poniedziałek, 12 maja 2014

Chapter 4. Wspólny spacer

 Dracona od razu powaliło na ziemię, gdyż biały Husky wywrócił do na podłogę. Patrzył oszołomiony na zwierzaka.
 - Nie leż tak Malfoy, bo jeszcze się przez tą zimną podłogę przeziębisz.
 - Granger?!
 - Nie, święty Mikołaj. - Wywróciła oczami.
 - Tom, do nogi! - zawołała Rosalinde. 
 Husky, który został nazwany Tomem, wstał z Dracona i podszedł do Rosalindy i dumnie usiadł obok niej. Pogłaskała go przy głowie.
 Blondyn podniósł się z podłogi. Zauważył na twarzy swojej córki ciepły uśmiech. Policzki miała jeszcze bardziej czerwone niż zwykle. Przeniósł wzrok na byłą Gryffonkę. Musiał z zaskoczeniem przyznać, iż Ros i Hermiona były do siebie podobne. A co jak jednak Herm jest...?
 Pokręcił głową, by wyrzucić tę myśl, która nie mogła być realna.
 - Tato... To jest Tom. Tom, to jest mój tata - zagadnęła po chwili trzynastolatka.
 Mężczyzna przez chwilę patrzył na dziewczynę zdezorientowany. Kto to był Tom? Dopiero po chwili się zorientował, iż chodzi tu o tego Husky'iego.
- Ładne imię - powiedział z lekkim uśmiechem.
 - Granger... Możemy na słówko?
 - Jak najbardziej. Musimy porozmawiać, Malfoy. I to poważnie - syknęła.
 Draco i Hermiona przeszli na korytarz obok salonu, gdzie była Ros z Tomem.
 - Granger posłu... 
 - To ty mnie posłuchaj Malfoy! - przerwała mu. - Właśnie zmierzałam w stronę domu dziecka, gdy nagle zauważyłam Rosalindę z tym psem... Na pierwszy rzut oka myślałam, że Tom coś jej zrobi. Ale nie chodzi tu o psa. Jak do cholery mogłeś pozwolić na to, by szwendała się SAMA po mieście?! Tutaj jest pełno chuliganów, pijaków, pedofilii...
 - Przystopuj, przystopuj! Zachowujesz się tak, jakbyś była jej matką.
 Spiorunowała go wzrokiem.
 - Jestem jej opiekunką z domu dziecka i mam pilnować, by była z tobą bezpieczna - sprostowała.
 - Przecież ona nie ma pięciu lat.
 - Ale też nie ma osiemnastu lat! - stawiała na swoim.
 - Zaraz będziesz mi monologiem wyjeżdżała? - jęknął.
 - Nie mam na to teraz czasu, ale jutro to z wielką przyje...
 - Tato! - do dwójki podbiegła Rosalinde. - Idziemy z Tomem na spacer?
 Popatrzył na długowłosą szatynkę z delikatnym uśmiechem na twarzy. Spacer? Nawet niezły pomysł...
 - Pewnie - odparł. - Idziesz z nami? - zwrócił się do panny Granger.
 - Chyba wtedy będzie najbezpieczniej - sarknęła.
 Biło od niej teraz ciepłem, jednak ciągle gdzieś głęboko był lekki chłód, pozostawiony po krótkiej rozmowie z Draconem.
 Rosalinde zaś bardzo się ucieszyła z faktu, iż ta dwójka pójdzie z nią i psem na spacer.
 - Tom! - zawołała, a pies od razu znalazł się pomiędzy nią, a Malfoyem, przez co blondyn uskoczył lekko w bok, z czego efekt był taki, że przewalił Hermionę na ziemię, a on wylądował na niej.
 - Malfoy kretynie! - zawołała, jednak w jej głosie można było dosłyszeć rozbawienie.
 Wstał z niej.
 - Uważaj gdzie stoisz, Granger.
 - A ty uważaj, gdzie podskakujesz, Malfoy.
 - Nie podskoczyłem!
 - Podskoczyłeś... I to z zaskoczenia, strachu...
 - Nie opowiadaj bzdur, bo to jest...
 - Jeju zachowujecie się jak małe dzieci - wywróciła oczami najmłodsza towarzyszka.
 Spojrzeli na nią energicznie. Zapomnieli po raz kolejny o jej obecności. Stało się to dziwne i postanowili to zaprzestać.
 - Weź tego psa pod smycz i idziemy... - Zaczął zakładać kurtkę.
 - Ten pies ma imię, tato. - Skrzyżowała ręce na piersi.
 - Teraz będziesz się ze mną o to spierała? - Także skrzyżował ręce.
 Wydawała się być przez chwilę zamyślona.
 - Tak... - Kiwnęła kilka razy głową. - Tylko nie mam teraz na to ochoty.
 - Ja tym bardziej.
 - No to ustalone. Teraz spacer - skwitowała trzynastolatka.
 No i znów mu przez chwilę przypominała Granger... Tak samo stanowcza i uparta... No ale przecież to córka kuzynki od Hermiony, więc cóż się dziwić?
***
 Siedzieli teraz w restauracji "White Dream". Na szczęście w owym lokalu można było wpuścić zwierzęta, ale niestety... tylko małe. No cóż... Magia się przydała. Hermiona rzuciła na Toma zaklęcie zmniejszające. Teraz był jako szczeniaczek i siedział na kolanach Ros. 
 Draco był w łazience, zostawiając dziewczyny same ze sobą. Przyjrzał się w lustrze. Naprawdę miał ciut ciemniejsze włosy, niż w czasach szkolnych, gdy były bardzo jasne. Zastanawiał się... Jak Rosalinde go znalazła... Jak do niego doszła... I to jeszcze kilka dni przed Bożym Narodzeniem...
 No tak... Od czego są dokumenty.
 Przetarł twarz w dłoniach. Zmierzył w stronę drzwi. Minął się na krótkim korytarzu z jakąś blondynką, która zagryzła wargi na jego widok i puściła mu oczko. Kiedy zniknęła mu z widoku, wywrócił swoimi oczami.
 - Jak długo mam to ukrywać? - usłyszał głos córki.
 - Jeszcze trochę...
 - Ale to nie jest takie łatwe, mamo...
 - Mamo? - odezwał się zszokowany, a towarzyszki podskoczyły w miejscu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i takie zakończenie w tym momencie ;3
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania <3
Kaja.