"Nigdy nie jest tak, żeby człowiek czyniąc dobrze drugiemu, tylko sam był dobroczyńcą.
Jest równocześnie obdarowywany.
Obdarowywany z tym, co ten drugi przyjmie z miłością..." - Jan Paweł II
Jest równocześnie obdarowywany.
Obdarowywany z tym, co ten drugi przyjmie z miłością..." - Jan Paweł II
Rozdział 45
Daj mi Wywar Żywej Śmierci...
-Jean... To tylko ja.
-POWIEDZIAŁAM CI COŚ! MASZ SIĘ ODE MNIE ODCZEPIĆ, BO INACZEJ RZUCĘ NA CIEBIE CRUCIATUSA, TAK, JAK TO ZROBIŁEŚ ALEXANDROWI!
Dlaczego on mnie ciągle prześladuje? Tyle krzywdy mi wyrządził... Czego on jeszcze chce?! Tylko się dziwnie zachowywał... Ale to Cant!
-Ja nie jestem Rafaelem Cantem.
Spojrzałam na niego całkowicie zdziwiona.
-Wolne sobie... To niby kim jesteś?!
-Jen, to ja. Alexan. Alexander Zend Zabini.
Wstałam gwałtownie. Zachwiałam się lekko. Chwyciłam się za kolumnę łoża. Nie zwracałam teraz uwagi, gdzie dokładnie jestem.
-Nie rozśmieszaj mnie! Alexan jest całkowitym twoim przeciwieństwem! Żebyś był taki jak on, to musisz się postarać, a najsilniejsze zaklęcia, bądź eliksiry ani trochę ci nie po... - urwałam. Przez moją "przemowę", nie zauważyłam, kiedy Raf wstał z łoża i mnie pocałował. Zawsze bym się od niego oderwała, ale... nie zrobiłam tego. On całował jak... Zabini! Przymknęłam oczy i bez namysłu oddałam pocałunek. Gdy odczepił swoje wargi od moich, uniosłam powieki i w oczach chłopaka, który był przede mną, spostrzegłam bardzo znajomy błysk. Tylko jedna osoba takie posiadała. Odsunęłam się lekko. Widok lekko mi się zamglił, jednakże po chwili powoli przywracała ostrość wzroku. Uśmiechnęłam się szeroko i bardzo mocno go przytuliłam.
-Alexan... Przepraszam! Od kiedy się obudziłam, aż do pocałunku... Zamiast ciebie, widziałam Rafaela. Nawet miałeś jego głos. Triste [1] !
Odwzajemnił mój uścisk. Trzymał mnie w talii, a ja miałam zawieszone ręce na jego szyi. Miałam wielkie wyrzuty sumienia, że tak na niego nawrzeszczałam.
-Nie przepraszaj mała. Wiem o tym. Domyśliłem się, kiedy pierwszy raz wypowiedziałaś jego nazwisko. - szepnął mi do ucha.
-Alexander... - lekko się od niego odsunęłam. Spojrzał na mnie pytająco. - Tylko chcę cię ostrzec: nie całuj mnie. Chociaż do końca tego roku szkolnego... To, co mi zrobił Cant... - mój głos się załamał. Przypomniał mi się ten ból. - Straciłam cnotę... Z nim! Z tym dupkiem! Z tym palantem! Z tym kretynem! Z tym idiotą! Z tym... z tym...
-Rozumiem cię. - chwycił ją za ramiona. - Zapamiętaj pewną rzecz: Mimo wszystko nigdy cię nie skrzywdzę.
Poczułam jakby coś mnie ukuło w żołądku. Gdzieś już słyszałam te słowa... Tylko gdzie?
~~
Wypowiedziałem hasło do Pokoju Wspólnego Prefektów Naczelnych. Z salonu, skierowałem się do dormitorium Jean. Najpierw zapukałem. Z powodu braku odpowiedzi, wszedłem do środka. Nie było jej. Wystraszyłem się. Miałem jeszcze sprawdzić pokój Alexandra. Kiedy zapukałem i także nie otrzymałem odpowiedzi, to do niego wszedłem. To co zastałem, przeraziło mnie. Dobra... On i ona tylko są przytuleni, jako najlepsi przyjaciele, jednakże... to, iż moja córka stała przed Puchonem TYLKO w szacie szkolnej, a w dodatku JEGO szacie...
-CO WY ROBICIE?! - warknąłem.
Od razu się oderwali. Jean zarumieniła się.
-Tato... to nie tak jak myślisz...
-Jean: do pokoju! NATYCHMIAST! Panie Zabini: My sobie za chwilę pogadamy.
Popatrzyła to na mnie, to na szatyna. Zauważyłem, że chłopak lekko przytakuje w jej stronę głową. Szybko mnie minęła, a ja zawołałem jeszcze za nią:
-My sobie zaraz pogadamy!
Zamknęła za sobą drzwi. Skierowałem swój wzrok na ucznia.
-Co wyście tutaj robili?!
-Nic. Jen się po prostu do mnie przytuliła, po przyjacielsku.
-Przytuliła cię po przyjacielsku... To jak mi wytłumaczysz to, że stała W SAMEJ szacie, a w szczególności w TWOJEJ?!
-Przepraszam, ale... czy pan mnie osądza o... Myśmy tego nie zrobili!
-To wytłumacz mi co widziałem, Alexandrze. Inaczej porozmawiam z Blaisem.
-Zbyt długa historia. Naprawdę. Ja jej nigdy nie skrzywdzę. Niech mi pan uwierzy, panie Malfoy.
Patrzyłem mu ciągle prosto w oczy. Mówił prawdę. Westchnąłem w duchu.
-No dobrze... Popytam Jean. - wyszedłem. Od razu zmierzyłem do dormitorium córki. Tym razem wszedłem bez pukania. Stała, patrząc przez okno w stronę zamarzniętego jeziora. Była już w swojej pidżamie.
Perspektywa trzecioosobowa
-Musimy porozmawiać. - zaczął, zamykając za sobą drzwi.
-Niby o czym? - zapytała, nadal patrząc na zewnątrz. Nie chciała pokazywać swojego prawego policzka, po którym spływała samotna łza.
-A o tym, co zastałem w pokoju Alexandra.
-Ale o tym nie ma co rozmawiać.
Blondyn podszedł do córki. Unikała tego, by zobaczył jej zapłakane oczy. Na pewno one by wyraziły to, co się stało dzisiaj w czasie, kiedy wszyscy byli na obiedzie.
-Spojrzałabyś w końcu na mnie? - poprosił, łagodniejszym tonem. Nie posłuchała. Zaczęło go to irytować. - Jean. Spójrz mi w oczy i powiedz mi, co wyście robili.
-Nic tato nie robiliśmy... - szepnęła załamanym głosem. Chciała to ukryć w sobie, jednakże Draco wyczuł tę barwę głosu. Odsunął się od niej, ale tylko po to, by usiąść na jej łóżku.
-Usiądź i pogadajmy. - powiedział. Przez chwilę się zastanawiała, czy go posłuchać. Po chwili namysłu ze spuszczoną głową, usiadła obok niego. Nie chciała, by spojrzał prosto i głęboko w jej tęczówki, gdyż potem by musiała wszystko mówić i nie tylko o tym, co było w dormitorium szatyna, ale także to, co się stało całkowicie wcześniej.
-Dlaczego unikasz mojego wzroku? - nie chciał odpuścić.
-Nie ważne... Co dokładnie chcesz? - mruknęła patrząc na swoje kolana.
-Wiedzieć. Wiedzieć co się dzieje. - odpowiedział spokojnie.
-Wszystko wiesz. Alexan na pewno ci powiedział. Przytuliłam go tylko. Nic więcej.
-Tylko to? Jean... wrabiać możesz Canta, ale nie mnie. - ostatnie trzy słowa, dziewczyna już nie słyszała. Wstała gwałtownie z łoża i miała zamiar wyjść, jednakże nauczyciel ją zatrzymał, łapiąc za jej nadgarstek. - Co się dzieje?
-Nic się nie dzieje. Mógłbyś mnie puścić?
-A czy mogłabyś na mnie spojrzeć?
-Nie... - szepnęła. - Puść mnie tato. Proszę.
-Porozmawiaj ze mną, Jen.
Ponownie zajęła obok niego miejsce. Oparła się łokciami o kolana, a twarz ukryła w dłoniach. Malfoy zaczął łagodnieć. Zaczął czuć, że nie chodzi o Zabiniego, a o... Rafaela. Powoli ujął jej palce i odsłonił jej twarz. Mógłby przecież użyć legilimencji, lecz nie chciał tego robić. Drugą ręką chwycił jej podbródek i lekko skierował jej głowę w jego stronę. Nie uporała już się. Wiedziała, że i tak nie wygra z ojcem. Popatrzyła mu w oczy. Zaś dla mężczyzny był to mocny cios.
-Co ci się stało? Mi możesz wszystko powiedzieć. Wiesz, że nie chcę ci nic za złe. Ja i matka chcemy, byś ty i Harry byliście szczęśliwi, bezpieczni.
-Nie mogę tato. Nie mogę. Proszę... odpuść. Nie zmuszaj mnie do tego, bym ci to powiedziała. - błagała.
-Dlaczego?
-Nie dam rady ci o tym powiedzieć. Uwierz mi.
-Wierzę ci, ale...
-To wszystko przez Canta! - wybuchła nagle opadając plecami na łóżko, a łzy zaczęły jej lecieć coraz z większą ilością. - Daj mi Wywar Żywej Śmierci... - jęknęła..
-Nie dam ci wywaru. Chyba już się pewnej rzeczy domyślam.
-Niby jakiej?!
-Przypomniało mi się, jak przyłapałem cię na tym, jak zabierałaś mi z szafki eliksir spokoju i uciekłaś. Czy chodziło o niego?
-Tak. On mnie zmuszał do tego, bym z nim była. Dzisiaj zapłaciłam za swoje. - rozpłakała się na dobre.
Profesor próbował uspokoić uczennicę. Było ciężko. Jean była bliska załamania psychicznego.
-Wszystko jest dobrze kochanie.
-Wszystko jest dobrze?! WSZYSTKO JEST DOBRZE ?! - poderwała się gwałtownie z łoża. - NIC NIE JEST DOBRZE! NIC! WSZYSTKO SIĘ WALI! - wrzeszczała.
-Uspokój się Jen!
-USPOKOIĆ?! USPOKOIĆ?! NIBY JAK?!
Wstał i mocno ją do siebie przytulił. Na początku się wyrywała, jednakże jego uścisk był tak mocny, że się poddała i odwzajemniła uścisk. Był to jego sposób na uspokojenie szatynki. Nawet najpotężniejszy eliksir uspokojenia, nie jest tak mocny, jak uścisk ojca, bądź matki. Ona po prostu była zbyt nerwowa i wybuchowa.
-Powiedz mi proszę.
-Nie mogę. Nie dam rady tato... - szepnęła łamliwym głosem.
Pogładził jej włosy i pocałował w czubek głowy. Czuł, że naprawdę stało się coś strasznego. Miał pełno czarnych scenariuszy w głowie. Miał nadzieję, że żaden się nie spełni.
-Ja... Tato... On to zrobił... Cant... Cant mi to zrobił! ZGWAŁCIŁ MNIE! - rozpłakała się bardziej. Odsunął się od niej na odległość ramion. Miał zszokowaną i przerażoną twarz.
-ŻE CO?! - wybuchł. - KIEDY?! JAK?!
-Dzisiaj, kiedy wszyscy byli na obiedzie... W damskiej łazience... Uspokój się! Wściekłość nic nie da!
Nie słuchał już jej. Wybiegł jak oparzony z pokoju. Dziewczyna pobiegła za nim.
-Tato! Gdzie ty biegniesz?! Wracaj natychmiast! - wołała, jednakże na marne. - TATO DO CHOLERY! - wybiegła do salonu. - MALFOY DO KU*WY NĘDZY!
-Co się dzieje? - zapytał Alexander, który wyszedł z swojego pokoju.
-Dowiedział się. Dowiedział się tego, co zrobił mi ten dupek...
+++++++++++++++++++++
-A o tym, co zastałem w pokoju Alexandra.
-Ale o tym nie ma co rozmawiać.
Blondyn podszedł do córki. Unikała tego, by zobaczył jej zapłakane oczy. Na pewno one by wyraziły to, co się stało dzisiaj w czasie, kiedy wszyscy byli na obiedzie.
-Spojrzałabyś w końcu na mnie? - poprosił, łagodniejszym tonem. Nie posłuchała. Zaczęło go to irytować. - Jean. Spójrz mi w oczy i powiedz mi, co wyście robili.
-Nic tato nie robiliśmy... - szepnęła załamanym głosem. Chciała to ukryć w sobie, jednakże Draco wyczuł tę barwę głosu. Odsunął się od niej, ale tylko po to, by usiąść na jej łóżku.
-Usiądź i pogadajmy. - powiedział. Przez chwilę się zastanawiała, czy go posłuchać. Po chwili namysłu ze spuszczoną głową, usiadła obok niego. Nie chciała, by spojrzał prosto i głęboko w jej tęczówki, gdyż potem by musiała wszystko mówić i nie tylko o tym, co było w dormitorium szatyna, ale także to, co się stało całkowicie wcześniej.
-Dlaczego unikasz mojego wzroku? - nie chciał odpuścić.
-Nie ważne... Co dokładnie chcesz? - mruknęła patrząc na swoje kolana.
-Wiedzieć. Wiedzieć co się dzieje. - odpowiedział spokojnie.
-Wszystko wiesz. Alexan na pewno ci powiedział. Przytuliłam go tylko. Nic więcej.
-Tylko to? Jean... wrabiać możesz Canta, ale nie mnie. - ostatnie trzy słowa, dziewczyna już nie słyszała. Wstała gwałtownie z łoża i miała zamiar wyjść, jednakże nauczyciel ją zatrzymał, łapiąc za jej nadgarstek. - Co się dzieje?
-Nic się nie dzieje. Mógłbyś mnie puścić?
-A czy mogłabyś na mnie spojrzeć?
-Nie... - szepnęła. - Puść mnie tato. Proszę.
-Porozmawiaj ze mną, Jen.
Ponownie zajęła obok niego miejsce. Oparła się łokciami o kolana, a twarz ukryła w dłoniach. Malfoy zaczął łagodnieć. Zaczął czuć, że nie chodzi o Zabiniego, a o... Rafaela. Powoli ujął jej palce i odsłonił jej twarz. Mógłby przecież użyć legilimencji, lecz nie chciał tego robić. Drugą ręką chwycił jej podbródek i lekko skierował jej głowę w jego stronę. Nie uporała już się. Wiedziała, że i tak nie wygra z ojcem. Popatrzyła mu w oczy. Zaś dla mężczyzny był to mocny cios.
-Co ci się stało? Mi możesz wszystko powiedzieć. Wiesz, że nie chcę ci nic za złe. Ja i matka chcemy, byś ty i Harry byliście szczęśliwi, bezpieczni.
-Nie mogę tato. Nie mogę. Proszę... odpuść. Nie zmuszaj mnie do tego, bym ci to powiedziała. - błagała.
-Dlaczego?
-Nie dam rady ci o tym powiedzieć. Uwierz mi.
-Wierzę ci, ale...
-To wszystko przez Canta! - wybuchła nagle opadając plecami na łóżko, a łzy zaczęły jej lecieć coraz z większą ilością. - Daj mi Wywar Żywej Śmierci... - jęknęła..
-Nie dam ci wywaru. Chyba już się pewnej rzeczy domyślam.
-Niby jakiej?!
-Przypomniało mi się, jak przyłapałem cię na tym, jak zabierałaś mi z szafki eliksir spokoju i uciekłaś. Czy chodziło o niego?
-Tak. On mnie zmuszał do tego, bym z nim była. Dzisiaj zapłaciłam za swoje. - rozpłakała się na dobre.
Profesor próbował uspokoić uczennicę. Było ciężko. Jean była bliska załamania psychicznego.
-Wszystko jest dobrze kochanie.
-Wszystko jest dobrze?! WSZYSTKO JEST DOBRZE ?! - poderwała się gwałtownie z łoża. - NIC NIE JEST DOBRZE! NIC! WSZYSTKO SIĘ WALI! - wrzeszczała.
-Uspokój się Jen!
-USPOKOIĆ?! USPOKOIĆ?! NIBY JAK?!
Wstał i mocno ją do siebie przytulił. Na początku się wyrywała, jednakże jego uścisk był tak mocny, że się poddała i odwzajemniła uścisk. Był to jego sposób na uspokojenie szatynki. Nawet najpotężniejszy eliksir uspokojenia, nie jest tak mocny, jak uścisk ojca, bądź matki. Ona po prostu była zbyt nerwowa i wybuchowa.
-Powiedz mi proszę.
-Nie mogę. Nie dam rady tato... - szepnęła łamliwym głosem.
Pogładził jej włosy i pocałował w czubek głowy. Czuł, że naprawdę stało się coś strasznego. Miał pełno czarnych scenariuszy w głowie. Miał nadzieję, że żaden się nie spełni.
-Ja... Tato... On to zrobił... Cant... Cant mi to zrobił! ZGWAŁCIŁ MNIE! - rozpłakała się bardziej. Odsunął się od niej na odległość ramion. Miał zszokowaną i przerażoną twarz.
-ŻE CO?! - wybuchł. - KIEDY?! JAK?!
-Dzisiaj, kiedy wszyscy byli na obiedzie... W damskiej łazience... Uspokój się! Wściekłość nic nie da!
Nie słuchał już jej. Wybiegł jak oparzony z pokoju. Dziewczyna pobiegła za nim.
-Tato! Gdzie ty biegniesz?! Wracaj natychmiast! - wołała, jednakże na marne. - TATO DO CHOLERY! - wybiegła do salonu. - MALFOY DO KU*WY NĘDZY!
-Co się dzieje? - zapytał Alexander, który wyszedł z swojego pokoju.
-Dowiedział się. Dowiedział się tego, co zrobił mi ten dupek...
***
-Draco! - zawołała Hermiona, kiedy minęła swojego męża. - Co jest?
-Idę kogoś załatwić... - syknął.
-Co się dzieje do cholery?!
Spojrzał na nią. Podeszła do niego szybkim krokiem.
-Co się dzieje?! CO SIĘ DZIEJE?! Właśnie chodzi o naszą córkę!
-Coś się stało?
-A no... Jean już NIEe jest dziewicą od popołudnia!
-ŻE CO?! KTO TO ZROBIŁ?!
-Niejaki Rafael Cant.
-Zabiję dekla... - syknęła i zaczęła biec w stronę Wieży Gryffindoru. Była wściekła. Małżonek podążył za nią.
-Mam nadzieję, że tyle emocji i agresji w niej nie zaszkodzi małej Kai... - mruknął mężczyzna.
-Idę kogoś załatwić... - syknął.
-Co się dzieje do cholery?!
Spojrzał na nią. Podeszła do niego szybkim krokiem.
-Co się dzieje?! CO SIĘ DZIEJE?! Właśnie chodzi o naszą córkę!
-Coś się stało?
-A no... Jean już NIEe jest dziewicą od popołudnia!
-ŻE CO?! KTO TO ZROBIŁ?!
-Niejaki Rafael Cant.
-Zabiję dekla... - syknęła i zaczęła biec w stronę Wieży Gryffindoru. Była wściekła. Małżonek podążył za nią.
-Mam nadzieję, że tyle emocji i agresji w niej nie zaszkodzi małej Kai... - mruknął mężczyzna.
[1] - Przepraszam
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Pisane podczas słuchania:
No to co? Mamy już 45 rozdział.
Wydaje mi się, czy jest on dłuższy, od poprzedniego? xD . Mniejsza xD.
Nie miałam w ogóle w planach tej rozmowy Dracona i Jean :_: Samo wyszło xD . Ale za to większa "łatwość" rozwinięcia akcji xD . Rozdział? Taki sobie. Ale opinię, pozostawiam Wam ;3 .
Pozdrowionka kochani!
Uwaga! Za niedługo pojawi się pięć nowych postaci, a konkretniej to pewna rodzina! ;D
Pozdrawiam,
Kaja Malfoy - Felton
Dedykacja dla mojej najlepszej przyjaciółki, Domi <3
PS: KIT Z TYM!
Najwyżej notka wcześniej, niż dane w grafiku! xD . Może jednak zakończę bloga na święta, albo w sylwestra? xD . Nie xd. Lepiej nie xd. Chociaż? Wenka pokaże xD . A w dodatku przez ok. tydzień/dwa nie będę mogła pisać notek :_:
PPS: Odwiesiłam Kaję! Kto czytał też tamtego bloga, to zapraszam na VII rozdział :D http://kajamalfoy-piatyrok.blogspot.com .
Hej.:)
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, ale nie wiem jak innym, mi tu czegoś brakowało.. Może trochę więcej emocji Dracona przy rozmowie z córką?
Pozdrawiam,
la_tua_cantante_
Hej :)
UsuńZ tym rozdziałem jakoś ciężko było mi pisać odpowiednią ilość emocji.. ;( .
Tak jak La Tua Cantante brakowało mi emocji Draco. Wydawał się tak jakby zmuszany do rozmowy z nią. No ale nic. Rozdział jest świetny i mimo że prawie nic się nie dzieje to niektóre rzeczy się wyjaśniły. Czekam na następny i życzę weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dark Liliane
Zmuszany?
UsuńHm... Sama nwm... Może? Nie mam pojęcia...
Ale dziękuję za komentarz :)
Rozdział świetny, taki zwrot akcji :o
OdpowiedzUsuńEj, mam nadzieję, że ta wybuchowa dwójka nie zabije Canta... Wiadomo, dupek i tak dalej, no ale jednak nauczyciele mordujący ucznia... Em, no... Nie za dobrze to brzmi ://
Czekam na nn :D
Lumossy
Nie zabiją xD . Chyba nie oni o.o xd .
UsuńDzięki za komentarz ;D
Świetne!!!!!!!
OdpowiedzUsuńŻyczę straaaaasznie duuuuuuuuuużo weny!!!!!!
Czekam na NN!!!!!!!!!
Julie
Dzięki ;3
UsuńRozdział świetny, ale strasznie krótki :_: (Kurczę, To$ka, teraz cały czas tak piszę xDD)
OdpowiedzUsuńCant dostanie za swoje! Hahah, jak Hermiona coś postanowi to dotrzyma słowa! :D
Nie wiem co jescze napisać. :C
Pozdrawiam i życzę weny! :**
Dzięki ;D
UsuńA zaraz będzie nowy rozdział :D
xd
Buziaczki ;**
Ajć...No wiem, wiem. Mega zaległości, ale były gorsze. Obiecałam sobie, że już takich nie będzie, a teraz.? Agrrr.! Jestem na siebie zła :_:
OdpowiedzUsuńAhh Alexan...Największy skarb jaki mogła otrzymać Jean <3
Hahaha mam polewkę.! Draco myślał, że oni...razem...ten tego...Hahaha oj Draco, Draco xd
Wiesz co.? Serio...Jean to wypisz, wymaluj Ty.!
Dracona "Jak", kiedy się dowiedział o gwałcie córki powaliło mnie na łopatki xd
"Malfoy do kurwy nędzy" Myryryry *.*
"Zabije dekla" Hmmmm...Skąd ja to znam... xd
"Pewna rodzina" Arrrr, coś już tą rodzinkę lubię ^^
Hahaha przeczytałam komentarz "Lumossy" o nauczycielach zabijających ucznia...Me Gusta xd
Lecę dalej.!
To$ka ;3
Nie bądź na siebie zła mamuśka ;*
UsuńNo a co mógł on pomyśleć? xD
No przecie że tak! :D
No co no? Ona w ogóle nie przeklina, więc... chwila... no dobra... może niekiedy jej się wymsknie xd
No a jak miałabyś tej rodzinki nie lubić? xd :D
Mam nadzieję że Hermionie nic się nie stanie ;( No ale tak po za tym rozdział świetny :D
OdpowiedzUsuńAga W ;)