sobota, 20 lipca 2013

28 ~~ Teraz to się doigrałaś

Nastał 14 grudnia. Hermiona miała urodzić za dwa tygodnie. W pracy dostała urlop macierzyński. Teraz musiała odpoczywać, jednakże nie potrafiła usiąść w jednym miejscu. Jak nie gotowała, to sprzątała.
-Kochanie. Idź się w końcu połóż. Co ci lekarz mówił? Masz odpoczywać przez te dwa tygodnie. – powiedział Malfoy, kiedy zobaczył Mionę, która niosła odkurzacz. Byli w pokoju dziecięcym, który był obok sypialni. Draco właśnie skończył składać drugie łóżeczko dla ich dzieci. Hermi chciała odkurzyć pomieszczenie. Podszedł do niej, po czym odebrał jej urządzenie i odstawił na bok.
-Draco! Nie traktuj mnie jak kalekę! Jestem po prostu w ciąży, a to nie…
-No właśnie. Tym bardziej powinnaś odpoczywać i…
-To tylko ciąża, a przecież…
-Nie przerywaj mi kotku, bo…
-Bo co? – na twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Powiedziałem, żebyś mi nie przerywała, ponieważ…
-Ty mi pierwszy przerwałeś.
-Teraz to się doigrałaś. – uśmiechnął się szeroko. Energicznym ruchem wziął małżonkę na ręce i ruszył z nią przez korytarz do sypialni. Ta zaczęła machać nogami, zarazem śmiejąc się.
-Draco postaw mnie na ziemię i to już! – rozkazała rozbawionym głosem. Jednak on udawał, że jej nie słyszy. Położył ją na łóżku i przykrył.
-Muszę lecieć do pracy. Na razie. – pocałował ją w czoło. Podążył już ku drzwiom, aż nagle powiedziała:
-Zamknij drzwi wejściowe na klucz.
-Spokojnie. Jesteś tu bezpieczna. – wyszedł.
Szatynka wyciągnęła ze swojej szafki nocnej książkę pod tytułem „Czas ciąży. Co później?” Był to poradnik dla przyszłych matek. Od jakiegoś czasu dziewczyna często to czytała. Pogrążyła się w lekturze.


Około godziny 16:00 w gabinecie Dracona, który dzielił z małżonką, panował straszny nieporządek. Wszędzie były papiery, dokumentacje, zgłoszenia… po prostu chaos. „Gdyby Miona widziała ten bajzel, to by mnie zabiła” pomyślał. Całą makulaturę, która była na biurku zebrał w jedną kupkę i odłożył na bok. Usiadł na fotelu, po czym schował bolącą głowę w dłoniach. Nadal nie złapał Lucjusza i Belli. Nie wiedział, gdzie ich szukać. Był w Dworze Malfoyów, mieszkaniu Lestrange'ów… nic. Miał ochotę wrócić już do domu. Do Hermiony. Jednak musiał zostać w pracy do 21:00. Nagle do biura wbiegł ciemnoskóry brunet. Blondyn podniósł głowę.
-Blaise?
-Draco! – zawołał. – Znajdź ją!
Niebieskooki nie wiedział, o kogo mu chodzi.
-Co się stało? Kogo mam znaleźć? I czemu akurat ja?
-Jesteś moim przyjacielem. To było tak… wróciłem do domu. Jak wiesz, mieszkam z Luną. Wchodzę do salonu i zastałem taki bałagan, że cholera jasna! Wołałem ją. Po całym mieszkaniu jej szukałem. Nigdzie jej nie było. Gdy wróciłem do salonu na stoliczku zauważyłem tą karteczkę. – powiedziawszy wyciągnął z kieszeni swoich dżinsowych spodni jakiś papier, który potem podał przyjacielowi. – Pomóż mi. Sądzę, że to twój stary i twoja zwariowana ciotka, dlatego tobie to mówię, bo się zajmujesz ich sprawą.
Mafoy otworzył kartkę i ją przeczytał. Nie poznawał pisma ani Lucjusza, ani Belli. Uniósł lewą brew ku górze. Nigdy jeszcze nie czytał czegoś takiego.
-Jeżeli chcesz ją znów zobaczyć przyjdź dziś o 17:00 pod szpital na Kwasztyńskiej w Londynie. Masz być sam, bo inaczej twoja lalunia zginie. – zacytował blondyn i spojrzał na Zabiniego. – Nie próbuj tam iść sam, tylko…
-Nie mam iść?! – przerwał mu. - Człowieku! To moja narzeczona!
-Powiedziałem, żebyś nie szedł sam. To może być zasadzka.
-Chcę ją odzyskać! – ryknął, widocznie ignorując stwierdzenie stalookiego. – Co byś zrobił gdyby to chodziło o Hermionę?
-Ja… - nie dane mu było dokończyć, bo ponownie mu przerwał:
-Też byś powiedział, że nie pójdziesz jej ratować?
-BLAISE! – warknął. Walnął z całej siły pięścią w powierzchnię biurka, gwałtownie wstając z siedzenia. – ZAMKNIJ SIĘ CHOCIAŻ NA CHWILĘ! POSŁUCHAJ MNIE I NIE PRZERYWAJ! – wziął kilka głębokich wdechów i zaczął:
-Gdybyś mnie słuchał, to byś wiedział o co mi chodzi. Mi chodziło o to, żebyś tam nie szedł sam…
-Przecież w liście było napisane…
-BLAISE, PRZYMKNIJ SIĘ! Nie pójdziesz tam sam. Pójdę z tobą i weźmiemy ze sobą Harry'ego. Musimy też iść do ministerki…
-Przeczytaj ten papierek ze zrozumieniem.
-Diable… - spojrzał na niego jadowitym wzrokiem. Przyjaciel od razu zamilkł. – Tak… tutaj pisze – spojrzał na liścik i przeczytał. - „Nie myśl nawet, żeby to zgłosić ministerstwu” Musisz.
-A co będzie jak ją przez to zabiją?
-Spokojnie. Nie zabiją. Zaczekaj tutaj. – stwierdziwszy to, wstał z miejsca i wyszedł na chwilę z gabinetu, pozostawiając przyjaciela samego. Po krótkiej chwili wrócił w towarzystwie Harry’ego.
-O co chodzi? – spytał zielonooki.
-O Lunę. – odpowiedział krótko Diabeł. Opowiedzieli mu o co dokładnie chodzi. Bliznowaty chciał pomóc. Przecież Luna to jego przyjaciółka…
-O 17? – spytał, kiedy skończyli opowiadać. Spojrzał na zegarek. – Mamy tylko pół godziny.
Zaczęli ustalać między sobą, co mają zrobić. Piętnaście minut przed siedemnastą ruszyli we trójkę do miejsca, które było podane w liściku. Gdy doszli, Blaise stanął z boku budynku szpitalnego, a Draco i Harry schowali się za jednym z krzaków. Dokładnie o siedemnastej ktoś się pojawił. Był ubrany cały na czarno, a na głowie miał założony kaptur. Nie było widać oczu. Podszedł do Zabiniego.
-Gdzie Luna? – spytał.
-Spokojnie chłopaku… mam interes. – stwierdził nieznajomy.
-Jaki interes? – zapytał niepewnie.
-Zwab do siebie Dracona Malfoya. Teraz.
-Nie ma mowy. To mój najlepszy przyjaciel.
-No to nigdy nie zobaczysz już swojej laluni żywej.
-Gdzie ona jest?!
-Daleko stąd. Jeżeli chcesz to możesz do niej dołączyć. – powiedział i wyciągnął różdżkę. Draco szybko kiwnął głową do Pottera na znak. Zawołali wychodząc z kryjówki:
-Drętwota!
Nieznany mężczyzna zaczął uciekać. Za nim podążył w pościg Malfoy. Nie mogę dać mu uciec, myślał. Niestety… facet się teleportował. Uciekł… wkurzony blondyn wrócił do przyjaciela i szwagra.
-Aportował się…
-Nie wierzę… nadal nie wiem gdzie ona jest. Co jak ona…
-Zabini, nawet o tym nie próbuj myśleć. Na pewno żyje. – przerwał mu Harry.
Zrezygnowani wrócili… Diabeł do swojego mieszkania, a zielonooki i niebieskooki do pracy. Kiedy Malfoy był już przy swoim biurku zrozumiał, że zawiódł. Zawiódł swojego przyjaciela. Wziął kilka głębokich wdechów.
-1… 2… 3… 4… CHOLERA! – po raz drugi dzisiaj walnął pięścią w powierzchnię mebla. Jak mógł na to pozwolić? Jak mógł dopuścić do ucieczki. Nagle… jego komórka zadzwoniła. Wyświetliło „Mionka”. Odebrał telefon.
-Hermi?
-Draco… błagam… przyjeżdżaj do… domu… - jęczała. – Teraz!
-Ale co się stało?
-Rodzę... Nasze dzieciaki…
-Jak to? – spanikował. – Teraz? Dokładnie w tej chwili?
-Tak… błagam…
-Zaraz będę! – rozłączył się. Szybko wybiegł z gabinetu. Na chwilę wszedł do biura szefa mówiąc:
-Eryk! Słuchaj! Muszę teraz zwolnić się z pracy! Moja żona, Hermiona właśnie rodzi.
-Dobra. Leć. – odpowiedział.
Arystokrata wybiegł zmierzając do wind. Kiedy jechał nią w górę, zaczął soczyście kląć. Nie umiał wytrzymać. Zanim znalazł się w głównym holu, wydawało mu się, że to trwało wieczność. Podszedł do jednego z kominków i po chwili znalazł się u siebie w mieszkaniu.
-Miona! – zaczął wołać.
Usłyszał jęki. Pobiegł do sypialni. Miona leżała na łóżku i zwijała się z bólu. Ten szybko do niej podszedł i wziął ją na ręce, uznając, że nie byłaby w stanie sama chodzić. Poszedł z nią do samochodu. Z trudem usiadła z tyłu, na środku. Trzymała się kurczowo za brzuch. Usiadł za kierownicą i ruszył w stronę szpitala. Gdzieś około 600 metrów od celu, Dracon dostał szału.
-SZLAG! – krzyknął uderzając w kierownicę. – Paliwa brak. Nie mam innego wyjścia.
Na szczęście stali gdzieś na boku, co umożliwiało innym ich ominąć. Wysiadł z auta, pomógł żonie wyjść, po czym powtórnie wziął ją na ręce. Zaczął biec. Jakieś 100 metrów dalej zatrzymał się jakiś samochód. Kierowca otworzył drzwi od strony pasażera i zawołał:
-Rodzi?
-Tak. Mógłby pan nas zawieść do szpitala?
-Pewnie. Wchodźcie.
Nieznajomy otworzył także tylne drzwi, przez które Hermiona weszła do środka. Blondyn zajął miejsce obok kierowcy. Ruszyli dalej. Tuż pod szpitalem, małżonkowie wyszli, a Malfoy zapłacił mężczyźnie za podwózkę. Pomógł Mionie dojść do środka. Było jej coraz słabiej. Weszli do Izby Przyjęć. Dziewczyna usiadła na jednym z krzeseł. Jej oczy zaszkliły się bardziej. To przez ból. Smok podszedł do recepcjonistki i powiedział:
-Proszę pani moja żona właśnie rodzi.
-Jedno dziecko, bliźniaki, trojaczki? - spytała.
-Bliźniaki.
-Dobrze. - stwierdziła i wzięła słuchawkę od telefonu, po czym wezwała jakiegoś lekarza. Kiedy odłożyła dodała:
-Zaczekajcie tutaj na lekarza. Zaraz będzie.
Mam nadzieję... - pomyślał. Usiadł obok małżonki. Minęła minuta, może dwie, aż w końcu zjawił się doktor w towarzystwie trzech pielęgniarek. Jedna z nich miała przy sobie wózek. Blondyn pomógł szatynce się przesiąść, po czym razem ruszyli do porodówki. Weszli do jednej z sal.
-Proszę pomóc pani się przebrać. - do Dracona zwróciła się jedna z pielęgniarek, podając mu jakąś "koszulę szpitalną". Poszedł z żoną na bok i pomógł jej. Było trochę ciężko, ponieważ zwijała się coraz bardziej z bólu. Kiedy w końcu im się udało, Hermiona położyła się na łóżku. Pielęgniarki przygotowywały wszystko, co będzie potrzebne. Chłopak na chwilę wyszedł i postanowił do kogoś zadzwonić.
-Halo? - usłyszał głos wyłaniający się z komórki.
-Harry? Tu Draco. Słuchaj...
-Stary. Gdzie ty jesteś?!
-W szpitalu.
-W szpi... po co?
-Mionka rodzi. Właśnie dlatego dzwonię. Jeżeli możesz to przyjedź.
-Dobra... a to jest szpital, gdzie Blaise spotkał się z tym typkiem dzisiaj?
-Tak, właśnie ten.
-Zaraz będę. - rozłączył się. Arystokrata wrócił do rodzącej.
Przez godzinę nic się nie działo, pomijając fakt, że zwijała się z bólu. Jednak już się zaczynało.
-Doktorze! - zawołała jedna z przełożonych. - Już. - potem zwróciła się do ciężarnej. - Proszę robić to, co pani powiem, dobrze?
Na znak zgody, Miona pokiwała głową. Robiła krok po kroku polecenia od pielęgniarki. Malfoy złapał ją za rękę, którą mocno uścisnęła.
-Dobrze. Na trzy. Raz. Dwa i trzy, proszę przeć!
Krzyk bólu i zarazem większy uścisk w dłoni kobiety. Draco popatrzył na bok, bo nie chciał za bardzo patrzeć na żonę, która tak cierpi. Zauważył szwagra i jego żonę. Patrzyli na salę. Było to możliwe, bo oddział był specjalnie tak zbudowany, że jak ktoś rodzi, to ten kto jest z najbliższej rodziny jak brat, mąż, rodzice... może to widzieć.
-Dobrze pani Malfoy. - odezwała się ponownie pielęgniarka. - Ostatni raz i będziemy mieli pierwsze dziecko. Teraz!
Hermiona zaczęła z całych sił przeć i po chwili usłyszeli płacz noworodka. Pracownica podała młodemu ojcu nożyczki, aby przeciął pępowinę, co uczynił. Podała dziecko innej, po czym znów rozpoczęli. Tylko jeszcze córka. Jeden oddech, drugi i trzeci, a zarazem ostatni i pojawiła się córeczka. Szatynka miała twarz całą zlaną potem. Jednak uśmiechała się z tego powodu, że już po wszystkim i mają swoich maluchów. Blondyn ponownie odłączył dziecko od matki. Po kilku chwilach na rękach Dracona spał jego syn, zaś w objęciach Hermiony - córeczka. Pracownicy zostawili ich samych, jednakże Potterowie weszli do pomieszczenia. Miona posłała im uśmiech, który odwzajemnili. Podeszli do łóżka.
-Córka i syn. - odezwał się arystokrata.
-Gratulujemy. - rzekł Potter z uradowaniem.
-Jak ich nazwiecie? - spytała ruda.
Malfoyowie spojrzeli na siebie.
-Uzgodniliśmy to, kiedy byłam jeszcze w ciąży. Mała będzie się nazywała Jean Narcyza Malfoy.
-A mały... - zaczął szarooki. - Harry Blaise Malfoy.
-Ej! - zawołał z rozbawieniem Wybraniec. - Czemu akurat Harry?
-Po tobie, tępaku. - odpowiedziała siostra, po czym brat ją przytulił.



Dracon wziął urlop na dwa tygodnie, aby zająć się rodziną. Ciągle był przy żonie i dzieciach. Po trzech dniach, wrócili do domu. Wszystko było inne. Ostatni raz jak byli w tym mieszkaniu, mieszkali tylko on i ona, a teraz doszły do nich bliźniaki. Byli szczęśliwi. Aż do jakiegoś czasu... 
Witam :D
Z góry przepraszam, że krótki rozdział, ale wenka była tak kapryśna i uparta... Kiedy chciałam wziąć się za pisanie dalszej części tego rozdziału to wenę miałam, ale bardziej na 29.1 oraz 29.2 (może będzie 29.3). Dobra... walę prosto z mostu! (xD) Mi się ten rozdział podoba. Głównie chodziło mi tutaj te narodziny. Spotkanie Blaise z nieznanym mężczyzną (Wam nieznanym, ale mi znanym ;D) to nie planowałam. Nie myślałam o tym w ogóle, no ale wyszło jak wyszło ;) . Moje ulubione momenty? Jak Draco krzyczy na Zabiniego, oraz czas, kiedy Mionka rodzi. W ogóle... cały mi się podoba :) . Zdjęcie pożyczyłam od http://ranyzamkniete.blogspot.com (szkoda, że historia się już zakończyła :( ) . Co sądzicie o tyj notce?
Coś chciałam jeszcze napisać, ale nie pamiętam co... (chwila przerwy na zastanowienie się) 
Już wiem! Ten kto jeszcze nie czytał... proszę niech przeczyta Edit na samym końcu 27 rozdziału. Napisałabym to jeszcze raz tutaj, ale po co mają czytać po raz drugi ci co czytali ten Edit xD .
Pozdrawiam,
Kaja Malfoy

PS Założyłam dwa nowe blogaski ! :D
1. http://harrmione-czy-hinny.blogspot.com
2. http://kajamalfoy-piatyrok.blogspot.com (szczerze to bardziej na tego zachęcam, ale to szczególik)

PPS Dedyki! Dla wszystkich !

5 komentarzy:

  1. Jeej! :D Mionka urodziła! ^.^
    Dziękuję za dedykację. :3
    Rozdział cudny.
    Biedny Blaise... Gdzie mogą trzymać tą Lunę?!

    Pisz szybko następny rozdział! :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie:
    http://harry-and-ginny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ije ^.^ Biedna Luna. Rozdział jak zwykle świetny więc rozpisywać się nie będę. Pozdrawiam Alhena

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejć ! Cudowne ! Ciekawe co będzie dalej , ciekawe co z Luną . Oczywiście będę obserwować bloga , przecudowny jest !
    Piszę bloga o innej tematyce , ale mam nadzieję że ci się spodoba.
    Zapraszam do siebie na http://simple-swag.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Yea.! Hermi urodziła.! No i znów bliźniaki ^.^
    Cholerka kto porwał Lunę.?! No i gdzie ją trzymają.?! Nie no, ale o Lunkę się nie boję. Dziewczyna umie o siebie zadbać. Bardziej się boję o tych co ją porwali. Tam z nią powariują jak zacznie nadawać o chrapakach krętorogich i innych nieistniejących, ale istniejących stworzeniach xd
    Weny Kajuchna, weny.! ;d
    Taaaa Tosiek ma fazę *.*

    Pozdrawiam i Całuje : To$ka ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo Hermiona urodziła, fajnie :P Jejku ktoś porwał Lunę :( Bardzo ją lubię :)

    OdpowiedzUsuń

Pamiętasz tę zasadę? Czytasz=Komentujesz ?
Żyjcie proszę tą zasadą :) Każdy komentarz motywuje.
Jeżeli nie chcecie z swojego konta, to piszcie anonimem.
Bardzo bym się ucieszyła, gdyby czytelnicy pozostawiali po sobie ślad w postaci komentarza :*

~~Kaja Malfoy