mruknęła.
  -No to idziemy. – zawołał z uśmiechem pan Lenard. Hermiona podeszła do państwa Grangerów. Przytuliła ich mocno.
  -Wiedźcie, że mimo wszystkiego, ale zawsze będziecie moimi rodzicami.
  -A ty naszą ukochaną córeczką. – odparł Gerorge.
  Oderwali się od siebie. Z salonu wyszedł najpierw Amosen, za nim „księżniczka”, z którą szli Grangerowie. Na końcu szedł Frendalalin. Drzwi wejściowe się otworzyły. Nim była Gryfonka wyszła, zwróciła się do zastępczych rodziców:
  -Napiszcie mi proszę później list z wyjaśnieniami oraz dlaczego tak się stało. Będę czekała. Wyślę Wam moją sowę. – Tutaj lekko uniosła niosącą przez nią klatkę, w której smacznie spała płomykówka.
  -Dobrze. Wyślij nam jutro. – stwierdziła kobieta.
  Posłańcy oraz dziewczyna wyszli z mieszkania.
  -Jak się tam dostaniemy? – spytała.
  -Myślałem, że na czarodziejkę to znasz wszystkie możliwości do przeniesienia się.
  Zdziwiła się.
  -Czyli… jesteście czarodziejami?
  -Oczywiście. Cała pańska rodzina jest z czarodziejskiego pochodzenia.
  -Więc wychodzi na to, że jestem arystokratką czystej krwi?
  -Pewnie.
  -To z czego korzystamy? Z teleportacji łącznej, miotły, czy sieć Fiuu? – dopytała się.
  -Z sieci Fiuu, od razu rezygnujemy. Proponujemy teleportację łączną. Jest o wiele szybciej. A miotłami to by zajęło mnóstwo czasu, mugole mogliby nas zobaczyć, a słyszeliśmy, że jakoś nieswojo Wasza wysokość na miotle się czuje.
  -Co to za brednie?! To jakieś bzdury! Czuję się zawsze swojo. – skłamała.
  -Jednak osobiście wolimy teleportację.
  -No to teleportacja łączna! Szybko, bo zaraz zwariuję z całej tej komedii.
  Złapali ją za ręce, po czym poczuła niemiłe uczucie wokół pępka. Po chwili Hermiona ujrzała Wieżę Eiffla. Niedaleko niego stał przepiękny pałac. Podziwiała ten piękny widok. Tutaj teraz wschodziło słońce, przez które niebo miało poranne barwy. Z daleka widziała, że w zamkowym ogrodzie jest fontanna. Uśmiechała się na ten widok. Z zamyśleń oderwał ją głos Amosena:
  -Wieża będzie widoczna z pańskiej komnaty. A teraz chodźmy. Twoi rodzice na pewno już na ciebie czekają.
  -Moi rodzice zostali w Anglii. W Londynie. – burknęła.
  -Ale oni są twoimi zastępczymi…
  -I co mnie to?! To oni mnie wychowali. I tak będę czekała na ich list, kiedy tylko poślę im Gryfonicę. – tak nazwała swoją sówkę, która się teraz obudziła. Hermiona otworzyła klatkę, na co puchacz wyleciał z niej i usiadł na ramieniu właścicielki. Ta pogłaskała ją po główce. – Możemy już iść? Chciałabym też jak najszybciej wrócić do mojego domu. Domu w Londynie.
  -Oczywiście, ale już tam nie wrócisz. Zostajesz tutaj, w Francji.
  Ta gwałtownie się odwróciła w ich stronę. „Już tam nie wrócę?” pomyślała.
  -Przepraszam bardzo, ale w Londynie są moi przyjaciele, którzy są dla mnie jakby rodziną. Ron i Harry są dla mnie jak bracia, a Ginny jak siostra. Nie zabronicie mi.
  -Może my nie, ale król na pewno. A go trzeba słuchać. – stwierdził Fren.
  Ta tylko jęknęła, po czym razem ruszyli w stronę (według tych debili) do jej domu. Bramy się przed nią otworzyły. Przechodziła przez kamienny chodnik, który był w jednej części ogrodu. Wejściowych drzwi strzegli dwaj strażnicy, którzy byli trochę dziwacznie ubrani. Szatynka nie interesowała się zbytnio ich wyglądem, więc szła dalej. Przed wejściem, ochroniarze zatrzymali ją. Jednakże dzięki starszym od niej mężczyznom weszli, iż powiedzieli, że mają ze sobą księżniczkę tego państwa. Ona dalej to traktowała jako dziecinadę. No tak… była rodzina królewska Anglii, Hiszpanii, Grecji, no i Francji, ale żeby ona była członkinią takiej rodziny? Przecież była zwykłą, prostą szlamą.
  -Twoi rodzice czekają w Sali królewskiej. – szepnął jej do ucha pan Lenard. Ta nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego. Stanęli przed wielkimi, brązowymi drzwiami do pomieszczenia, gdzie siedzą „jej rodzice”.
  -Gotowa? – mruknął Samertenlen.
  -Tak. – rzekła krótko, ale stanowczo.
  Mosiężne drzwi otwarły się. Hermiona ujrzała wielki, długi pokój. Na jego końcu widziała dwie sylwetki. Przeszła przez próg, jednakże znów się zatrzymała. Rozglądnęła się. Po bokach nic nie było. Jej wzrok powędrował lekko w górę. Sufit miał wysokie sklepienie. Zauważyła na nim wzory ozdobione złotem. Popatrzyła przed siebie. Tam gdzie siedzieli władcy państwa, był podium. Może taki wysoki jak w Wielkiej Sali w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Tęskniła za tą szkołą. Z ponownych zamyśleń oderwał ją głos jakieś kobiety:
  -Podejdź bliżej Hermiono.
  -J-ja? – spytała niepewnie.
  -Tak.
  Niepewnym krokiem zmierzyła ku parze. Im była bliżej, tym wydawało się jej, że droga się przedłuża. W końcu stanęła kilka metrów przed małżeństwem. Kobieta miała na sobie kremową, długą suknię. Włosy miała rozpuszczone. Lekki makijaż podkreślający jej orzechowe oczy. Malinowe usta uśmiechały się ku dziewiętnastolatce. Były bardzo do siebie podobne. Mężczyzna zaś, był cały ubrany na czerwono, z wyjątkiem długiej, czarnej peleryny. Włosy miał czarne i krótkie. Były trochę rozczochrane. Szczerze to Mionie przypomniał się Draco, kiedy go ostatnio, przypadkowo natrafiła w sklepie spożywczym. Oczywiście znów ją wyzywał, jednak nie tak bardzo jak za czasów szkolnych.
  -Wasza wysokość. – wydukała dziewczyna kłaniając się.
  -Ależ się przed nami nie kłoń. – roześmiał się król.
  Wyprostowała się. Nastało milczenie, które po chwili postanowiła przerwać przybyła:
  -Przepraszam, że przeszkadzam, jednakże panowie Samertenlen i Lenard, powiedzieli mi, że jestem księżniczką, co wiąże się z tym, że jestem córką Waszych wysokości.
  -To prawda. Jesteś nią. – stwierdził spokojnie brunet.
  Dziewczyna przeklęła się w duchu. Sądziła, że sprzeciwią się i wróci do domu. Jednakże tak się nie stało. Kolejne osoby twierdzą, że jest z królewskiej rodziny.
  -Nie sądzisz, że powinniśmy jej wszystko opowiedzieć? – spytała królowa męża.
  -Oczywiście jednak najpierw… - zawołał jednego ze sług, który przybył chwilkę później i zwrócił się do niego po francusku. – Prenez demander Hermione dans sa chambre. Il va de soi que celui qui a toujours regardé avec impatience. {tłum.: Zaprowadź proszę Hermionę do jej komnaty. Ma się rozumieć, że ta, która zawsze ją oczekiwała.}
  Sługa ukłonił się, podszedł do brązowowłosej i poprosił, aby za nim podążyła co uczyniła. Podczas, kiedy ją prowadził do jej pokoju zaczęła się pytać o wszystko. Na początku mówiła po angielsku, jednak chyba jej nie rozumiał, więc musiała posłużyć się francuskim.
  -Qu'est-ce que c'était que ça? Mais je ne suis pas au courant que j'étais une princesse. {O co z tym wszystkim chodzi? Przecież nic mi nie wiadomo, że jestem księżniczką}
  -Le roi et la reine vous expliquera tout la petite dame. Sûrement l'un d'entre eux, viendront à votre chambre et de l'expliquer. Ils musclés en anglais, mais le plus souvent, comme nous tourner pour parler la langue nationale. {Król i królowa wszystko panience wyjaśnią. Na pewno któreś z nich, przybędzie do pani pokoju i to wyjaśni. Oni umieją po angielsku, ale zwykle, jak się do nas zwracają to posługują się językiem narodowym.}
  -Merci. {Dziękuję.} – odpowiedziała, jednak zesmutniała, że nic się nie dowiedziała. Po chwili w jej głowie pojawiło się pytanie, które musiała koniecznie zadać.
  -Et où est ma valise et mon hibou, Gryfonica? {A gdzie moje bagaże i moja sowa, Gryfonica?}
  -Tout son dans la chambre de votre. {Wszystko jej w pańskiej sypialni}
  Ta tylko pokiwała głową jako odpowiedź. Po chwili znaleźli się przed jakimiś wielkimi, dwuczęściowymi, białymi drzwiami.
  -Voici votre chambre, princesse. {Oto pańska komnata, księżniczko.}
 Sługa odszedł pozostawiając ją samą. Przyglądała się jeszcze raz mosiężnym drzwiom. Miała nadzieje, że jak je otworzy to ujrzy wszystkich swoich przyjaciół, którzy mówią, że to był żart. Albo i Malfoy, który by tam stał z tym swoim ironicznym uśmieszkiem na twarzy i zaczął ją wyzywać, z tego powodu, jaka ona głupia, że uwierzyła w to wszystko. Jednakże… „Nie.” pomyślała. „Ja przecież w to nie wierzę. To na pewno jest jakiś żart.” Wzięła głęboki oddech, powoli wypuściła powietrze i otworzyła drzwi. Nikogo nie było. Gdy ujrzała wnętrze dosłownie osłupiała. Znajdowała się w przepięknym pokoju. Ściany były pokryte beżowym kolorem. Przez jedno z okien widziała Wieżę Eiffla. Z okna, które znajdowało się po drugiej stronie była widoczna wielka fontanna, którą Hermiona widziała, gdy tylko się pojawiła w tym państwie. Zauważyła jakieś inne drzwi, jednakże brązowe. Otworzyła je i ukazała jej się sypialnia z garderobą. Z obu stron stały gigantyczne szafy. Stała przed dwuosobowym łóżkiem. Nad nim zaś, były wycięcia w ścianie, na różne rzeczy. Książki, biżuterię, kosmetyki… Wróciła do pierwszego pokoju i dopiero teraz spostrzegła, że tam jest… wielka wanna, usadowiona na podłodze. Miała taką ochotę teraz się rozebrać i wskoczyć do tej wody. Jednak się powstrzymała. Po chwili drzwi znów się otworzyły. Dziewczyna ujrzała w nich królową, niby jej matkę. Miała na swojej twarzy uśmiech.
  -Witam ponownie Wasza wysokość. – powiedziała szatynka kłaniając się przed władczynią.
  -Nie kłaniaj się przede mną moje dziecko. – stwierdziła pogodnym, melodyjnym i spokojnym głosem. Brązowowłosa wyprostowała się.
  -Przepraszam, że zapytam, ale… - zaczęła. – Czy to, że jestem księżniczką, jest jakiś żart? Tylko niech pani nie sądzi, że mówię to złośliwie, iż tak nie jest. Po prostu chcę mieć pewność, że…
  -Spokojnie. Nie. To nie są żadne żarty Hermiono. Naprawdę należysz do naszej rodziny. Chodź. – wskazała gestem dłoni w stronę drzwi, które prowadziły do sypialni dziewiętnastolatki. Razem poszły do drugiego pomieszczenia i usiadły na łóżku.
  -Tak na początek… - rozpoczęła znowu królowa. – Nazywam się Izabelle Nerten-Amonieg. Nie jestem pewna czy Amosen i Frendalain coś mówili o mnie. Jednakże mimo czy to słyszałaś od nich, to na wszelki wypadek postanowiłam ci się osobiście przedstawić.
  -Oni mnie informowali Wasza wyso…
  -Proszę. Nie zwracaj się do mnie, tak jak poddani. Jestem twoją matką. – przerwała jej.
  -Przepraszam bardzo, ale… to po prostu nowa dla mnie sytuacja. Szczerze to nie umiem się pogodzić z tym, że rodzice, którzy mnie wychowywali, nie są moimi biologicznymi rodzicami. Właśnie… czy mogłaby Pani mi powiedzieć jak to się wszystko stało, że wylądowałam u nich i czego było to powodem?
  -Opowiemy ci z ojcem o tym, gdy nadejdzie czas na to.
  -Czyli kiedy?
  -Nie wiem. To może potrwać kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy.
  -Że co proszę?! Nie… ja tak długo czekać w niepewności nie mogę. A! Chciałabym także poinformować, że na pewno dzisiaj wyślę moją sowę do państwa Grangerów i na pewno mi napiszą o tym wszystkim, jednakże… chyba nie wiedzą czemu to się tak potoczyło. Albo?
  -No nie wiedzą. No dobrze… Za około godziny wrócę tutaj z twoim ojcem…
  -Georgem Granger? – spytała z nadzieją w głosie Miona.
 -Nie. Królem Francji. Moim mężem. Do zobaczenia Hermiono. – wstała z łoża i wyszła z pokoju pozostawiając szatynkę samą. Jej oczy zaszkliły się. Nadal nie mogła w to uwierzyć… Ona nie jest członkinią rodziny Granger? Nie jest czarownicą z mugolskiej rodziny, tylko z arystokratycznej w dodatku czysto krwistej rodziny królewskiej? Co ona teraz zrobi bez swoich przyjaciół? Bez Harry’ego, Rona, Ginny… nawet pani Weasley. Zaczęła kręcić głową. Zamknęła oczy i zakryła dłońmi twarz. Jak ma przez to wszystko przebrnąć? Przez tyle lat przebywała z przyjaciółmi, których już może nigdy nie zobaczy. Odeszła z Anglii bez pożegnania z nimi.
  Po godzinie już nie siedziała, a leżała. Patrzyła na sufit ciągle rozmyślając o tym, co będzie. Nic się nie odzywała od czasu, kiedy jej „mama” z nią rozmawiała. W tej ciszy słyszała swój oddech, bicie jej serca, oraz niekiedy kroki na korytarzu, kiedy ktoś przechodził obok wielkich drzwi wiodących do jej większej komnaty. Nagle usłyszała kroki zza drzwiami. Jednak nie podnosiła się. Wejście się otworzyło.
  -Hermiono…
  Był to król państwa. Herma z pozycji leżącej przeniosła się na pozycję siedzącą. Obserwowała towarzyszy. Na twarzy Izabelli już nie gościł ten pogodny, śliczny uśmiech.
  -Czy moglibyście mi wszystko wyjaśnić?
  -Nie uważaliśmy, że będziemy musieli ci o tym powiedzieć teraz. Woleliśmy po balu zaręczynowym… - westchnął mężczyzna.
  Brązowooką zatkało. „O jakim balu zaręczynowym on gada? Mam nadzieję, że to ktoś z pokrewieństwa po prostu. Kuzyni, młodsze rodzeństwo…” pomyślała.
  -Na pewno się pytasz kogo zaręczyny. – z zamyśleń wyrwał ja ponownie brunet. Ta jako odpowiedź pokiwała głową, więc dodał. – Nie możemy ci jeszcze powiedzieć kogo, nim poznasz prawdy o swojej przeszłości.
  -Opowiecie mi w końcu? – spytała zniecierpliwiona była Gryfonka.
  -Ależ oczywiście, oczywiście… - mruknął. – To było tak… - potarł dłonią po swoich skroniach i zaczął opowiadać.
  -No to ten… od czego by zacząć… Ja i moja żona, czyli twoja prawdziwa matka, byliśmy szczęśliwi z wieści, że będziemy mieli córkę, czyli ciebie. Od razu wiedziałem, że będziesz moim oczkiem w głowie. Urodziłaś się. Jednak wtedy… nasz wróg rozpoczął wojnę. Baliśmy się, że mogliby cię zabić, żeby tylko zwyciężyć. Nie chcieliśmy tego. Postanowiliśmy, że oddamy cię mugolom, gdzie na pewno nikt nie będzie ciebie szukał. Pozostawiliśmy cię państwu Granger. Wiedzieli o naszym pochodzeniu, jak i naszej sytuacji w królestwie. Od razu przyjęli cię pod swój dach. Ciężko nam było się z tobą rozstać. Postanowiliśmy, że nim ukończysz dwadzieścia lat, to weźmiemy cię do siebie i dowiesz się prawdy. Jest jeszcze coś…
  Kobiety spojrzały na niego. Królowa wiedziała o co chodzi, ale brązowowłosa – nic, a nic.
  -Ten bal zaręczynowy… jest to bal z okazji twoich zaręczyn.
  Tu to Hermi zrobiła wielkie oczy. „Bal z okazji twoich zaręczyn” Te słowa huczały już jej w głowie. Ale… z kim się zaręczyła? Z Ronem, ani rusz. Po tym jak ją zdradził z jakąś Puchonką to z nim już nie jest, ale pozostali przyjaciółmi.
  -A mogę wiedzieć z kim jestem zaręczona?
  -Och… ty go na pewno nie znasz. Mogę ci powiedzieć, że wróg, który wtedy wypowiedział nam wojnę, zaproponował nam pokój. I właśnie ta zgoda, powinna być udowodniona tym, że nie będzie pomiędzy nami już żadnych wojen. Poślubisz jego syna.
  -A jak on wygląda? Ten mój „narzeczony”?
  -Dowiesz się tego później, ponieważ przyjdą dzisiaj na kolację. Zapoznasz się z nim. Zawołam służące, aby pomogły ci wybrać świetną kreację na ten wieczór. Musisz go zadowolić.
  -Nie… nie trzeba ich wzywać. Dam sobie radę sama.
  -No to cóż. Na pewno widzimy się na kolacji. Nim ona się rozpocznie wyślę po ciebie Pernina, tego, co cię tutaj przyprowadził, aby ciebie poprowadził.
  Zaczął już wychodzić. Nim drzwi się zamknęły, księżniczka zawołała:
  -A kiedy bym mogła się spotkać z przyjaciółmi, którzy są w Anglii?
  Spojrzał na nią.
  -Możesz się z nimi spotkać jutro, ale będziesz miała przy sobie ochronę…
  -O nie! – zawołała gwałtownie wstając. – Nie chcę żadnej straży, gdy spotykam się z moimi najlepszymi przyjaciółmi! Chyba mogę mieć trochę prywatności?
  -Ale przecież oni nie będą umieli po angielsku.
  -Nic mnie to nie obchodzi! Nie chcę mieć nikogo ze sług!
  -Nie puszczę cię samą.
  -A to niby dlaczego?
  -Bo możesz uciec.
  -Ale…
  -Żadnego „ale” moja panno! Albo pójdziesz ze strażą, albo wcale!
  -A gdyby oni przybyli tutaj? Moi przyjaciele?
  -No to nie będzie potrzebna służba.
  -To jutro oni tutaj przybędą. A to może być z samego rana.
  -Dobra… może być. Teraz odpoczywaj i zacznij się szykować. Uczta będzie o osiemnastej. – wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna złapała się za czoło, usiadła na łóżku i zamknęła oczy. Znów musiała to przemyśleć. Po chwili otworzyła oczy i zaczęła mówić do siebie szeptem:
  -Dzisiaj dowiedziałam się, że Jean i George nie są moimi rodzicami. Król i królowa Francji twierdzą, że jestem ich córką. Dzisiaj mam spotkać mojego narzeczonego, z którym chcą mnie swatać. Jednakże mam w czymś pocieszenie. Jutro spotkam przyjaciół. Dzisiaj napiszę do każdego z nich. Który dzisiaj jest? – chwilę się zastanowiła. – 19 sierpnia. Za miesiąc będę miała dwadzieścia lat. Chwila… 19 sierpnia? O… to Harry dzisiaj jest w Norze razem z Weasleyami. To napiszę po prostu jeden list do wszystkich, a na koniec dopiszę prośbę, aby mi napisali oddzielne listy wysyłając z nimi wszystkimi raz Gryfonicą. A jutro wyślę list do moich zastępczych rodziców. Muszę się skupić. Nie wierzę, że to prawda. Na pewno to jakiś sen. – tutaj spojrzała na swoje ramię, które po chwili uszczypnęła. – Auć… to bolało. Jednak to nie sen.
  Opadła na łoże. Przymknęła oczy i zasnęła.
~~*~~
  -Princesse! Princesse! Veuillez laisser la jeune fille se réveille! {Księżniczko! Księżniczko! Proszę niech panienka się obudzi!}
  Hermiona otworzyła leniwie oczy. Ujrzała przed sobą młodą kobietę, która wyglądała na mniej więcej 20-23 lat. Miała ona blond włosy sięgające do ramion, oraz zielone oczy. Miała na sobie elegancką czarno-białą sukienkę, z krótkim rękawkiem. Sięgała jej do kolan.
  -J'ai une question. Pouvez-vous peut-être en anglais? {Mam pytanie. Umiesz może angielski?}
  -Tak. Umiem po angielsku, tyle że nie wszystkich słów pamiętam. – odpowiedziała.
  -Ach to dobrze… ja umiem po francusku, ale lepiej się czuję gdy mówię po angielsku. Jak się nazywasz? – spytała miło uśmiechając się do towarzyszki.
  -Nazywam się Sophie Elizabeth Seniore. A Wasza wysokość na pewno się nazywa Hermiona Izabelle Amonieg.
   Szatynka by od razu zaprzeczyła, jednakże… na to tak wszystko wskazywało, więc odparła:
  -Tak. Jednak jestem przyzwyczajona do mojego dawnego nazwiska. – zesmutniała, iż przypomniała sobie Grangerów.
  -Mogłabym wiedzieć jakie?
  -Hermiona Jean Granger. – westchnęła. Nastała cisza. Po chwili brązowooka postanowiła przerwać milczenie. – Mam prośbę. Mogłabyś nie mówić do mnie „Wasza wysokość”? Po prostu Hermiona. Trochę się dziwnie czuję, gdy się zwraca do mnie inaczej niż przez te wszystkie lata.
  -Oczywiście Wa… znaczy się Hermiono.
  -Która jest godzina?
  -A właśnie! Dlatego tutaj przyszłam! Jest szesnasta. Za dwie godziny twój narzeczony przybędzie!
  -Sophie… a wiesz jak on się nazywa?
  Ta na odpowiedź pokiwała głową.
  -Chciałabym ci powiedzieć, lecz król mi zabronił. Zresztą dowiesz się za dwie godziny na kolacji. Pomóc ci się wystroić?
  Zaprzeczałaby, jednak… co jej szkodzi?
  -Gdybyś mogła.
  -Oczywiście! Przecież do tego jestem! Czas zacząć!
  Blondynka z uśmiechem wyciągnęła swoją różdżkę i jednym jej machnięciem otworzyła dwie ogromne szafy jednocześnie. Miona spojrzała najpierw na pierwszą, później na drugą. Wisiały w nich przepiękne królewskie suknie. Od razu przykuł jej wzrok jeden z nich. Podeszła do tej drugiej szafy i ściągnęła ubranie. Przyłożyła sobie je do swojego ciała i musiała przyznać, że suknia, jest zbyt szeroka. Powiesiła ją z powrotem. Przeglądała pozostałe, jednak nic fajnego nie znalazła. Przypomniała sobie, że wzięła ze sobą swoją ulubioną niebieską sukienkę. Podeszła do swojej walizki, która jeszcze nie rozpakowana, stała przy łóżku. Otworzyła ją i od razu widziała swój strój. Wzięła go do ręki, wyszła z sypialni wcześniej mówiąc do Sophie, aby została i zaczekała, poszła na inny koniec pokoju, gdzie były drzwi, którymi okazały się być drzwiami do łazienki. Weszła, zamknęła się na klucz, po czym szybko się przebrała. Ubrana i uśmiechnięta wróciła do sypialni i przyglądnęła się w wysokim lustrze. Zielonooka się wcale nie odzywała. Szatynka musiała przyznać rację, że niebieski naprawdę pasuje jej do twarzy.
  -I co o niej sądzisz? – spytała po chwili odwracając się do towarzyszki.
  -Mi się bardzo podoba. Nie wiem jak twojemu ojcu. – oznajmiła.
  -Jeżeli mu nie będzie pasowała, to niech zapomni, że zjem dzisiaj kolację z moim „narzeczonym”.
  -Może… może lepiej się pokazać królowi, nim cię zobaczy w tej kiecce na kolacji.
  -Chyba masz rację. Chodź ze mną. Gdybyś mogła to też mnie oprowadzić po zamku. Jutro gdy moi przyjaciele będą to może będę mogła im coś interesującego pokazać.
  -Dobrze. To… pójdziemy?
  Przytaknęła głową na znak zgody. Wyszły z większej komnaty, zmierzyły ku schodom na dół w stronę Sali królewskiej, gdzie siedzieli jej rodzice. Powoli zaczynała się do tego przekonywać, że to jednak nie jest żaden żart, tylko istna rzeczywistość. Otworzyła mosiężne drzwi i znów znalazła się w tym pomieszczeniu. Podeszła pewnym krokiem w stronę tronów. Panna Seniore została przy drzwiach. Gdy król ujrzał swoją córkę TAK ubraną otworzył szerzej oczy.
  -Co ty masz na sobie? – spytał.
  -Jak to co? – stwierdziła pytaniem na pytanie. – Sukienka, którą będę miała na dzisiejszej kolacji.
  -O nie moja panno. Nie pokarzesz się tak w tamtym towarzystwie. Weź coś co masz w szafach.
  -Tyle że wszystkie mają takie same szerokości. – burknęła. – Zbyt szerokie na moją figurę.
  -A od czego są czary? Chyba w Hogwarcie nauczono cię takich zaklęć co umożliwiają przeróbki w ubraniach. – rzekł.
  -Skąd wiesz, że uczyłam się w Hogwarcie? – zapytała zdziwiona.
  -Na pewno znasz Fleur Wealsey. Wcześniej Delacour. – odezwała się teraz jej matka.
  -Tak znam ją. Ona brała udział w Turnieju Trójmagicznym i jest żoną Billiego Weasleya, który jest bratem mojej najlepszej przyjaciółki. To… to ona wam o tym powiedziała.
  -Ależ oczywiście.
  -Macie może z nią jakiś kontakt?
  -Owszem, mamy. Zaprosiliśmy ją do siebie na jutro.
  Hermi uśmiechnęła się. Przecież Fleur może wziąć ze sobą przyjaciół! Harry’ego, Ginny no i Rona.
  -Daj mi do niej adres! – zażądała.
  -A po co ci? – spytał podejrzliwie.
  -Muszę ją o coś poprosić. Chodzi o moich przyjaciół.
  -Przecież jutro tutaj będzie, więc wtedy z nią możesz porozmawiać.
  -Ale ja chcę, aby ona przyszła z NIMI.
  -No dobrze… pójdę po nią za kilka minut. A ty idź się przebrać!
  -Przecież…
  -NATYCHMIAST MASZ SIĘ IŚĆ PRZEBRAĆ W COŚ BARDZIEJ NORMALNIEJSZEGO! Koniec dyskusji. Sophie! – zwrócił się do blondynki. – Przypilnuj, aby moja córka ubrała się w coś innego. Coś co na księżniczkę przystało.
  Ta kiwnęła głową. Miona odwróciła się na pięcie i razem z blondynką wyszła z pomieszczenia, aby udać się do komnaty szatynki.
  -Ja go nie rozumiem! – warknęła oburzona dziewiętnastolatka, kiedy już były w jej sypialni, a ona znów przeglądała suknie, które nie przypadały zbytnio do jej gustu. – Przecież ta sukienka, którą mam na sobie jest super. W dzisiejszych czasach faceci lecą na dziewczyny, które noszą takie ubrania. Sophie. Pomóż mi.
  -Skoro te co są w szafie są zbyt szerokie, to może masz coś jeszcze w walizce?
  -Nie. Nie mam takiej, co by mu odpo… - urwała i szybko podeszła do walizki. Przecież ona ma sukienkę, którą otrzymała od Ginny z okazji tego, że razem ukończyły szkołę. Miona podarowała jej także suknię, ale inną. W ogóle nie wie, czy prezent, który dała Ginny, będzie na niej pasował. Jednakże Hermiona nie postanowiła się tym martwić, iż miała już kreację, którą dostała od rudej. Znów poszła do łazienki, żeby się przebrać, aby po tym przyjrzeć się w lustrze. Tym razem ojciec nie powinien jej kazać się przebrać. Właściwie… nie wiedziała czy jeszcze będzie do niego szła przed ucztą. Wolała być u siebie. Powoli się przyzwyczajała do nowego pokoju. Miała na sobie jagodową suknię, która tuż nad kolanami się rozszerzyła. Od dekoltu, do tego rozszerzenia, ubiór był obcisły, dzięki czemu ukazywał szczupłą figurę dziewczyny.
  -Ta musi mu pasować. – powiedziała po chwili. – A jeżeli mu się nie spodoba to w ogóle się nie pokażę. Naprawdę. Teraz to mówię całkiem serio. Teraz trzeba się zająć makijażem i fryzurą. Zwykle pomagała mi Ginny, moja przyjaciółka. Jest specjalistką jeżeli chodzi o robienie fryzur. Kurcze… tęsknię za nią.
  -Wiesz… nie chcę się chwalić, ale miałam praktyki jako fryzjerka, a później jako kosmetyczka. – odezwała się.
  -Naprawdę? – spytała z uśmiechem. – Pomożesz mi?
  -Pewnie.
  Wzięły się do roboty. Jeszcze miały czas do wieczornego posiłku. Szatynka dopytywała się Sophie o jej narzeczonego. Zdradziła jej tylko to, że on jest z arystokratycznej rodziny, jednak nie królewskiej. Posiada blond, krótkie włosy. Więcej jej nie mówiła. Hermionie przez myśl przeszedł Dracon. Arystokrata z blond włosami. Przez rok go nie widziała. Jednakże… co by taki Malfoy robił w Paryżu, mieście mugoli? Ale tutaj też są czarodzieje… na przykład wszyscy co są w zamku.

--------------------------------------------
Zdjęcia:
Łóżko w sypialni Hermiony:

Wanna:

Sukienka, która nie spodobała się królowi, a Hermiona chciała ją mieć na kolacji:

Suknia w której Hermiona pójdzie na wieczorny posiłek: