"Rozłąka jest naszym losem,
Spotkanie naszą nadzieją"
-JEAN !! - zawołali jednocześnie. Draco spojrzał na otwarte drzwi i wybiegł przez nie. Chwycił swoją miotłę, zasiadł na niej i ruszył "w pogoń" za córką, by ją uratować. Zmierzał błyskawiczną szybkością. Po chwili usłyszał, jak ktoś wrzeszczy z góry. Bez namysłu zatrzymuje się i patrzy w górę. Był to Alexan, który...
-On zgłupiał... - szepnął, widząc jak chłopak leci w dół. Zawrócił szybko swoją miotłą. Puchon spadł za nim. - Chłopcze... Czyś ty już do reszty oszalał? - warknął w jego stronę.
-Niech pan nie marudzi, tylko leci po Jen!
Przyśpieszył, jednak... nie zdążył. Malfoyówna upadła na jakiegoś chłopaka, przez co ona go "spłaszczyła". Dzięki temu młodzieńcowi przeżyła, jednakże uderzyła głową w ziemię i straciła przytomność. Tuż nad ziemią, Alexander wyskoczył z miotły i podbiegł do dziewczyny.
-Aua... - mruknął leżący chłopak, powoli wstając i ściągnął ostrożnie z siebie szatynkę. - Jen?! - zapytał zaskoczony.
-Michael? - spytał Draco, kiedy wylądował obok nich. - Czemu nie jesteś w Dumstrangu?
-Tam mamy ferie do dwudziestego stycznia. Szukałem teraz Izabelli. Izabelli Weasley. - odpowiedział.
-Trzeba ją zanieść do skrzydła. - szepnął Dracon, podchodząc do nieprzytomnej dziewczyny. Wziął ją na ręce. Dopiero teraz zauważył, iż jest cała we krwi. Miała pocięte ramiona, przedramiona oraz dłonie. A suknia była cała we krwi. Tylko pytanie... Dlaczego ona założyła sukienkę w zimie?
-Czyli... ona znów się cięła? - spytał niepewnie Zabini. Szedł obok profesora i pogładził ramię szatynki.
-Co to za hałas? - odezwał się uczeń bułgarskiej szkoły.
Z Hogwartu dobiegły jakieś krzyki, wrzaski...
-Weź ją. - mruknął blondyn i "podał" córkę Puchonowi. Arystokrata pobiegł w stronę wielkich drzwi, z całych sił w nogach. Chłopcy spojrzeli na siebie, po czym zmierzyli do wnętrza. Alexander przytulił bardziej do siebie Gryfonkę. Poczuł jej lekki oddech. Czuł w jednej dłoni jej krew. Zapomniał, jak się nazywało pewne zaklęcie. Chciał powstrzymać jej czerwone krwinki. Bał się, że wykrwawi się i... umrze. Już była tak bliska tego zjawiska, ale na szczęście zjawił się Fayman.
***
-Na Merlina! Panie Zabini! Co się stało z panną Malfoy? - zawołała pani Spart, kiedy spostrzegła uczniów.
-To długa historia proszę pani. Ona straciła przytomność... - odpowiedział Alexan.
-Połóż ją tutaj. - mruknęła. Uczeń ją posłuchał. Kobieta zwróciła pytający wzrok na Michaela.
-A pan kim jest?
-Michael Fayman. Uczę się w Dumstrangu. To ja może... pójdę... - opuścił skrzydło.
-Były jakieś dodatkowe obrażenia?
-Tak. Ona spadła z Wieży Astronomicznej i uderzyła głową w ziemię. I to chyba dość mocno.
-Z Astronomicznej? - Spart była zdumiona. - I przeżyła? To musi być naprawdę mocna dziewczyna. Ja się nią zajmę Alexandrze. A teraz idź pomóż innym, by się uspokoili.
-Właśnie. Co się stało?
Wzięła głęboki wdech i westchnęła:
-Sam-Wiesz-Kto powrócił. Coś czuję, że za niedługo stoczy się kolejna bitwa. Trzecia bitwa o Hogwart.
***
-Jak to możliwe?
-Nie jest to jakaś pomyłka?
-Myślałam, że został już pokonany!
W gabinecie Cho Finngian, zebrali się wszyscy profesorowie. Rozmawiali właśnie o tym, co się stało na uczcie. O powrocie Voldemorta.
-Proszę o spokój! - zawołała po chwili dyrektorka. Nauczyciele ucichli.
-Dziękuję. - mruknęła. - Jak widzieliście, znaczy... słyszeliście, Sami-Wiecie-Kto powrócił do naszego świata. Nie ukrywam, że nasza szkoła, w ogóle cały świat czarodziejów, jak i mugoli, jest po raz trzeci w ogromnym niebezpieczeństwie. Przeczuwam, na pewno jak wy i wszyscy uczniowie, że może wybuchnąć kolejna bitwa. Na pewno osoby, z którymi chodziłam w tym samym roczniku, czy rok młodsi, czy nawet dwa, wiedzą, jakie to jest niebezpieczne i bolesne. Utraciliśmy ważne dla nas osoby. Jestem w stu procentach pewna, iż nie zabraknie nam ofiar. Mam do was pytanie... Wiecie jak to możliwe, że powrócił?
Nastało milczenie. Wszyscy się nad tym zastanawiali. Przecież wszystko, co z nim związane, zostało zniszczone. Kompletnie wszy...
-Horkruksy! - zawołała niespodziewanie Ginny. Nauczyciele spojrzeli na nią z zdziwieniem.
-Gin... skąd ten pomysł? - spytała Hermiona. - Przecież wszystkie zostały zniszczone.
-Widocznie nie. - wtrącił się Draco. - Uważam, że on stworzył ich więcej. Tylko pytanie... jakie to są?
-Chwila, chwila! - warknęła Sofie. - Czy jesteście tego pewni, że chodzi o horkruksy?
-Ale przypomnij sobie jego słowa, Sof. - mruknął Blaise. - Powiedział: Harry Potterze... nie zniszczyłeś wszystkich części. - spojrzał na Pottera. - Sądzę, że właśnie o to chodziło, bo o czym mógłby innym mówić? Zniszczyłeś tylko horkrusy, jeżeli chodzi o części. Wszystko jest jasne.
-Blaise! - szturchnęła go małżonka. - Nie jest wszystko jasne! Nie mamy bladego pojęcia, gdzie to może być! Nawet pomysłów, co takiego to jest, nie mamy!
-Uspokój się Lunka. - powiedział Seamus. - Na spokojnie.
~~*~~
Dwa dni później...
W skrzydle szpitalnym...
-O nie... zaczyna się pogarszać.
-Silence... - odezwała się Hermiona. - Ona musi z tego wyjść. - przeraziła się. Patrzyła na swoją nadal nieprzytomną , piętnastoletnią córkę. Jej stan pogarszał się z dnia na dzień, a nawet z godziny na godzinę. Tego pielęgniarka, Silence Spart, nie umie zaprzeczyć. Bała się. Bała się strasznie, nigdy już nie otworzy swoich szaro-niebieskich oczu. Nagle do pomieszczenia wpadł Dracon.
-Co z nią? - spytał zaniepokojony. Popatrzył w oczy swojej żony. Było w nich przerażenie, ból, smutek i cierpienie. Spojrzenie przeniósł na dziewczynę, a potem na pielęgniarkę. - Silence... Czy ona...
-Niech pan mnie nie pyta, panie Malfoy. Nie mam pojęcia. Naprawdę. Boję się, iż tu nic już nie zdziałamy. Uważam, że powinniśmy ją przenieść do św. Munga. Tam udzielą jej specjalistycznej pomocy, która może uratować jej życie. Sama pogorszyła sobie sytuację, gdyż ma pełno zacięć na ciele. Nie tylko na ramionach, ale jeszcze na nogach, brzuchu... Musimy ją przenieść. Tylko to może ją uratować.
~~*~~
15 marca 2017 rok...
W umyśle Jean...
Czuję się niesamowicie. Dzisiaj ponownie jestem w Hogsmeade. Szczęście zapełniało całe moje ciało. Siedzę właśnie z Alexanem w pubie "Pod Trzema Miotłami". Rozmawiamy, żartujemy, śmiejemy się... Uwielbiam to. Wręcz kocham! Nagle chłopak prosi, bym z nim na chwilę poszła. Z zdziwieniem zgadzam się. Wstajemy z miejsc, a on łapie mnie za rękę. Wychodzimy za lokal. Uśmiecha się do mnie, a ja patrzę na niego pytającym wzrokiem. Zaczął:
-Jen... Jesteśmy przyjaciółmi od dzieciństwa. Ciągle pamiętam, kiedy mnie wspierałaś, jak okazało się, że mój tata nie jest moim biologicznym. Okazałaś dla mnie zrozumienie. Jesteś dla mnie ważna. Zależy mi na tobie. Jean... Zostaniesz moją dziewczyną?
Zaskoczyło mnie to. Czułam coś do niego. Nie tylko przyjaźń. Coś więcej. Mi także na nim zależy. I na wieki będzie. Na dobre i złe. Przygryzłam dolną wargę i udałam, że się zastanawiam. Znałam ciągle moją odpowiedź, jednakże chciałam go trzymać w niepewności i napięciu. Widziałam to w jego oczach. Po chwili zaczynam się śmiać. Na jego twarzy zostało dostane zdziwienie i zdezorientowanie.
-Zgadzam się! - rzucam mu się w ramiona. Pocałował mnie. Jest to nasz drugi, wspólny pocałunek.
~~
Wrześniowy dzień. Muszę to zrobić. To dla jego bezpieczeństwa. Jest mi z tym źle, jednakże cóż innego mam zrobić? Boję się właśnie o niego. Kocham go! Ta cholerna choroba zabrania być z nim szczęśliwa? Dlaczego? Czemu mi się to przytrafia? Pokręciłam głową.
Spaceruję właśnie z moim ukochanym. Trzymamy się za ręce. Znów ten ciepły dotyk... Uśmiecham się. Jest już ciemno. Idziemy wtuleni w siebie w całkowitej ciszy. Jestem szczęśliwa, jednakże też i nie... Może to być całkowicie dziwne, ale sama nie mam pojęcia, co tak w stu procentach czuję.
Po jakimś czasie zatrzymałam się, co zrobił to samo. Patrzę na niego smutnym wzrokiem, a on wysyła mi pytające spojrzenie. Wzięłam głęboki wdech.
-Alexan... Wiesz, że jesteśmy już razem od półroku. To było moje najszczęśliwsze, najpiękniejsze sześć miesięcy w całym życiu. Muszę jednak ci to powiedzieć... - przymykam na chwilę oczy, po czym je otwieram. - Nie możemy już być razem.
Osłupiał. Spostrzegam, iż w jego cudowne oczy się szklą. Nie mam pojęcia, jak je powstrzymać. Zawsze sobie obiecywałam, że nie pozwolę, by Alexander przeze mnie cierpiał. Dlatego też z nim kończę ten związek. Jest to dla mnie i na pewno jak i dla niego bardzo trudne, ale nie umiem nic innego zrobić...
-Ale... Jen... Dlaczego?
Nie mogę mu o tym mówić. Muszę to dusić w sobie.
-Jestem nic nie warta. Kocham cię i nigdy nie przestanę, lecz to dla twojego dobra. - odchodzę. Zostawiam go samego. Biegnę do zamku, skąd zmierzam do Wieży Gryffindoru. Wchodzę do mojego dormitorium, rzucam się na łóżko i płaczę. W pomieszczeniu była także Izabelle.
-Co się stało? - pyta, siadając na skraju mojego łóżka.
-Zrobiłam to Iza! Zrobiłam! Nie mogę już do niego wrócić! To zbyt niebezpieczne! - zachlipałam.
-Zerwałaś z Alexandrem?
-Nie, że zerewałam. Tylko zakończyłam ten związek. W głębi duszy, nadal jesteśmy razem... - przenoszę swój wzrok w jej oczy. - Co ja zrobiłam?!
Przytula mnie. Tylko przytula. Nic więcej...
Spaceruję właśnie z moim ukochanym. Trzymamy się za ręce. Znów ten ciepły dotyk... Uśmiecham się. Jest już ciemno. Idziemy wtuleni w siebie w całkowitej ciszy. Jestem szczęśliwa, jednakże też i nie... Może to być całkowicie dziwne, ale sama nie mam pojęcia, co tak w stu procentach czuję.
Po jakimś czasie zatrzymałam się, co zrobił to samo. Patrzę na niego smutnym wzrokiem, a on wysyła mi pytające spojrzenie. Wzięłam głęboki wdech.
-Alexan... Wiesz, że jesteśmy już razem od półroku. To było moje najszczęśliwsze, najpiękniejsze sześć miesięcy w całym życiu. Muszę jednak ci to powiedzieć... - przymykam na chwilę oczy, po czym je otwieram. - Nie możemy już być razem.
Osłupiał. Spostrzegam, iż w jego cudowne oczy się szklą. Nie mam pojęcia, jak je powstrzymać. Zawsze sobie obiecywałam, że nie pozwolę, by Alexander przeze mnie cierpiał. Dlatego też z nim kończę ten związek. Jest to dla mnie i na pewno jak i dla niego bardzo trudne, ale nie umiem nic innego zrobić...
-Ale... Jen... Dlaczego?
Nie mogę mu o tym mówić. Muszę to dusić w sobie.
-Jestem nic nie warta. Kocham cię i nigdy nie przestanę, lecz to dla twojego dobra. - odchodzę. Zostawiam go samego. Biegnę do zamku, skąd zmierzam do Wieży Gryffindoru. Wchodzę do mojego dormitorium, rzucam się na łóżko i płaczę. W pomieszczeniu była także Izabelle.
-Co się stało? - pyta, siadając na skraju mojego łóżka.
-Zrobiłam to Iza! Zrobiłam! Nie mogę już do niego wrócić! To zbyt niebezpieczne! - zachlipałam.
-Zerwałaś z Alexandrem?
-Nie, że zerewałam. Tylko zakończyłam ten związek. W głębi duszy, nadal jesteśmy razem... - przenoszę swój wzrok w jej oczy. - Co ja zrobiłam?!
Przytula mnie. Tylko przytula. Nic więcej...
***
W Mungu...
Realistyczność...
-Co się dzieje? - zawołała Hermiona, kiedy spostrzegła, że uzdrowiciele szybko wbiegają do pomieszczenia, gdzie leżała Jean, nadal nieprzytomna. Razem z Draconem, stała przed oknem, które dzieliło korytarz od pomieszczenia. - Panie Unterent! - zwróciła się do jednego z uzdrowicieli. - Niech mi pan powie, co się dzieje z Jen!
-Akcja serca zaczyna słabnąć. - wbiegł do pokoju.
Szatynka zakryła usta dłońmi. Przycisnęła mocno oczy i powstrzymywała się od płaczu. Dracon szybko ją do siebie przytulił. Prawą ręką oplótł ją w talii, a lewą gładził jej włosy. Przypomniało mu się, jak miała jeszcze długie. Cieszył się w głębi duszy, iż Miona znów je zapuszcza. Wypowiedział zaklęcie niewerblarne, po czym włosy małżonki stały się dłuższe. Takie, jakie miała kiedyś. Ona nie zwróciła na to uwagi. Po chwili poczuł, że jego oczy zaraz wypuszczą łzy. Zrobił tak, jak żona. Nie chciał okazać słabości, mimo że bardzo, ale to bardzo się bał o swoją córeczkę. Po reakcji pracowników szpitala, wywnioskowali, że zaraz mogą ją stracić raz na zawsze. Teraz nie obchodziło ich to, że cały świat jest w niebezpieczeństwie. Liczyła się tylko Jean.
-Szybko! Tracimy ją!
~~
-Trzeba użyć mugolskiego sprzętu! - zawołała jedna z uzdrowicielek. - Elektrowstrząsy!
{UKOŚNĄ CZCIONKĄ BĘDĄ "OBRAZY" W UMYŚLE NIEPRZYTOMNEJ JEAN}
Idę przed siebie. Jest coraz jaśniej. Zaczynam czuć falę ciepła. Zmierzam tam, gdzie jest szczęście i radość. Tam, gdzie nie zaznam już cierpienia, bólu, smutku oraz problemów. Przede mną pojawiają się jakieś drzwi. Wiem, że to wejście do najlepszego życia. Kładę rękę na klamce.
-Jen... Nie odchodź! - woła ktoś za moimi plecami. Odwracam się. To Narcyza.
-Dlaczego nie mam odchodzić?
-Szybko! Tracimy ją!
-Jesteś potrzebna.
-Niby komu? Jestem tylko ciężarem dla wszystkich. - oznajmiam.
-Nie jesteś ciężarem. Jesteś właśnie JEDYNĄ naszą nadzieją.
-W jakim sensie? - opuszczam dłoń z klamki.
-Gdzie macie ten sprzęt?! - warknął Unterent.
-Tylko ty możesz pokonać Voldemorta. Nie Harry Potter.
-Nie... to jakaś pomyłka!
-A jak myślisz? Dlaczego dopiero teraz się ujawnił? Czemu nie zrobił tego wcześniej? Bo czekał, aż będziesz miała piętnaście lat.
-Ale jak ja mam go pokonać? Jestem dopiero w piątej klasie, no!
Uśmiecha się do mnie zagadkowo.
-Babciu... Ja nie mogę wrócić. Najlepiej będzie jak odejdę. Odejdę raz na zawsze.
-Nie możesz. Wiem, o jakich horkruskach mówił Sama-Wiesz-Kto. Jeżeli odejdziesz, to skażesz wszystkich żyjących na tragiczną śmierć.
~~
-Co teraz będzie? - zachlipała Herma.
-Cśś... - uspakajał ją. - Uratują ją.
Popatrzyła na jego twarz. Po ich policzkach leciały łzy.
-Obiecaj mi to. - szepnęła załamanym głosem. Blondyn spuścił głowę. "Uderzyła" w jego czułe miejsce. Oboje wiedzieli, że jak coś obiecuje, to musi dotrzymać. Nie, że nie chciał, tylko bał się, iż nie dotrzyma słowa. Jego milczenie dobiło ją bardziej. Skryła głowę między ramionami męża. Po chwili usłyszeli, jak ktoś biegnie w ich stronę. Popatrzyli na bok. Był to ich syn razem z Jasmine i Alexandrem.
-Co się tam dzieje? - zawołał przerażony Harry. Popatrzył przez szybę. Oczy mu się zaszkliły. Zdawał sobie sprawę z tego, że jej życie jest bardzo narażone śmiercią. Poczuł, jak ktoś go obejmuje. Była to Jas. Spojrzał na nią. Ona też płakała. Wszyscy płakali.
-Jean... Walcz! - szepnął w duchu Zabini.
~~
-Samantha! Eliksir! Szybko! Dziewczyna ma ostry napad drgawek!
-Narażę wszystkich na śmierć? - dziwię się.
-Tak. Mimo że Potter jest Wybrańcem, to nie jest on naprawdę odpowiednim przeciwnikiem. Istnieje druga część przepowiedni. Była ona w Departamencie Tajemnic, ale teraz jest już gdzie indziej... Kiedyś ci o tym powiem.
-Nigdy już nie będzie kiedyś! Odchodzę z tego świata!
-Horkruksy zostały dwa. Powiązane są one z założycielami Hogwartu. - wypala nagle.
-Na trzy! Raz... - Unterent miał już w dłoniach sprzęt.
-Dlaczego mi to mówisz, a nie mojej rodzinie?
-Ponieważ to ty i Harry musicie je zniszczyć. Wasze rodzeństwo jest ważne. To dzięki waszej więzi, będziecie w stanie tego dokonać.
-Przykro mi, ale tego nie zrobię. - ponownie kładę dłoń, by otworzyć mosiężne drzwi.
-Nie zrobisz tego...
-...Dwa...
-Właśnie, że zrobię. Nie mam innego wyjścia, Narcyzo! - burknęłam.
-Nie odważysz się do takiego czynu Jen!
-...i... TRZY! - uzdrowiciel przyłożył sprzęt elektryczny do piersi dziewczyny i wstrząsnął jej ciałem. Malfoyowie, Krukonka i Puchon patrzyli na to wszystko z przerażeniem i z łzami w oczach. Zdawali sobie sprawę z tego, że może już nigdy do nich nie wrócić.
-Jeszcze raz! Raz, dwa, trzy! - kolejny raz. Brak reakcji. Tętno zniżało się. - Zwiększyć napięcie! Raz, dwa, TRZY! - nadal nic.
Otwieram. Pojawia się białe, oślepiające światło.Wchodzę powoli do środka. Czuję to wszystko. Czuję, jak cała oddaję się temu wszystkiemu.
Rozległ się dźwięk, którego by nigdy nikt nie chciałby usłyszeć. Linia życia, stała się prostą liną, przecinającą ekran na pół. Hermiona, Draco, Harry i Jasmine rozpłakali się. Dziewczyny wtuliły się w swoich partnerów. Alexander tylko stał jak sparaliżowany. Błądził wzrokiem, raz to na urządzeniu, raz to na Jen. Na jego ukochaną. Spuścił głowę, a łzy zaczęły bardziej pokrywać jego oblicze. Bez namysłu wbiegł do sali. Uzdrowiciele próbowali go wygonić, jednak im się to nie udało. Usiadł na krześle obok łóżka i objął jej dłoń, na której złożył pocałunek.
Nagle uderzam jakby o jakąś niewidzialną ścianę. To naprawdę dziwne. Chcę przejść, ale nie udaje mi się to. Po chwili czuję, jak ktoś obejmuje mnie w talii od tyłu. Odwracam się powoli. Spostrzegam Alexandra. Ma smutną minę. Dziwi mnie to.
-Dlaczego mi to mówisz, a nie mojej rodzinie?
-Ponieważ to ty i Harry musicie je zniszczyć. Wasze rodzeństwo jest ważne. To dzięki waszej więzi, będziecie w stanie tego dokonać.
-Przykro mi, ale tego nie zrobię. - ponownie kładę dłoń, by otworzyć mosiężne drzwi.
-Nie zrobisz tego...
-...Dwa...
-Właśnie, że zrobię. Nie mam innego wyjścia, Narcyzo! - burknęłam.
-Nie odważysz się do takiego czynu Jen!
-...i... TRZY! - uzdrowiciel przyłożył sprzęt elektryczny do piersi dziewczyny i wstrząsnął jej ciałem. Malfoyowie, Krukonka i Puchon patrzyli na to wszystko z przerażeniem i z łzami w oczach. Zdawali sobie sprawę z tego, że może już nigdy do nich nie wrócić.
-Jeszcze raz! Raz, dwa, trzy! - kolejny raz. Brak reakcji. Tętno zniżało się. - Zwiększyć napięcie! Raz, dwa, TRZY! - nadal nic.
Otwieram. Pojawia się białe, oślepiające światło.Wchodzę powoli do środka. Czuję to wszystko. Czuję, jak cała oddaję się temu wszystkiemu.
Rozległ się dźwięk, którego by nigdy nikt nie chciałby usłyszeć. Linia życia, stała się prostą liną, przecinającą ekran na pół. Hermiona, Draco, Harry i Jasmine rozpłakali się. Dziewczyny wtuliły się w swoich partnerów. Alexander tylko stał jak sparaliżowany. Błądził wzrokiem, raz to na urządzeniu, raz to na Jen. Na jego ukochaną. Spuścił głowę, a łzy zaczęły bardziej pokrywać jego oblicze. Bez namysłu wbiegł do sali. Uzdrowiciele próbowali go wygonić, jednak im się to nie udało. Usiadł na krześle obok łóżka i objął jej dłoń, na której złożył pocałunek.
Nagle uderzam jakby o jakąś niewidzialną ścianę. To naprawdę dziwne. Chcę przejść, ale nie udaje mi się to. Po chwili czuję, jak ktoś obejmuje mnie w talii od tyłu. Odwracam się powoli. Spostrzegam Alexandra. Ma smutną minę. Dziwi mnie to.
-Co się stało Alexan? - pytam.
-Zostawiasz mnie. - szepta.
-Nie! Nie zostawiam cię! - moje oczy stały się szklane.
-Zostawiasz. Odchodząc z tego świata, odchodzisz również ode mnie.
Zamilkłam. Poczułam, że coś zaczyna mnie ciągnąć do tyłu. Ktoś, lub coś mnie odciąga od mojego ukochanego. Wyciągam ku niemu rękę. Próbuję ją sięgnąć, ale... nie umiem. Alexan także próbuje mnie uratować. Nasze dłonie nie plotą się.
-Ratuj mnie! - wołam.
-Jean... Jean... Jean... - szeptał szatyn, coraz bardziej ściskając dłoń dziewczyny, którą kochał. Po chwili poczuł, jak ktoś kładzie swoją dłoń na jego ramieniu. Popatrzył za siebie.
-Chodź.
-Nie tato... Zostanę przy niej!
Blaise wziął głęboki wdech. Kucnął przy chłopaku i spojrzał prosto w jego zapłakane oczy.
-Pozwól jej rodzinie z nią być. Chodź. Pójdziemy do Luny.
-Zostaw mnie! Daj mi jeszcze być z nią na chwilę!
Do pokoju weszli Malfoyowie, Jasmine, Luna, Potterowie i Weasleyowie. Pani Zabini próbowała odciągnąć syna, jednakże na marne. Wszyscy to bardzo mocno przeżywali...
===========================
NOWA POSTAĆ ! :D
===========================
Hej :D .
Szczerze? Nie mam pojęcia, czy uroniliście chociaż jedną łezkę, albo byliście do tego bliskie. Nie wiem. Czy rozdział mi się podoba? Sądzę, że należy do tych gorszych ;/ .
Dedyki!
Z ostatnimi scenami, w umyśle Jean (jak uzdrowiciele ją ratowali) dedykuję To$ce, Avadrze, Clover, oraz Lau_tui_cantante.
Ogólnie cały rozdział dedykuję wszystkim ;3 .
Pozdrawiam,
Kaja Malfoy - Felton
PS: Nie będzie trzeciej części opowiadania! Szczerze to zostaje nam... 8-18 rozdziałów do końca ;( .
-Zostawiasz mnie. - szepta.
-Nie! Nie zostawiam cię! - moje oczy stały się szklane.
-Zostawiasz. Odchodząc z tego świata, odchodzisz również ode mnie.
Zamilkłam. Poczułam, że coś zaczyna mnie ciągnąć do tyłu. Ktoś, lub coś mnie odciąga od mojego ukochanego. Wyciągam ku niemu rękę. Próbuję ją sięgnąć, ale... nie umiem. Alexan także próbuje mnie uratować. Nasze dłonie nie plotą się.
-Ratuj mnie! - wołam.
-Jean... Jean... Jean... - szeptał szatyn, coraz bardziej ściskając dłoń dziewczyny, którą kochał. Po chwili poczuł, jak ktoś kładzie swoją dłoń na jego ramieniu. Popatrzył za siebie.
-Chodź.
-Nie tato... Zostanę przy niej!
Blaise wziął głęboki wdech. Kucnął przy chłopaku i spojrzał prosto w jego zapłakane oczy.
-Pozwól jej rodzinie z nią być. Chodź. Pójdziemy do Luny.
-Zostaw mnie! Daj mi jeszcze być z nią na chwilę!
Do pokoju weszli Malfoyowie, Jasmine, Luna, Potterowie i Weasleyowie. Pani Zabini próbowała odciągnąć syna, jednakże na marne. Wszyscy to bardzo mocno przeżywali...
===========================
NOWA POSTAĆ ! :D
===========================
Hej :D .
Szczerze? Nie mam pojęcia, czy uroniliście chociaż jedną łezkę, albo byliście do tego bliskie. Nie wiem. Czy rozdział mi się podoba? Sądzę, że należy do tych gorszych ;/ .
Dedyki!
Z ostatnimi scenami, w umyśle Jean (jak uzdrowiciele ją ratowali) dedykuję To$ce, Avadrze, Clover, oraz Lau_tui_cantante.
Ogólnie cały rozdział dedykuję wszystkim ;3 .
Pozdrawiam,
Kaja Malfoy - Felton
PS: Nie będzie trzeciej części opowiadania! Szczerze to zostaje nam... 8-18 rozdziałów do końca ;( .
PPS: Tak dodatkowo... Od dwóch dni jestem Rusher(ką) *.* (Big Time Rush). Zastanawiam się nad pisaniem bloga o nich xD . Czytałaby któraś? xD
Onie ona musi żyć czytam i rycze ona bedzie żyła dla Alexa musi.
OdpowiedzUsuńA co do rozdzialu wyszedl ci cudownie ; D
Paula; D
Dzięki ;3
UsuńAlexan takim idiotą.? No proszę, proszę xd
OdpowiedzUsuńMichael *.* Tylko...Czego on chce od Izy.?
Nie no, nie ma tak.! Jean przeżyje.! Ja Wam to mówię.! xd
Ehhh napisałabym jeszcze parę spraw, ale jakoś tak...Nic mi się nie chce xd
Jak to ja - człowiek z kamienia, łzy nie uroniłam, ani nie byłam tego bliska xd Zua Ja *.* xd
Weny.!
To$ka ^^
Jak już pisałam... Co on miał zrobić? Tańczyć? xD . Skoczył chłopak i już! xD :D
UsuńI nie: Jean NIE przeżyje! xd
Sobota jest, więc ten teges... nie ważne xd
Widocznie po tobie tego akurat nie mam xd . Bo płakałam, jak to pisałam! xD
Kaja ^.^ (ZAWSZE grzeczna! xD)
Jak już pisałam...Tak mógł tańczyć.! xd Wszystko byleby nie iść za kretynizmem i skończyć, no.! xd
UsuńTy zua.! Ona miała przeżyć.! Idę się pociąć płynnym mydłem, skoczyć z krawężnika i powiesić się pod stołem :_:
To$ka
;-; xd
UsuńSiemaa! :D
OdpowiedzUsuńDzięki za dedykacje! *.*
Nie płakałam, ale chciało mi się płakać. :C
Rozdział cudny! Jean musi żyć rozumiesz? Bo przyjdę do Ciebie i Cię własnoręcznie... potorturuję! Słyszysz?
No i przez Ciebie zaczęłam słuchać Big Time Rush! xd Ja bym z chęcią czytała! *.*
Pozdrawiam i życzę weny! :*
Heja :D
UsuńNie ma za co ;D
Chociaż coś xD
Jak pisałam To$ce... ona NIE przeżyje! xD
Haha *.* . Kocham ich <3 Nadal się zastanawiam xD
Pozdrawiam także i też dużo weny *.* ;**
Genialny <333
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny!!!!
Julie
Dzięki ;3
UsuńMogę wiedzieć dlaczego aż tak ryczę? Ten rozdział był MEGA smutny. I dlaczego Jean nie żyje?! Dlaczego ona nie przeżyje? Ogólnie rozdział świetny. Smutny.. moje klimaty.. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dark Liliane
Taki inny klimacik ;D
UsuńDziękuję <3
Nie ona nie może nie przeżyć....
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział całkiem niezły, ale śmierci Jean nie przetrawię.
http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Dzięki za komentarz ;D
UsuńZobaczy się xD
Może nie płakałam, ale byłam blisko płaczu ;( Ona musi przeżyć, :( Mam taką nadzieję :( Zabieram się za kolejny rozdział aby się dowiedzieć..
OdpowiedzUsuńAga W ;)