sobota, 27 lipca 2013

Królewska decyzja - część 1

Miniaturka nr 2 !
Część pierwsza z dwóch/trzech
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
  -Hermiona! Ktoś do ciebie przyszedł!
  Usłyszała z dołu wołanie swojej mamy. Ubrana w nocną koszulę, kończącą się koronką, zeszła po schodach na dół do salonu. Zastała tam rodziców i dwóch nieznanych jej mężczyzn.
  -Dzień dobry… - zaczęła niepewnie. – Kim panowie są?
  -Witamy księżniczko. Przyszliśmy po panią. 
  Zamurowało ją. „Księżniczko”? Przecież…
  -Panowie… to pomyłka. Jestem zwykłą dziewiętnastolatką, która jest pierworodną i zarazem jedyną córką Jean i George’a Grangerów, którzy tutaj stoją. To pomyłka.
  -Otóż nie Wasza wysokość. Jest pani księżniczką, która jest córką królowej Izabelli Nerten-Amonieg, oraz króla Freda Amoniego.
  -Że co proszę? – myślała, że się przesłyszała. – To… to jakiś absurd! – zwróciła się do mamy i taty. – Mamo, tato… Przecież oni…
  -Mówią prawdę kochanie. – stwierdził George. – Zaadaptowaliśmy cię. Właściwie… to nam Cię podrzucono.
  -Jak… jak to? – oczy szatynki zaszkliły się. – To chyba jakiś koszmarny sen…
  -Nie. To rzeczywistość. – odparł jeden z nieznajomych.
  Brązowowłosa zwróciła się do osoby, która to wypowiedziała.
  -Kim dokładnie jesteście? – zapytała.
  -Och… przepraszamy, że się nie przestawiliśmy. Ja jestem Amosen Lenard – mówiąc tu, pochylił się nisko - A to Frendalain Samertenlen. – tutaj to mężczyzna zwany Frendalainem także się pochylił. – Obaj jesteśmy posłańcami samej królewskiej pary. Właśnie przyszłyśmy po ciebie.
  -Proszę? – znów się zdziwiła. Uniosła brwi ku górze. – Gdy chcecie mnie zabrać?
  -Do twoich rodziców. To twojego prawdziwego domu, pałacu. – oznajmił Amosen.
  -A gdzie to się znajduje?
  -W Francji, Paryżu. Proszę spakować wszystkie rzeczy, ubrać się i pójść z nami. – odpowiedział Frendalalin.
  -Nie ma mowy! – krzyknęła panna Granger. – Nie zgadzam się!
  -Przykro nam, ale to rozkaz samej królowej, jak i samego króla.
  -No dobra… - westchnęła. – Pójdę z wami, ale nie zostaję tam.
  -Jednakże polecamy, aby Wasza wysokość…
  -Proszę tak do mnie nie mówić!
  -Prosimy o to, aby jednak panienka spakowała wszystkie swoje rzeczy.
  -Skoro to konieczne… - stwierdziwszy, wyszła z pomieszczenia wracając do swojego pokoju. Przebrała się. Gdy pakowała jedną z swoich bluzek, weszła Jean.
  -Powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? Czy to prawda, że nie jestem Waszą biologiczną córką? – spytała na jednym tchu.
  -Tak. To prawda.
  Hermiona spojrzała na nią. Myślała, że matka sprzeciwi się i jednak powie, iż to kłamstwo. Kontynuowała pakowanie.
  -Mogłabym zostać na chwilę sama? – przerwała krótkie milczenie.
  -Pewnie. – odpowiedziała pani Granger i zamknęła drzwi do sypialni nastolatki.
  -Muszę się pakować, bo niby jestem księżniczką. – zaśmiała się kpiąco. – Te pakowanie zajmie mi kilka dni. Jednakże… - sięgnęła po różdżkę, wypowiedziała zaklęcie, po czym wszystko wylądowało w jej walizce. – Już lepiej.
  Wzięła bagaż, wyszła z pomieszczenia i zmierzyła ku dołowi. Zostawiła walizkę w korytarzu i wróciła do towarzyszy.
  -Jestem gotowa. – mruknęła.
  -No to idziemy. – zawołał z uśmiechem pan Lenard. Hermiona podeszła do państwa Grangerów. Przytuliła ich mocno.
  -Wiedźcie, że mimo wszystkiego, ale zawsze będziecie moimi rodzicami.
  -A ty naszą ukochaną córeczką. – odparł Gerorge.
  Oderwali się od siebie. Z salonu wyszedł najpierw Amosen, za nim „księżniczka”, z którą szli Grangerowie. Na końcu szedł Frendalalin. Drzwi wejściowe się otworzyły. Nim była Gryfonka wyszła, zwróciła się do zastępczych rodziców:
  -Napiszcie mi proszę później list z wyjaśnieniami oraz dlaczego tak się stało. Będę czekała. Wyślę Wam moją sowę. – Tutaj lekko uniosła niosącą przez nią klatkę, w której smacznie spała płomykówka.
  -Dobrze. Wyślij nam jutro. – stwierdziła kobieta.
  Posłańcy oraz dziewczyna wyszli z mieszkania.
  -Jak się tam dostaniemy? – spytała.
  -Myślałem, że na czarodziejkę to znasz wszystkie możliwości do przeniesienia się.
  Zdziwiła się.
  -Czyli… jesteście czarodziejami?
  -Oczywiście. Cała pańska rodzina jest z czarodziejskiego pochodzenia.
  -Więc wychodzi na to, że jestem arystokratką czystej krwi?
  -Pewnie.
  -To z czego korzystamy? Z teleportacji łącznej, miotły, czy sieć Fiuu? – dopytała się.
  -Z sieci Fiuu, od razu rezygnujemy. Proponujemy teleportację łączną. Jest o wiele szybciej. A miotłami to by zajęło mnóstwo czasu, mugole mogliby nas zobaczyć, a słyszeliśmy, że jakoś nieswojo Wasza wysokość na miotle się czuje.
  -Co to za brednie?! To jakieś bzdury! Czuję się zawsze swojo. – skłamała.
  -Jednak osobiście wolimy teleportację.
  -No to teleportacja łączna! Szybko, bo zaraz zwariuję z całej tej komedii.
  Złapali ją za ręce, po czym poczuła niemiłe uczucie wokół pępka. Po chwili Hermiona ujrzała Wieżę Eiffla. Niedaleko niego stał przepiękny pałac. Podziwiała ten piękny widok. Tutaj teraz wschodziło słońce, przez które niebo miało poranne barwy. Z daleka widziała, że w zamkowym ogrodzie jest fontanna. Uśmiechała się na ten widok. Z zamyśleń oderwał ją głos Amosena:
  -Wieża będzie widoczna z pańskiej komnaty. A teraz chodźmy. Twoi rodzice na pewno już na ciebie czekają.
  -Moi rodzice zostali w Anglii. W Londynie. – burknęła.
  -Ale oni są twoimi zastępczymi…
  -I co mnie to?! To oni mnie wychowali. I tak będę czekała na ich list, kiedy tylko poślę im Gryfonicę. – tak nazwała swoją sówkę, która się teraz obudziła. Hermiona otworzyła klatkę, na co puchacz wyleciał z niej i usiadł na ramieniu właścicielki. Ta pogłaskała ją po główce. – Możemy już iść? Chciałabym też jak najszybciej wrócić do mojego domu. Domu w Londynie.
  -Oczywiście, ale już tam nie wrócisz. Zostajesz tutaj, w Francji.
  Ta gwałtownie się odwróciła w ich stronę. „Już tam nie wrócę?” pomyślała.
  -Przepraszam bardzo, ale w Londynie są moi przyjaciele, którzy są dla mnie jakby rodziną. Ron i Harry są dla mnie jak bracia, a Ginny jak siostra. Nie zabronicie mi.
  -Może my nie, ale król na pewno. A go trzeba słuchać. – stwierdził Fren.
  Ta tylko jęknęła, po czym razem ruszyli w stronę (według tych debili) do jej domu. Bramy się przed nią otworzyły. Przechodziła przez kamienny chodnik, który był w jednej części ogrodu. Wejściowych drzwi strzegli dwaj strażnicy, którzy byli trochę dziwacznie ubrani. Szatynka nie interesowała się zbytnio ich wyglądem, więc szła dalej. Przed wejściem, ochroniarze zatrzymali ją. Jednakże dzięki starszym od niej mężczyznom weszli, iż powiedzieli, że mają ze sobą księżniczkę tego państwa. Ona dalej to traktowała jako dziecinadę. No tak… była rodzina królewska Anglii, Hiszpanii, Grecji, no i Francji, ale żeby ona była członkinią takiej rodziny? Przecież była zwykłą, prostą szlamą.
  -Twoi rodzice czekają w Sali królewskiej. – szepnął jej do ucha pan Lenard. Ta nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego. Stanęli przed wielkimi, brązowymi drzwiami do pomieszczenia, gdzie siedzą „jej rodzice”.
  -Gotowa? – mruknął Samertenlen.
  -Tak. – rzekła krótko, ale stanowczo.
  Mosiężne drzwi otwarły się. Hermiona ujrzała wielki, długi pokój. Na jego końcu widziała dwie sylwetki. Przeszła przez próg, jednakże znów się zatrzymała. Rozglądnęła się. Po bokach nic nie było. Jej wzrok powędrował lekko w górę. Sufit miał wysokie sklepienie. Zauważyła na nim wzory ozdobione złotem. Popatrzyła przed siebie. Tam gdzie siedzieli władcy państwa, był podium. Może taki wysoki jak w Wielkiej Sali w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Tęskniła za tą szkołą. Z ponownych zamyśleń oderwał ją głos jakieś kobiety:
  -Podejdź bliżej Hermiono.
  -J-ja? – spytała niepewnie.
  -Tak.
  Niepewnym krokiem zmierzyła ku parze. Im była bliżej, tym wydawało się jej, że droga się przedłuża. W końcu stanęła kilka metrów przed małżeństwem. Kobieta miała na sobie kremową, długą suknię. Włosy miała rozpuszczone. Lekki makijaż podkreślający jej orzechowe oczy. Malinowe usta uśmiechały się ku dziewiętnastolatce. Były bardzo do siebie podobne. Mężczyzna zaś, był cały ubrany na czerwono, z wyjątkiem długiej, czarnej peleryny. Włosy miał czarne i krótkie. Były trochę rozczochrane. Szczerze to Mionie przypomniał się Draco, kiedy go ostatnio, przypadkowo natrafiła w sklepie spożywczym. Oczywiście znów ją wyzywał, jednak nie tak bardzo jak za czasów szkolnych.
  -Wasza wysokość. – wydukała dziewczyna kłaniając się.
  -Ależ się przed nami nie kłoń. – roześmiał się król.
  Wyprostowała się. Nastało milczenie, które po chwili postanowiła przerwać przybyła:
  -Przepraszam, że przeszkadzam, jednakże panowie Samertenlen i Lenard, powiedzieli mi, że jestem księżniczką, co wiąże się z tym, że jestem córką Waszych wysokości.
  -To prawda. Jesteś nią. – stwierdził spokojnie brunet.
  Dziewczyna przeklęła się w duchu. Sądziła, że sprzeciwią się i wróci do domu. Jednakże tak się nie stało. Kolejne osoby twierdzą, że jest z królewskiej rodziny.
  -Nie sądzisz, że powinniśmy jej wszystko opowiedzieć? – spytała królowa męża.
  -Oczywiście jednak najpierw… - zawołał jednego ze sług, który przybył chwilkę później i zwrócił się do niego po francusku. – Prenez demander Hermione dans sa chambre. Il va de soi que celui qui a toujours regardé avec impatience. {tłum.: Zaprowadź proszę Hermionę do jej komnaty. Ma się rozumieć, że ta, która zawsze ją oczekiwała.}
  Sługa ukłonił się, podszedł do brązowowłosej i poprosił, aby za nim podążyła co uczyniła. Podczas, kiedy ją prowadził do jej pokoju zaczęła się pytać o wszystko. Na początku mówiła po angielsku, jednak chyba jej nie rozumiał, więc musiała posłużyć się francuskim.
  -Qu'est-ce que c'était que ça? Mais je ne suis pas au courant que j'étais une princesse. {O co z tym wszystkim chodzi? Przecież nic mi nie wiadomo, że jestem księżniczką}
  -Le roi et la reine vous expliquera tout la petite dame. Sûrement l'un d'entre eux, viendront à votre chambre et de l'expliquer. Ils musclés en anglais, mais le plus souvent, comme nous tourner pour parler la langue nationale. {Król i królowa wszystko panience wyjaśnią. Na pewno któreś z nich, przybędzie do pani pokoju i to wyjaśni. Oni umieją po angielsku, ale zwykle, jak się do nas zwracają to posługują się językiem narodowym.}
  -Merci. {Dziękuję.} – odpowiedziała, jednak zesmutniała, że nic się nie dowiedziała. Po chwili w jej głowie pojawiło się pytanie, które musiała koniecznie zadać.
  -Et où est ma valise et mon hibou, Gryfonica? {A gdzie moje bagaże i moja sowa, Gryfonica?}
  -Tout son dans la chambre de votre. {Wszystko jej w pańskiej sypialni}
  Ta tylko pokiwała głową jako odpowiedź. Po chwili znaleźli się przed jakimiś wielkimi, dwuczęściowymi, białymi drzwiami.
  -Voici votre chambre, princesse. {Oto pańska komnata, księżniczko.}
 Sługa odszedł pozostawiając ją samą. Przyglądała się jeszcze raz mosiężnym drzwiom. Miała nadzieje, że jak je otworzy to ujrzy wszystkich swoich przyjaciół, którzy mówią, że to był żart. Albo i Malfoy, który by tam stał z tym swoim ironicznym uśmieszkiem na twarzy i zaczął ją wyzywać, z tego powodu, jaka ona głupia, że uwierzyła w to wszystko. Jednakże… „Nie.” pomyślała. „Ja przecież w to nie wierzę. To na pewno jest jakiś żart.” Wzięła głęboki oddech, powoli wypuściła powietrze i otworzyła drzwi. Nikogo nie było. Gdy ujrzała wnętrze dosłownie osłupiała. Znajdowała się w przepięknym pokoju. Ściany były pokryte beżowym kolorem. Przez jedno z okien widziała Wieżę Eiffla. Z okna, które znajdowało się po drugiej stronie była widoczna wielka fontanna, którą Hermiona widziała, gdy tylko się pojawiła w tym państwie. Zauważyła jakieś inne drzwi, jednakże brązowe. Otworzyła je i ukazała jej się sypialnia z garderobą. Z obu stron stały gigantyczne szafy. Stała przed dwuosobowym łóżkiem. Nad nim zaś, były wycięcia w ścianie, na różne rzeczy. Książki, biżuterię, kosmetyki… Wróciła do pierwszego pokoju i dopiero teraz spostrzegła, że tam jest… wielka wanna, usadowiona na podłodze. Miała taką ochotę teraz się rozebrać i wskoczyć do tej wody. Jednak się powstrzymała. Po chwili drzwi znów się otworzyły. Dziewczyna ujrzała w nich królową, niby jej matkę. Miała na swojej twarzy uśmiech.
  -Witam ponownie Wasza wysokość. – powiedziała szatynka kłaniając się przed władczynią.
  -Nie kłaniaj się przede mną moje dziecko. – stwierdziła pogodnym, melodyjnym i spokojnym głosem. Brązowowłosa wyprostowała się.
  -Przepraszam, że zapytam, ale… - zaczęła. – Czy to, że jestem księżniczką, jest jakiś żart? Tylko niech pani nie sądzi, że mówię to złośliwie, iż tak nie jest. Po prostu chcę mieć pewność, że…
  -Spokojnie. Nie. To nie są żadne żarty Hermiono. Naprawdę należysz do naszej rodziny. Chodź. – wskazała gestem dłoni w stronę drzwi, które prowadziły do sypialni dziewiętnastolatki. Razem poszły do drugiego pomieszczenia i usiadły na łóżku.
  -Tak na początek… - rozpoczęła znowu królowa. – Nazywam się Izabelle Nerten-Amonieg. Nie jestem pewna czy Amosen i Frendalain coś mówili o mnie. Jednakże mimo czy to słyszałaś od nich, to na wszelki wypadek postanowiłam ci się osobiście przedstawić.
  -Oni mnie informowali Wasza wyso…
  -Proszę. Nie zwracaj się do mnie, tak jak poddani. Jestem twoją matką. – przerwała jej.
  -Przepraszam bardzo, ale… to po prostu nowa dla mnie sytuacja. Szczerze to nie umiem się pogodzić z tym, że rodzice, którzy mnie wychowywali, nie są moimi biologicznymi rodzicami. Właśnie… czy mogłaby Pani mi powiedzieć jak to się wszystko stało, że wylądowałam u nich i czego było to powodem?
  -Opowiemy ci z ojcem o tym, gdy nadejdzie czas na to.
  -Czyli kiedy?
  -Nie wiem. To może potrwać kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy.
  -Że co proszę?! Nie… ja tak długo czekać w niepewności nie mogę. A! Chciałabym także poinformować, że na pewno dzisiaj wyślę moją sowę do państwa Grangerów i na pewno mi napiszą o tym wszystkim, jednakże… chyba nie wiedzą czemu to się tak potoczyło. Albo?
  -No nie wiedzą. No dobrze… Za około godziny wrócę tutaj z twoim ojcem…
  -Georgem Granger? – spytała z nadzieją w głosie Miona.
 -Nie. Królem Francji. Moim mężem. Do zobaczenia Hermiono. – wstała z łoża i wyszła z pokoju pozostawiając szatynkę samą. Jej oczy zaszkliły się. Nadal nie mogła w to uwierzyć… Ona nie jest członkinią rodziny Granger? Nie jest czarownicą z mugolskiej rodziny, tylko z arystokratycznej w dodatku czysto krwistej rodziny królewskiej? Co ona teraz zrobi bez swoich przyjaciół? Bez Harry’ego, Rona, Ginny… nawet pani Weasley. Zaczęła kręcić głową. Zamknęła oczy i zakryła dłońmi twarz. Jak ma przez to wszystko przebrnąć? Przez tyle lat przebywała z przyjaciółmi, których już może nigdy nie zobaczy. Odeszła z Anglii bez pożegnania z nimi.
  Po godzinie już nie siedziała, a leżała. Patrzyła na sufit ciągle rozmyślając o tym, co będzie. Nic się nie odzywała od czasu, kiedy jej „mama” z nią rozmawiała. W tej ciszy słyszała swój oddech, bicie jej serca, oraz niekiedy kroki na korytarzu, kiedy ktoś przechodził obok wielkich drzwi wiodących do jej większej komnaty. Nagle usłyszała kroki zza drzwiami. Jednak nie podnosiła się. Wejście się otworzyło.
  -Hermiono…
  Był to król państwa. Herma z pozycji leżącej przeniosła się na pozycję siedzącą. Obserwowała towarzyszy. Na twarzy Izabelli już nie gościł ten pogodny, śliczny uśmiech.
  -Czy moglibyście mi wszystko wyjaśnić?
  -Nie uważaliśmy, że będziemy musieli ci o tym powiedzieć teraz. Woleliśmy po balu zaręczynowym… - westchnął mężczyzna.
  Brązowooką zatkało. „O jakim balu zaręczynowym on gada? Mam nadzieję, że to ktoś z pokrewieństwa po prostu. Kuzyni, młodsze rodzeństwo…” pomyślała.
  -Na pewno się pytasz kogo zaręczyny. – z zamyśleń wyrwał ja ponownie brunet. Ta jako odpowiedź pokiwała głową, więc dodał. – Nie możemy ci jeszcze powiedzieć kogo, nim poznasz prawdy o swojej przeszłości.
  -Opowiecie mi w końcu? – spytała zniecierpliwiona była Gryfonka.
  -Ależ oczywiście, oczywiście… - mruknął. – To było tak… - potarł dłonią po swoich skroniach i zaczął opowiadać.
  -No to ten… od czego by zacząć… Ja i moja żona, czyli twoja prawdziwa matka, byliśmy szczęśliwi z wieści, że będziemy mieli córkę, czyli ciebie. Od razu wiedziałem, że będziesz moim oczkiem w głowie. Urodziłaś się. Jednak wtedy… nasz wróg rozpoczął wojnę. Baliśmy się, że mogliby cię zabić, żeby tylko zwyciężyć. Nie chcieliśmy tego. Postanowiliśmy, że oddamy cię mugolom, gdzie na pewno nikt nie będzie ciebie szukał. Pozostawiliśmy cię państwu Granger. Wiedzieli o naszym pochodzeniu, jak i naszej sytuacji w królestwie. Od razu przyjęli cię pod swój dach. Ciężko nam było się z tobą rozstać. Postanowiliśmy, że nim ukończysz dwadzieścia lat, to weźmiemy cię do siebie i dowiesz się prawdy. Jest jeszcze coś…
  Kobiety spojrzały na niego. Królowa wiedziała o co chodzi, ale brązowowłosa – nic, a nic.
  -Ten bal zaręczynowy… jest to bal z okazji twoich zaręczyn.
  Tu to Hermi zrobiła wielkie oczy. „Bal z okazji twoich zaręczyn” Te słowa huczały już jej w głowie. Ale… z kim się zaręczyła? Z Ronem, ani rusz. Po tym jak ją zdradził z jakąś Puchonką to z nim już nie jest, ale pozostali przyjaciółmi.
  -A mogę wiedzieć z kim jestem zaręczona?
  -Och… ty go na pewno nie znasz. Mogę ci powiedzieć, że wróg, który wtedy wypowiedział nam wojnę, zaproponował nam pokój. I właśnie ta zgoda, powinna być udowodniona tym, że nie będzie pomiędzy nami już żadnych wojen. Poślubisz jego syna.
  -A jak on wygląda? Ten mój „narzeczony”?
  -Dowiesz się tego później, ponieważ przyjdą dzisiaj na kolację. Zapoznasz się z nim. Zawołam służące, aby pomogły ci wybrać świetną kreację na ten wieczór. Musisz go zadowolić.
  -Nie… nie trzeba ich wzywać. Dam sobie radę sama.
  -No to cóż. Na pewno widzimy się na kolacji. Nim ona się rozpocznie wyślę po ciebie Pernina, tego, co cię tutaj przyprowadził, aby ciebie poprowadził.
  Zaczął już wychodzić. Nim drzwi się zamknęły, księżniczka zawołała:
  -A kiedy bym mogła się spotkać z przyjaciółmi, którzy są w Anglii?
  Spojrzał na nią.
  -Możesz się z nimi spotkać jutro, ale będziesz miała przy sobie ochronę…
  -O nie! – zawołała gwałtownie wstając. – Nie chcę żadnej straży, gdy spotykam się z moimi najlepszymi przyjaciółmi! Chyba mogę mieć trochę prywatności?
  -Ale przecież oni nie będą umieli po angielsku.
  -Nic mnie to nie obchodzi! Nie chcę mieć nikogo ze sług!
  -Nie puszczę cię samą.
  -A to niby dlaczego?
  -Bo możesz uciec.
  -Ale…
  -Żadnego „ale” moja panno! Albo pójdziesz ze strażą, albo wcale!
  -A gdyby oni przybyli tutaj? Moi przyjaciele?
  -No to nie będzie potrzebna służba.
  -To jutro oni tutaj przybędą. A to może być z samego rana.
  -Dobra… może być. Teraz odpoczywaj i zacznij się szykować. Uczta będzie o osiemnastej. – wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna złapała się za czoło, usiadła na łóżku i zamknęła oczy. Znów musiała to przemyśleć. Po chwili otworzyła oczy i zaczęła mówić do siebie szeptem:
  -Dzisiaj dowiedziałam się, że Jean i George nie są moimi rodzicami. Król i królowa Francji twierdzą, że jestem ich córką. Dzisiaj mam spotkać mojego narzeczonego, z którym chcą mnie swatać. Jednakże mam w czymś pocieszenie. Jutro spotkam przyjaciół. Dzisiaj napiszę do każdego z nich. Który dzisiaj jest? – chwilę się zastanowiła. – 19 sierpnia. Za miesiąc będę miała dwadzieścia lat. Chwila… 19 sierpnia? O… to Harry dzisiaj jest w Norze razem z Weasleyami. To napiszę po prostu jeden list do wszystkich, a na koniec dopiszę prośbę, aby mi napisali oddzielne listy wysyłając z nimi wszystkimi raz Gryfonicą. A jutro wyślę list do moich zastępczych rodziców. Muszę się skupić. Nie wierzę, że to prawda. Na pewno to jakiś sen. – tutaj spojrzała na swoje ramię, które po chwili uszczypnęła. – Auć… to bolało. Jednak to nie sen.
  Opadła na łoże. Przymknęła oczy i zasnęła.
~~*~~
  -Princesse! Princesse! Veuillez laisser la jeune fille se réveille! {Księżniczko! Księżniczko! Proszę niech panienka się obudzi!}
  Hermiona otworzyła leniwie oczy. Ujrzała przed sobą młodą kobietę, która wyglądała na mniej więcej 20-23 lat. Miała ona blond włosy sięgające do ramion, oraz zielone oczy. Miała na sobie elegancką czarno-białą sukienkę, z krótkim rękawkiem. Sięgała jej do kolan.
  -J'ai une question. Pouvez-vous peut-être en anglais? {Mam pytanie. Umiesz może angielski?}
  -Tak. Umiem po angielsku, tyle że nie wszystkich słów pamiętam. – odpowiedziała.
  -Ach to dobrze… ja umiem po francusku, ale lepiej się czuję gdy mówię po angielsku. Jak się nazywasz? – spytała miło uśmiechając się do towarzyszki.
  -Nazywam się Sophie Elizabeth Seniore. A Wasza wysokość na pewno się nazywa Hermiona Izabelle Amonieg.
   Szatynka by od razu zaprzeczyła, jednakże… na to tak wszystko wskazywało, więc odparła:
  -Tak. Jednak jestem przyzwyczajona do mojego dawnego nazwiska. – zesmutniała, iż przypomniała sobie Grangerów.
  -Mogłabym wiedzieć jakie?
  -Hermiona Jean Granger. – westchnęła. Nastała cisza. Po chwili brązowooka postanowiła przerwać milczenie. – Mam prośbę. Mogłabyś nie mówić do mnie „Wasza wysokość”? Po prostu Hermiona. Trochę się dziwnie czuję, gdy się zwraca do mnie inaczej niż przez te wszystkie lata.
  -Oczywiście Wa… znaczy się Hermiono.
  -Która jest godzina?
  -A właśnie! Dlatego tutaj przyszłam! Jest szesnasta. Za dwie godziny twój narzeczony przybędzie!
  -Sophie… a wiesz jak on się nazywa?
  Ta na odpowiedź pokiwała głową.
  -Chciałabym ci powiedzieć, lecz król mi zabronił. Zresztą dowiesz się za dwie godziny na kolacji. Pomóc ci się wystroić?
  Zaprzeczałaby, jednak… co jej szkodzi?
  -Gdybyś mogła.
  -Oczywiście! Przecież do tego jestem! Czas zacząć!
  Blondynka z uśmiechem wyciągnęła swoją różdżkę i jednym jej machnięciem otworzyła dwie ogromne szafy jednocześnie. Miona spojrzała najpierw na pierwszą, później na drugą. Wisiały w nich przepiękne królewskie suknie. Od razu przykuł jej wzrok jeden z nich. Podeszła do tej drugiej szafy i ściągnęła ubranie. Przyłożyła sobie je do swojego ciała i musiała przyznać, że suknia, jest zbyt szeroka. Powiesiła ją z powrotem. Przeglądała pozostałe, jednak nic fajnego nie znalazła. Przypomniała sobie, że wzięła ze sobą swoją ulubioną niebieską sukienkę. Podeszła do swojej walizki, która jeszcze nie rozpakowana, stała przy łóżku. Otworzyła ją i od razu widziała swój strój. Wzięła go do ręki, wyszła z sypialni wcześniej mówiąc do Sophie, aby została i zaczekała, poszła na inny koniec pokoju, gdzie były drzwi, którymi okazały się być drzwiami do łazienki. Weszła, zamknęła się na klucz, po czym szybko się przebrała. Ubrana i uśmiechnięta wróciła do sypialni i przyglądnęła się w wysokim lustrze. Zielonooka się wcale nie odzywała. Szatynka musiała przyznać rację, że niebieski naprawdę pasuje jej do twarzy.
  -I co o niej sądzisz? – spytała po chwili odwracając się do towarzyszki.
  -Mi się bardzo podoba. Nie wiem jak twojemu ojcu. – oznajmiła.
  -Jeżeli mu nie będzie pasowała, to niech zapomni, że zjem dzisiaj kolację z moim „narzeczonym”.
  -Może… może lepiej się pokazać królowi, nim cię zobaczy w tej kiecce na kolacji.
  -Chyba masz rację. Chodź ze mną. Gdybyś mogła to też mnie oprowadzić po zamku. Jutro gdy moi przyjaciele będą to może będę mogła im coś interesującego pokazać.
  -Dobrze. To… pójdziemy?
  Przytaknęła głową na znak zgody. Wyszły z większej komnaty, zmierzyły ku schodom na dół w stronę Sali królewskiej, gdzie siedzieli jej rodzice. Powoli zaczynała się do tego przekonywać, że to jednak nie jest żaden żart, tylko istna rzeczywistość. Otworzyła mosiężne drzwi i znów znalazła się w tym pomieszczeniu. Podeszła pewnym krokiem w stronę tronów. Panna Seniore została przy drzwiach. Gdy król ujrzał swoją córkę TAK ubraną otworzył szerzej oczy.
  -Co ty masz na sobie? – spytał.
  -Jak to co? – stwierdziła pytaniem na pytanie. – Sukienka, którą będę miała na dzisiejszej kolacji.
  -O nie moja panno. Nie pokarzesz się tak w tamtym towarzystwie. Weź coś co masz w szafach.
  -Tyle że wszystkie mają takie same szerokości. – burknęła. – Zbyt szerokie na moją figurę.
  -A od czego są czary? Chyba w Hogwarcie nauczono cię takich zaklęć co umożliwiają przeróbki w ubraniach. – rzekł.
  -Skąd wiesz, że uczyłam się w Hogwarcie? – zapytała zdziwiona.
  -Na pewno znasz Fleur Wealsey. Wcześniej Delacour. – odezwała się teraz jej matka.
  -Tak znam ją. Ona brała udział w Turnieju Trójmagicznym i jest żoną Billiego Weasleya, który jest bratem mojej najlepszej przyjaciółki. To… to ona wam o tym powiedziała.
  -Ależ oczywiście.
  -Macie może z nią jakiś kontakt?
  -Owszem, mamy. Zaprosiliśmy ją do siebie na jutro.
  Hermi uśmiechnęła się. Przecież Fleur może wziąć ze sobą przyjaciół! Harry’ego, Ginny no i Rona.
  -Daj mi do niej adres! – zażądała.
  -A po co ci? – spytał podejrzliwie.
  -Muszę ją o coś poprosić. Chodzi o moich przyjaciół.
  -Przecież jutro tutaj będzie, więc wtedy z nią możesz porozmawiać.
  -Ale ja chcę, aby ona przyszła z NIMI.
  -No dobrze… pójdę po nią za kilka minut. A ty idź się przebrać!
  -Przecież…
  -NATYCHMIAST MASZ SIĘ IŚĆ PRZEBRAĆ W COŚ BARDZIEJ NORMALNIEJSZEGO! Koniec dyskusji. Sophie! – zwrócił się do blondynki. – Przypilnuj, aby moja córka ubrała się w coś innego. Coś co na księżniczkę przystało.
  Ta kiwnęła głową. Miona odwróciła się na pięcie i razem z blondynką wyszła z pomieszczenia, aby udać się do komnaty szatynki.
  -Ja go nie rozumiem! – warknęła oburzona dziewiętnastolatka, kiedy już były w jej sypialni, a ona znów przeglądała suknie, które nie przypadały zbytnio do jej gustu. – Przecież ta sukienka, którą mam na sobie jest super. W dzisiejszych czasach faceci lecą na dziewczyny, które noszą takie ubrania. Sophie. Pomóż mi.
  -Skoro te co są w szafie są zbyt szerokie, to może masz coś jeszcze w walizce?
  -Nie. Nie mam takiej, co by mu odpo… - urwała i szybko podeszła do walizki. Przecież ona ma sukienkę, którą otrzymała od Ginny z okazji tego, że razem ukończyły szkołę. Miona podarowała jej także suknię, ale inną. W ogóle nie wie, czy prezent, który dała Ginny, będzie na niej pasował. Jednakże Hermiona nie postanowiła się tym martwić, iż miała już kreację, którą dostała od rudej. Znów poszła do łazienki, żeby się przebrać, aby po tym przyjrzeć się w lustrze. Tym razem ojciec nie powinien jej kazać się przebrać. Właściwie… nie wiedziała czy jeszcze będzie do niego szła przed ucztą. Wolała być u siebie. Powoli się przyzwyczajała do nowego pokoju. Miała na sobie jagodową suknię, która tuż nad kolanami się rozszerzyła. Od dekoltu, do tego rozszerzenia, ubiór był obcisły, dzięki czemu ukazywał szczupłą figurę dziewczyny.
  -Ta musi mu pasować. – powiedziała po chwili. – A jeżeli mu się nie spodoba to w ogóle się nie pokażę. Naprawdę. Teraz to mówię całkiem serio. Teraz trzeba się zająć makijażem i fryzurą. Zwykle pomagała mi Ginny, moja przyjaciółka. Jest specjalistką jeżeli chodzi o robienie fryzur. Kurcze… tęsknię za nią.
  -Wiesz… nie chcę się chwalić, ale miałam praktyki jako fryzjerka, a później jako kosmetyczka. – odezwała się.
  -Naprawdę? – spytała z uśmiechem. – Pomożesz mi?
  -Pewnie.
  Wzięły się do roboty. Jeszcze miały czas do wieczornego posiłku. Szatynka dopytywała się Sophie o jej narzeczonego. Zdradziła jej tylko to, że on jest z arystokratycznej rodziny, jednak nie królewskiej. Posiada blond, krótkie włosy. Więcej jej nie mówiła. Hermionie przez myśl przeszedł Dracon. Arystokrata z blond włosami. Przez rok go nie widziała. Jednakże… co by taki Malfoy robił w Paryżu, mieście mugoli? Ale tutaj też są czarodzieje… na przykład wszyscy co są w zamku.

--------------------------------------------
Zdjęcia:
Łóżko w sypialni Hermiony:

Wanna:

Sukienka, która nie spodobała się królowi, a Hermiona chciała ją mieć na kolacji:

Suknia w której Hermiona pójdzie na wieczorny posiłek:

13 komentarzy:

  1. No nie powiem ta miniaturka jest calkiem ciekawa. FAjnie to opisalas i wogule. Czekam na kolejna czesc miniaturki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już czekam na kolejną część :) Spodobało mi się. Bardzo wciągające. A tym narzeczonym musi być Draco, no musi, bo... nie wiem co, ale coś na pewno xd A te sukienki. Tak, jagodowa bardziej mi się podoba ;) A no i jeszcze. Ja chcę taki pokój jak ona! A właściwie czemu ona ciągle o nim myśli??? Bo będzie w następnym rozdziale. I będzie jej narzeczonym. Bo mam nadzieję, że będzie ;)

    Weny i zapraszam
    http://dramione-that-is-why-i-love-you.blogspot.com/
    WiŚenka

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ;-) Mam nadzieję , że następną część nie karzesz mi długo czekać :-)
    Zapraszam na Mojeminiopowiadania.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna ta miniaturka, nie jest smutna, kojarzy mi się z "Pamiętnikiem księżniczki", jestem ciekawa co dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Grrrr pisałam komentarz i jak to ja, musiałam coś nadusić i cała str. mi się wyłączyła -.-'
    No, ale wracając do miniaturki...Jest świetna.! Skąd ty bierzesz te pomysły.?! No ja się pytam.! xd
    Jestem happy, że akcja kręci się we Francji, a jeszcze dokładniej w Paryżu <33
    Hmmm czyżby narzeczonym naszej Hermi, był nie kto inny jak Draco.? Draco Malfoy.? ^.^
    Jestem ciekawa jak potoczy się ta kolacja i ogólnie co się będzie dziać, jak przyjaciele odwiedzą naszą bohaterkę ;d
    A sukienka...Zgadzam się z Królem...Ta niebieska...Taka...Jakaś...No...Emmmm po prostu ta jagodowa jest o wiele, wiele lepsza.! Śliczna *.*
    Pokój Hermi...I ta wanna...Merlinie.! xd
    Czekam na dalszą część miniaturki ;d

    Ściskam : To$ka ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze. Tym razem nie pierwsza. :(
    Miniaturka świetna! Ten narzeczony to musi być Draco! Jak to nie będzie on, to... to przyjdę do ciebie i rzuce cruciatusem... :P

    Pozdrawiam i całuję gorąco. :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa miniaturka, podoba mi się. Pierwszy raz spotykam się z takim pomysłem :)
    Zgadzam się z królem, hehe :D
    Pozdrawiam i życzę weny + szybkoszybkoszybko nn, bo nie wytrzymam! :D

    Nadya.

    Jeśli masz ochotę, wpadnij do mnie http://hermionadracoocaleni.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Powiem tak: I Like ^.^ Czekam na kolejną część :)

    Alh.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawy pomysł, chociaż nieprawdopodobny. Według mnie zbyt szybko opisałaś całe zdarzenie i zgodę Hermiony, ale to twój pomysł, ja jedynie mogę powiedzieć, że mi się podoba. Jeden błąd jaki zauważyłam to w zdaniu: "Panowie… to pomyłka. Jestem zwykłą dziewiętnastolatką, która jest pierwotną i zarazem jedyną córką Jean i George’a Grangerów, którzy tutaj stoją. To pomyłka." Nie pierwotną, a pierworodną. ;) Pierwotna może być np. rzecz, która jest już bardzo stara i jej pierwotny (pierwszy/oryginalny) wygląd się zmienił, a pierworodny/pierworodna to pierwsze dziecko w rodzinie, pierwsze dziecko jakiegoś mężczyzny, bądź kobiety.

    Zapraszam do mnie na bloga: [szklana-magia.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze... poprawię te zdanie :). Cieszę się, że spodobała ci się miniaturka :)

      Usuń
  10. Ale się wciągnęłam! Bardzo spodobała mi się ta miniaturka! Gratuluję świetnego pomysłu! Przeczytałam tą miniaturkę z uśmiechem na twarzy. Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część. :)
    Pozdrawiam Lily M. :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo przepraszam, że piszę tutaj, ale nie mogłam znaleźć spamu ;_;
    Serdecznie zapraszam na rozdział pierwszy!
    http://nie-badz-taka-hermiono.blogspot.com/2013/07/1.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz przepraszac :) zapomnialam o dodaniu spamu. Mialam te zakladke, ale nie wiem czemu ja usunelam. Przeczytam za kilka minut :)

      Usuń

Pamiętasz tę zasadę? Czytasz=Komentujesz ?
Żyjcie proszę tą zasadą :) Każdy komentarz motywuje.
Jeżeli nie chcecie z swojego konta, to piszcie anonimem.
Bardzo bym się ucieszyła, gdyby czytelnicy pozostawiali po sobie ślad w postaci komentarza :*

~~Kaja Malfoy