czwartek, 28 listopada 2013

49 ~~ Tylko nie to...

„Troska o ciężarną matkę…
To jest charakter pełny troski i czułości…”

Rozdział 49
Tylko nie to…

               
Następnego dnia…
                -Draco? Była może Jean dzisiaj na eliksirach?
                Do gabinetu Malfoya, wszedł jego szwagier. Brunet musiał mieć widocznie jakieś ważne powody, że przyszedł do jego miejsca pracy.
                -Nie… nie było jej. Nie wiem dlaczego. Hermiona mi powiedziała, że także jej nie było na Obronie. Znów zaczyna się denerwować… Niekiedy nie zrozumiem kobiet w ciąży…
                -Nie tylko ty… ale wracając: naprawdę nie wiesz gdzie może być? Nie było jej też na lekcji latania. Zaczynam się o nią martwić. W końcu to moja chrześnica.
                Blondyn tylko sięgnął do szuflady po pergamin i zaczął coś pisać. Harry zaciekawił się, co takiego arystokrata pisze. Po chwili, szarooki przywołał sowę, która prawie natychmiast przyleciała. Włożył jej do dzióbka kopertkę i odleciała. Brunet posłał mu pytające spojrzenie.
                -Wysłałem list do Ministerstwa. Głównie to do Biura Aurorów. Ale może Harry coś wie. – mruknął nauczyciel eliksirów. – Mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku.
                -Nie martw się o nią. To potężna czarownica i da sobie radę. – pocieszył go zielonooki.
-*-
                Jest dopiero 5 kwietnia, a dziewczyna po raz trzeci zniknęła. Młody Malfoy szukał jej już po całym Hogwarcie. W bibliotece, na błoniach, w korytarzach, w klasach… tylko nie był w jej dormitorium. Postanowił, że tam pójdzie w ostateczności. No i wykrakał. Wszedł do jej pokoju bez pukania.
                -Jen?
                Brak odpowiedzi. Ona naprawdę gdzieś zniknęła. Na pewno nie jest w Hogsmeade, bo by o tym powiedziała, bądź z kimś poszła. Zaczął przeszukiwać jej rzeczy. Wiedział, że jest to zabronione, jednakże w tej sytuacji musiał. Przejrzał szuflady, szafę, komodę, łóżko… nic. Żadnego śladu. Nagle poczuł, jak go coś szturcha po nodze. Spojrzał w dół i uśmiechnął się.
                -Gdzie twoja pani, Tośka? – zapytał pieska.
                Pupilka schowała swój język, zamknęła pyszczek i zaszczekała tak, jakby chciała coś ważnego powiedzieć. Musiała wiedzieć, gdzie jest szatynka.
                -Legilimencja działa także na zwierzaki? – pomyślał. – Warto sprawdzić… Tośka! – powiedział już na głos, a zwierzak patrzył na niego swoimi czekoladowymi oczami. – Stój w miejscu, albo najwyżej się połóż. Tylko się nie ruszaj. – o dziwo! Psinka go doskonale rozumiała i słuchała!
                -On ją ma! Ten wstrętny chłopak ma moją panią! Twoją siostrę! Musisz ją uwolnić i mi ją oddać! Tęsknię za panią! – usłyszał. Jednak ta magia działa na zwierzaki. Jakaś wskazówka więcej.
                -Dziękuję Tośka! Obiecuję, że jak znajdę Jen to kupię ci coś jako wynagrodzenie. – jako odpowiedź zaszczekała radośnie. Westchnął głośno i spojrzał przez okno. Zastanawiał się, gdzie może być szarooka. Jakiś chłopak ją ma… O co dokładnie chodzi? Jaki chłopak? Nikt nie przychodził mu do głowy, chociaż…
                -Jean Malfoy! Jeszcze mnie popamiętasz! Nie odpuszczę tak łatwo! – w jego głowie zabrzmiały właśnie te słowa.
                -O cholera… - szepnął, kiedy sens tych słów doszedł do jego umysłu. Jak na zawołanie pojawił się patronus w kształcie jakiegoś zwierzęcia. To był chyba… byk? Tak, zdecydowanie byk.
                -Widzę, że się w końcu skapnąłeś, iż twoja naiwna siostrzyczka zniknęła, a właściwie została porwana. Jesteś taki głupi... Lepiej ze mną nie igraj, bo nie zobaczysz już jej żywej, o ile jeszcze się spotkacie. – był to głos Rafaela. – A jeżeli mi nie wierzysz, że ją mam, to sam sobie zobacz.  Z każdym dniem będzie z nią coraz gorzej. Nawet fajnie mi się bawi jej ciałkiem. – rozległ się histeryczny śmiech, a byk zamienił się w jakiś obraz. Była to Jen. Miała rozdarte na strzępy ubrania, przywiązana do słupa i zaklejone usta jakąś taśmą. Próbowała krzyknąć jednak jej się to nie udało. A w dodatku na twarzy miała przecięcia. Tym razem na pewno nie od żyletki, gdyż obiecała, że nie będzie już się ciąć. Patronus znikł.
                -Jean… Cholera… Jak mogłem na to pozwolić? – usiadł na łóżku siostry i ukrył twarz w dłoniach. – Jak mogłem dopuścić do czegoś takiego? Obiecałem jej jeszcze na peronie, nim zaczęliśmy rok szkolny, iż będę ją pilnował… To moja wina! MOJA WINA! – ostatnie zdanie wypowiedział bardzo głośno. Po chwili rozpłakał się. Nie miał pojęcia gdzie ona teraz może być. – Muszę to powiedzieć rodzicom. Muszą się o tym dowiedzieć! Tylko… Jak to powiedzieć mamie? Przecież ona już jest w siódmym miesiącu ciąży, a nie chcę jej denerwować… - nagle przyleciała jakaś sówka. Był to liścik od Dracona.
***
Dwie godziny później…
                -Tato? – do sypialni rodziców, wszedł blondyn. Postanowił o tym powiedzieć teraz. – Gdzie jest mama?
                - Mama gdzieś wyszła. Wiesz coś może na temat Jean?
                -Tak. Wiem co się z nią dzieje, ale nie mam pojęcia, gdzie jest. Na pewno matki nie ma w pobliżu? – ostatnie zdanie powiedział cicho, jakby się obawiał, że Hermiona może ich podsłuchiwać pod drzwiami.
                -Na pewno. Co jest z Jen? – Draco wstał z krzesła i podszedł do syna.
                -Tato… Ona… - urwał, gdyż drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Stanęła w nich szatynka. Miała na sobie luźną bluzkę, na którą założyła zapinany sweter sięgający do ud. Brzuch był już dość zaokrąglony.
                -Harry. – uśmiechnęła się smutno. – Masz jakieś informacje o Jen? – usiadła na łóżku.
                -Mam, ale… nie mogę ci ich powiedzieć. Nie mogę. Mogę tylko o tym powiedzieć ojcu. – oznajmił niepewnie.
                -Dlaczego? – zapytała zdziwiona. Syn tylko wskazał głową w jej brzuch. – Nic się Kai nie stanie. Powiedz mi.
                -Nie mogę mamo. Po prostu nie potrafię. Nie chcę narażać małą na pewne niebezpieczeństwo.
                -Mów w końcu, bo się wścieknę! – warknęła.
                -Jean… To wszystko przez Canta. On… on ją porwał.
                -CO??!! – zawołali rodzice.
                -Jak to porwana? – spytał zdezorientowany Dracon.
                -Po prostu. Ten cwel wysłał mi patronusa z informacją, że ją uprowadził i się „bawi jej ciałkiem”. Znów robi jej krzywdę!
                Hermiona poderwała się gwałtownie z łoża, a po chwili jęknęła z bólu i chwyciła się mocno za brzuch. Mężczyźni szybko znaleźli się koło niej.
                -Cholera… - szepnęła i krzyknęła ponownie z bólu. – Musi to akurat teraz? – z jej oczu spłynęła pierwsza łza.
                -Trzeba ją zabrać do szpitala! Do Munga! Do skrzydła!
                Szatynka opadła na łóżko.
                -Nigdzie nie pójdę! Nie dam rady! – rozpłakała się.
                -Przecież nie będziesz tutaj rodziła! – skarcił ją małżonek. Harry zarzucił ramię matki za szyję i pomagając jej wstać, ruszył z nią w stronę drzwi.
                -To nie potrwa długo. Wytrzymaj chociaż te piętra. – szepnął potomek. Przez ból nie umiała już odpowiednio myśleć. Najważniejsi dla niej mężczyźni, zaprowadzili ją do skrzydła, jednakże przy trzecim piętrze, nie miała już siły, więc mąż wziął ją na ręce i zaczął biec. Brązowooki szybko otworzył wejście, a do pomieszczenia od razu weszła pani Spart.
                -Co się dzieje? – zawołała. – Na Merlina! Szybko połóżcie ją! – opiekun Slytherinu posłuchał pielęgniarki. Silence zaczęła wszystko przygotowywać. Hermie przypomniało się, jak to było wtedy, gdy rodziła bliźniaków.
Trzy godziny później…
                Już po wszystkim… Już po bólu, już po cierpieniu. Miona trzymała w swoich obięciach maleńką istotkę o ciemnych, brązowych włoskach. Smacznie sobie spała. Smok siedział obok małżonki na krześle z uśmiechem na twarzy. Młody Malfoy patrzył na szczęśliwych rodziców. Cieszył się, że ma małą siostrzyczkę, ale w głowie ciągle siedziała mu Jean.
                -Znajdziemy ją. – odezwała się Hermiona, zwróciwszy wzrok na syna.
                Ten tylko przytaknął głową. Wierzył matce. Podszedł do łóżka i stanął po jego prawej stronie, po czym spojrzał na siostrę. Uniosła swoje powieki. Miała piękne, ogromne ciemnoniebieskie tęczówki, które teraz patrzyły na część rodziny.
                -Witaj w świecie czarodziejów, Kajo Fione Malfoy. – szepnął prefekt Slytherinu.
~~*~~
Miesiąc później…
                Miona miała przez cały miesiąc wolne. Za ten cały czas, na jej stanowisko wskoczył jej brat. Kobieta odpoczęła. Jest 5 maja, a ona stęskniła się za pracą. Musiała wracać. Zostawiła małą, pod opieką Grangerów, po czym udała się do Hogwartu. Kiedy weszła do sypialni, wystraszyła się. Kiedy włączyła światło, pojawiło się pełno osób, wykrzykujące „Witaj Hermiono! Gratulujemy Ci małej Kai Malfoy!” Była to naprawdę miła niespodzianka. Podziękowała wszystkim. Draco musiał iść na zajęcia. W pokoju została tylko z Ronem i bratem.
                -Mionka… - zaczął po jakimś czasie brunet. – Nic nam nie wpada do głowy, co może być drugim horkruksem Voldemorta.
                Usiadła na fotelu. Myślała także o tym. Jednakże najwięcej myśli miała przy Kai oraz Jen. Nadal jej nie odnaleziono. Nagle…
                -Jean! – zawołała niespodziewanie szatynka. Towarzysze spojrzeli na nią zdziwieni oraz pytająco. – Ona coś nam mówiła! Coś, że to jest związane z wszystkimi czterema założycielami Hogwartu… To coś musi być na pewno w szkole! Coś, co już widzieliśmy!
                -Czy myślisz to co ja? – spytał Potter.
                -Sądzę, że wszyscy o tym myślimy. – odparła.
                -Tiara Przydziału! – powiedzieli wszyscy chórem.
~~*~~
Tydzień później…
Perspektywa Jean
                Minęło już ponad miesiąc, a ja nadal tutaj jestem. Nie wytrzymuję już tutaj. Codziennie byłam torturowana, gwałcona… Odporność mojej psychiki już zniknęła. Muszę uciekać. Nie wiem gdzie, ale byle, żeby daleko stąd! Tylko jak? Nawet nie znam lokalizacji tego więzienia. Chociaż dowiedziałam się pewnych rzeczy… Voldemort planuje atak na Hogwart.  Będzie to jutro. Do grona śmierciożerców doszedł Cant oraz ta cała Brown. Teraz nikogo nie było w tym… domu? Jednakże na pewno zamknęli wszystkie wyjścia na zewnątrz. Przez ten cały czas przesiadywałam w tym samym pomieszczeniu. Wstałam i spróbowałam się wydostać. Nie udało mi się to. Nigdy nie próbowałam stamtąd wyjść, bo zawsze ktoś mnie pilnował za drzwiami. Byłam już w stu procentach pewna, iż jestem sama. Podniosłam jakiś kamień i uderzałam w klamkę. Ile ja hałasu narobiłam! Jednakże nie poszło to na marne. Udało mi się. Byłam w podziemiach. Poznałam to z powodu braku okien. Odnalazłam jakieś schody, więc wbiegłam w górę. Od razu zrobiło się trochę jaśniej. Przymrużyłam lekko oczy, by przyzwyczaić je do takiej jasności. Po chwili już normalnie widziałam. Zastanawiałam się, gdzie może być główne wyjście… Podczas drogi znalazłam moją różdżkę. Po kilku minutach odnalazłam wyjście. Miałam ciągle przy sobie kamień. Zrobiłam tak, jak było przy drzwiczkach (co się potem zorientowałam) do piwnicy.
                Udało się! Udało mi się uciec! Pobiegłam gdzieś w dal.
Godzinę później…
                Gdzie ja teraz jestem? Nic nie kojarzę. To na pewno nie w Londynie, ani w świecie czarodziejów. Z oddali spostrzegłam jakiś dom. Naokoło niego był wielki ogród. Zaczęłam biec na tyle, ile miałam siły. Dom był coraz bliżej. Tylko zapukam i spytam się, w jakiej lokalizacji się obecnie znajduję.
                Gdy doszłam, zapukałam bardzo głośno w drzwi. Chociaż czy było to głośno? Nie miałam już naprawdę siły. Usłyszałam jakieś kroki. Nagle zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o ścianę budynku i myślałam, że obraz znów mi się rozjaśni i wyostrzy, jednakże czegoś takiego nie nastąpiło. Leżałam na ziemi cała osłabiona.
                -Tośka! – usłyszałam jako ostatnie i nic więcej nie widziałam, ani nie słyszałam.
-*-
Perspektywa trzecioosobowa
                -Gdzie się podziała ta gówniara?! – ryknął na cały głos. Był wściekły. Jak mogła uciec? Przecież zrobił wszystko, by ją osłabić. Widocznie to było za mało. Rafael zaczął na cały głos przeklinać i rzucać rzeczami, które znalazły się w jego rękach.
                -Jeszcze cię dopadnę… - mruknął siadając na fotelu. – Na pewno zobaczymy się podczas bitwy…
-*-
                -Wyjdzie z tego?
                -Na pewno. Nie martw się Domi. – odpowiedziała brązowowłosa kobieta z niebieskimi tęczówkami. Razem z swoją córką były w salonie, gdzie leżała nieprzytomna Jean.
                -Co z nią? – do pomieszczenia weszła druga dziewczyna, także o brązowych włosach, jednakże o tej samej barwie oczach.
                -Ojciec dał jej eliksir, więc zaraz powinna się obudzić, Avada. – oznajmiła Tośka, bo tak było na imię kobiecie.
                -Mam nadzieję, mamo, że nie pomylił eliksirów. – usłyszeli głos, jakieś kolejnej dziewczyny. Miała te same włosy i oczy, co Avada. Nowoprzybyła stanęła obok Domi, posiadającej kolor ciemnego blond i błękitnawych tęczówek.
                -Kaja! – skarciła ją matka. – Wasz ojciec się nigdy nie myli!
                -Nieraz się z czymś pomylił! – dopowiedziała Kaja.
                -Czy codziennie musimy się kłócić?! – warknęła zirytowana.
                -No dobra, dobra… - jęknęła, po czym zwróciła swój wzrok na leżącą szatynkę. – Do kogoś ona jest podobna… – zastanowiła się.
Pięć minut później…
                -Budzi się! – oznajmiła Av.
                Mężczyzna, który przed chwilą ponownie wrócił do salonu, spojrzał na Jen. Piętnastolatka otworzyła oczy.
                -Gdzie ja…? – urwała, gdyż zorientowała się, kto jest obok niej. – Profesor Snape? Severus Snape? – zapytała całkowicie zszokowana. – Myślałam, że pan został zabity przez Nagini…
                -Widzę, że Draco dużo ci o mnie opowiadał, droga Jean Narcyzo Malfoy. – powiedział brunet.
                -Skąd pan mnie zna?
                -Dlaczego nie miałbym znać nazwiska córki od mojego chrześniaka?
                -A sądziłam też, że…
                -Że nie mam rodziny? Że nie mam żony i córek?  Dlaczego miałabyś o tym wiedzieć, skoro prawie nikt nie wie o moim dalszym istnieniu?
                -Ja… przepraszam… - szepnęła panna Malfoy.
                -Spokojnie. Nie tylko ty znalazłaś się w takiej sytuacji, jak dowiedzenie się, iż Severus nadal żyje. – wtrąciła się pani Snape. Szarooka tylko lekko się uśmiechnęła.
                -Może chociaż słyszałaś o mnie, Avadzie i Domi… One właśnie tutaj… - panna Snape rozglądnęła się po salonie. Jej siostry gdzieś znikły. - …były. Chodzimy razem do Hogwartu, tylko jestem razem z siostrami rok niżej. Masz prawo nas nie znać…
                -Jesteś Kaja, prawda? – wypaliła Malfoyówna.
                -Tak… - odpowiedziała powoli. – Skąd wiesz, jak mam na imię?
                -Siostra mojej przyjaciółki cię zna, znaczy… znała. Może ją kojarzysz, chociaż wątpię, gdyż rok temu umarła…
                -Jak się nazywała?
                -Karissa Senior. – oznajmiła. Dokładnie… chodziło o siostrę Nadine.
                -To była moja koleżanka… - mruknęła Kaja. – Co ci się właściwie stało?
                -Czy ty przypadkiem nie zarzucasz jej za dużo pytań, Kaj? – odezwał się Sev zirytowany.
                -Chyba tak… przepraszam Jean. To ja pójdę do pokoju… - zniknęła. Jen została sama z małżeństwem. Czuła się trochę niekomfortowo, gdyż praktycznie nie znała tych ludzi.
                -Miałaś szczęście, że tutaj trafiłaś. – odparł. – Nie mam pojęcia, co by się z tobą działo, gdybym ci nie podał tego eliksiru.
                -Dziękuję. – szepnęła. – Przepraszam, że wam się narzucam… ja tylko chciałam się dowiedzieć, gdzie dokładnie się znajduję, bo się zgubiłam.
                -Wszyscy cię szukali. – oznajmiła Tośka. – W Proroku o tobie pisali. Nawet Avada, Domi i Kaja włączyły się do poszukiwań.
                -Ja nie wrócę do Hogwartu. Po prostu nie mogę. Jutro ma być ta bitwa, a ja będę głównym powodem śmierci wszystkich. – oczy uczennicy zaszkliły się. Kobieta usiadła na kanapie obok dziewczyny i spojrzała to na małżonka, to na Malfoyównę.
                -Ale ty musisz tam wrócić. – powiedział całkowicie poważnie.
                Nic nie odpowiedziała. Niebieskooka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
                -Posłuchaj mnie uważnie. – zaczęła patrząc prosto w oczy piętnastolatki. – Myślisz tak, jak myślał wtedy Harry Potter. Sądził, że jest winny za te wszystkie morderstwa. Jednakże oni walczyli dla dobra. Dla nas. Dla świata, by był bezpieczny i wolny. Ty też musisz tak myśleć, gdyż to jest właśnie prawda. Tylko ty możesz go pokonać raz na zawsze.
                -Skąd pani wie, że tylko ja mogę go pokonać, a nie wujek?
                -Mamy pewne źródła. – wtrącił się Severus.
                -Jakie? – dopytywała się.
                -Jesteś ciekawska, jak twoja matka. - sarknął sarkastycznie.
                Wzruszyła tylko ramionami. Niebieskooka postanowiła wykorzystać milczenie, które po chwili nastało.
-Wracając… - mruknęła. - Zaufaj po prostu swojej rodzinie i osobom, które kochasz.
                Panna Malfoy spojrzała na nią, po czym jej kąciki ust się lekko uniosły.
-Naprawdę tak pani sądzi?
                -Oczywiście.
                -Dziękuję. Zaraz wyruszę z powrotem do zamku.
                -Nie pójdziesz sama. – głos znów przejął Snape. – Pójdziesz jutro. Ze mną.
                -Co chce pan zrobić?
                -Walczyć po naszej stronie. Stronie dobra.
                -Ja pójdę z tobą! – oznajmiła Tośka.
                -Ani mi się waż! Będziesz musiała przypilnować dziewczyny! A w szczególności Kaję, bo znając życie i ją, to znów będzie chciała zrobić wszystko po swojemu. Ryzykować nie można.
                -No właśnie! Nie można ryzykować, Severusie!
                -Chodziło mi o Kaję, a nie o mnie. Koniec dyskusji. Jutro zostajesz tutaj z dziewczynami, a ja i Jean udajemy się do zamku!
                -Jean! – usłyszeli głos. Do salonu weszła powtórnie Kaja. – Mam dla ciebie ubrania. Może będą ci pasowały… nie chcę, byś chodziła w takich poniszczonych.
                -Dziękuję, Kaj. – uśmiechnęła się szatynka.
~~*~~
Nazajutrz…
Wieczorem…
W Wielkiej Sali…

                Wszyscy zebrali się w WS, na polecenie dyrektorki. Ku zaskoczeniu uczniów, zniknęły stoły. Magiczne sklepienie ukazywało teraz bardzo ciemne chmury. Czasami błyskało. Rozległy się głośne szepty studentów, oczekujących na nauczycieli. Po chwili przyszli.
                -CISZA! – zawołała Cho, na co uczniowie zamilkli i spojrzeli na nią. – Dziękuję. Lepiej zrobię to szybko, bo się znów rozgadacie. Zniknęły nasze cztery stoły. Właściwie to pięć, wliczając nauczycielski. Proszę uczniów z klas od pierwszej do szóstej włącznie o to, by zebrali się na dziedzińcu, gdyż zostaną oni przeniesieni do Londynu. – usłyszała głośne szmery sprzeciwu. – Bądźcie cicho! – skarciła ich. – Tutaj chodzi o wasze BEZPIECZEŃSTWO! Lada moment wybuchnie tutaj wojna! Mogą zostać tylko uczniowie z siódmych klas! Nikt nie ma co tutaj się chować, gdyż szkoła zostanie szybko przeszukana przez nauczycieli. Idźcie za Hagridem.
                Młodzi spanikowali. Harry Malfoy wybiegł szybko w poszukiwaniu Jasmine, która gdzieś zniknęła. Odnalazł ją na drugim piętrze. Biegła w jego stronę.
                -Szybko! Trzeba się jakoś schować! Nie opuszczę Hogwartu bez walki! – zawołała.
                -Nie ma mowy! Ty masz iść razem z innymi. Musisz być bezpieczna! – nagle minęła ich Izabelle.  – Gdzie ty biegniesz? – zawołał za nią kuzyn.
                -Mam przeczucie, że Jean gdzieś tutaj jest! – pobiegła dalej.
                -Jas: Masz iść za Hagridem i znaleźć się w Londynie! Damy sobie radę! – dziewczyna pocałowała go. On rozstał się z nią, po czym zmierzył w pogoń za Izą. Po drodze natknął się na Alexana. Razem szukali rudowłosej. Znaleźli ją na siódmym piętrze.
                -Jak to ona tutaj jest?! – zapytał szybko Puchon.
                -Mam po prostu taki instynkt, a… - urwała. Ktoś zakapturzony zaciągnął ich do jednej z ścian, na której pojawiły się wielkie drzwi. Wejście do Pokoju Życzeń. Kiedy weszli, tajemnicza postać zamknęła drzwi. Pozostała trójka patrzyła na tę osobę całkiem zaciekawieni.
                -To tylko ja. – osoba ta, zdjęła kaptur. Była to…
                -JEAN! – zawołał Harry, który pierwszy otrząsnął się z szoku i mocno ją do siebie przytulił.
Perspektywa Harry’ego
                Merlinie! Jak ja się za nią stęskniłem! Ponad miesiąc ją szukano, aż w końcu się odnalazła! Byłem szczęśliwy, że ona żyje. Jest CAŁA! Nie umiałem przystać ją przytulać. Za bardzo tęskniłem i się martwiłem.
                -Gdzieś ty była? – szepnąłem do jej ucha, powstrzymując się od płaczu.
                -W jakieś piwnicy… - mruknęła. – Wczoraj udało mi się uciec i znalazłam schronienie u Snape’ów. – powiedziała ciszej. Poluzowała swój uścisk, po czym lekko się odsunęła. – Nie płacz. Musimy się przygotować do walki. Chociaż… Wy idźcie do Hagrida, a ja tutaj zostanę. Muszę go raz na zawsze zniszczyć.
                -Horksursy! – zawołałem. – Nie zniszczyliśmy ich! Właściwie… zniszczyłem miecz, ale musisz zniszczyć Tiarę Przydziału!
                -Niby jak?
                -Trzeba zdobyć kieł bazyliszka! Musimy się udać do legendarnej Komnaty Tajemnic.
                -Pójdę tam z wujkiem. Dobra… ale jeżeli chcecie być podczas walki, to siedźcie tutaj. Nikt nie powinien nas tutaj znaleźć.
                Zrobiłem smutną minę. Miałem nadzieję, że Jasmine mnie posłuchała i poszła z innymi, by znaleźć się w Londynie…
                -Wszystko będzie z nią dobrze. – oznajmiła. Zdziwiło mnie to. Skąd…? A no tak… Ona zawsze pozna o co chodzi. Uśmiechnąłem się lekko do niej.
Perspektywa Alexandra
                Nie chciałem im przerywać, ale musiałem jej coś ważnego powiedzieć. Podszedłem do nich niepewnie.
                -Sorrki, że przeszkadzam, ale… Jean – zwróciłem swój wzrok na nią – możemy pogadać? Bardo krótko?
                -Jasne.
                Poszliśmy na bok, by nikt nas nie słyszał. Miałem ochotę ją pocałować, ale od razu przypomniały mi się jej słowa: „Tylko chcę cię ostrzec: nie całuj mnie. Chociaż do końca tego roku szkolnego...” Nadal zostały mi w głowie.
                -Jen… Ja… Chciałem… Bo… I… - nie umiałem się wysłowić.
                -Pamiętam jak mówiłeś mi, że kochasz mnie jak nigdy nikt.* - powiedziała niespodziewanie. Nie wiedziałem o co jej dokładnie chodzi.
                -O co…?
                -Przekonaj się, że coś do ciebie czuję. Nie wierzę, że tego nic nie uratuje.*
                -Mów konkretniej, Jen. – mruknąłem, lekko zirytowany.
                -Mamy siebie jednak nie ma nas. Same złe momenty przynosi czas. Wiem, że chcesz naprawić to tak jak ja.*
                -Jean! Nie mam czasu na wygłupy! – skarciłem ją. Ona tylko westchnęła, po czym popatrzyła mi głębiej w oczy, po czym szepnęła:
                -Wciąż pamiętam tamte chwile, w których tak mówiłeś tyle… że kochasz, że pragniesz, bym była tylko z tobą tu na zawsze.**
                Wywróciłem teatralnie oczami. O co chodzi tej dziewczynie? Po chwili uświadomiłem sobie.
                -Czy chcesz powiedzieć, iż… - przerwano mi. Poczułem smak jej słodkich ust. Sama mnie pocałowała. Oddawałem pocałunki. Kiedy się oderwaliśmy, miała łzy w oczach.
                -To może był nasz ostatni pocałunek. – szepnęła.

======================
* - fragmenty piosenki "Jula - Chociaż ten jeden raz"
** - fragment piosenki "Gosia Andrzejewicz - Słowa"
======================
Wiem... Rozdział miał być drugiego grudnia, ale plany na akcje się pozmieniały. 50.1 rozdział będzie dłuższy (tak sądzę). Ta notka ma 7 stron w Wordzie. Teraz wolę się skupić na tej bitwie... Wcześniej dodaję rozdział, gdyż przez jakiś czas nie będę mogła pisać rozdziałów :_: . Dlatego próbuję wszystko "dorabiać" w ten weekend. Może mi się uda... Zobaczymy. Zakończenie tego bloga planuję w sylwestra.
Uwaga! Postacie takie jak: Tośka Snape, Avada Snape, Kaja Snape i Domi Snape, są postaciami REALISTYCZNYMI! Nie są oni w mojej wyobraźni, tylko istnieją naprawdę (właściwie to pod innymi nazwiskami xD). Dla wyjaśnienia... (będę pisała ich nickami)
Tośka Snape - To$ka
Avada Snape - Avada Kedavra
Kaja Snape - Kaja Malfoy - Felton (Ja)
Domi Snape - Brak podpisu (xD)
Dedykacje dla hm... postacie rodziny Snape dedykuję odpowiednim osobom, czyli Avadę Avadrze, Tośkę To$ce itd. Dedykacja całego rozdziału dla... Zielonoo ;* . No i także znów dla Lau_Tui_Cantante ^.^ .
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to 50.1 rozdział pojawi się 15 grudnia ! Jednak może pojawić się wcześniej, bądź później.
Pozdrawiam,
Kaja Malfoy - Felton
PS Te zdjęcie na końcu to jest teraźniejszy wygląd Hermiony :D
PPS Severus może być trochę ee... niekanoniczny (?), ale ciężko jest pisać odpowiednią ilość sarkazmu i ironii xD . Ważne, że się próbuje ;) .

8 komentarzy:

  1. Hej! :D
    Dzięki za dedykacje! *.* Rodzina Snape wkracza do akcji! *.*
    Rozdział cudny! Szkoda, że już nie długo epilog :c
    Dzisiaj jestem w stanie tylko tyle napisać.
    Pozdrowionka i weny dużo! :*

    Ps. Chyba zacznę czytać od nowa Twojego bloga! *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heja :D
      Tsa... Tylko mi został do napisania Epilog :_:
      Że co? xD .
      Od nowa? o.o xd .

      Usuń
  2. Ojeja ! Ile niespodzianek w jednym rozdziale ! :D i na koniec dedykacja..;* dziekuje, nie wiem co powiedziec. Naprawde! Wzruszylam sie, czego kropnie nie lubie, ale dla Twojego rozdzialu moge zrobic wyjatek gdyz jest GENIALNY <33 pierwszy raz dostalam dedyk.. wow. Jak ja to przezywam. Przepraszam, ze zamisat rozpisywac sie o rozdziale mowie o sobie. :)
    A wiec.. hehe jak juz wspomnialam wyzej rozdzial BOSKI ! Tyle rzeczy.. w ogole sie ich nie spodziewalam, co szczerze uwielbiam w opowiadaniach. Legilimencja na zwierzEtach? Szok ! Potem jeszcze narodziny KAJI ! ;** cudowne imie. A w dodatku jeszcze ucieczka Jen z tego cholernego wiezienia (przepraszam za slownictwo, ale jak tylko cos mi sie kojarzy z tym Cantem to krew mnie zalewa xd). I co najabrdziej mnie zaskoczylo czyli WOJNA ! Ohoho ! I co teraz bedzie? Mam nadzieje ze wszyscy przezyja, Jen z Harrtm pokonaja Voldka i bedzie slicznie, ladnie, pieknie.
    Kocham Cie za te pelne milosci akcje, jak na na samym koncu rozdzialu z Jen i Alexanem.
    Goraco pozdrawiam i zycze duzo, duzo weny ! ;*
    Ps.hehe. Ale sie rozpisalam..;p chyba po raz pierwszy w moim zyciu. Z gory przepraszam za bledy-telefon zdziala cuda. :D kocham !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurcze *o* . Taki długi komentarz? *.* .
      Nie musisz za nic przepraszać! :D . Jestem zadowolona, że dałam ten dedyk dla Cb ;* .
      Nie jestem pewna, czy można używać legilimencji na zwierzakach, ale jeżeli nie, to tutaj TAK :D .
      Uhohohoho xd . Nie tylko Cb krew zalewa przy nim xD .
      No wojna wojna ^.^ . Ja głupia... mi się cały 50.1 rozdział usunął -,-'. Ale od czego jest notatka w telefonie z fabułą rozdziału? xD
      Oj zobaczysz, czy przeżyją xD .
      Ta ostatnia scena z Jen i Alexanem jest jeden z moich ulubionych scen, jakie kiedykolwiek pisałam :) . Tak jakoś ^^ .
      Także Pozdrawiam ;**
      PS Ej! Ja się nigdy tak nie umiem rozpisać :_: Tylko jak czytam jakiegoś bloga, że nadrabiam, to ewentualnie na NN piszę taką dłuższą xD .
      Się ciesz, że umiesz na tel komentować, bo ja nie umiem xD .
      Dziękuję za komentarz :) . Od razu humor staje się lepszy :D .

      Usuń
  3. Hahaha przy leglimencji psiny, przypomniała mi się bajka "Odlot" i ten "gadający" pies xd
    No wiedziałam.! Cant -.-'
    Kurwa Harry.! Nie rozczulaj się nad sobą do kurwy nędzy, tylko idź kogoś powiadomić ty imbecylu.! (taaa...wybacz xd)
    Hahaha, mała Kaja ma świetne wyczucie czasu, nie ma co.! xd
    Szczerze.? Irytuje mnie to...Mam przeczucie, że Malfoyowie nie przykładają się do odnalezienia Jean.!
    Arrr nasza rodzinka <3 Eh, co sądzę na temat sceny, rodziny Snape i Jean, a konkretniej na temat Severusa to dobrze wiesz ;D
    Końcowa scena rozdziału. Jean & Alexan. Cud, miód, orzeszki <3

    Dzięki za kolejny dedyk ;3

    Wiesz...Czytałam to wczoraj, na dodatek w nocy, więc te komentarze wyglądają, jak wyglądają...
    Eh...Dziś już raczej nie zdołam przeczytać, a co dopiero skomentować nowego rozdziału, więc...Wezmę się za niego jak tylko znajdę trochę czasu, a szczerze nw kiedy się nadarzy taka okazja, bo będę miała strasznie zjechany tydzień :_:

    Całuję : To$ka ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tośka! Jakiego ty słownictwa używasz?! xD .
      No co no? xD . Po bracie ma xD .
      Ej no! A cóż mogliby robić przez ten miesiąc? Leżeć se w kanapie i czekać na cud? xD .
      No nasza rodzinka <3 . Starałam się! xD .
      Jean + Alexan = Słodka parka <3

      Chyba za dużo Ci tych dedykacji daję! xD .

      Oj tam, oj tam xD. Nawet kropka mogła tylko być xD .
      Do niczego Cię nie zmuszam mamuśka, ani nic ;3 .

      Buziaki: Kaja ;*

      Usuń
    2. Haha jakiego słownictwa.? Haha, a normalnego xd Takiego jakiego używam, gdy się...em..."wkurzę".? xd
      Ojć, coś widzę, że Hermi i Draco nie będą mieć łatwo xd Jak nie Harry do Kaja xd Merlinie pożal się xd
      Nie...Ale...Jakoś mało w nich było emocji związanych z porwaniem Jean. Mało było akcji, w której chociażby coś zrobili by ją odszukać. Nie powiem, pewnie coś robili, a ty po prostu tego nie napisałaś/rozwinęłaś, bo nie było potrzeby, ale akurat ja odczułam takie poczucie jakby serio leżeli na kanapie i czekali na cud xd

      Ej.! Jak za dużo.! Nie ma tak.! Wcale nie za dużo xd Ja tam się jakoś nie skarżę, więc nw czego się czepiasz xd

      To$ka

      Usuń
  4. Jak fajnie że Jean się odnalazła :) Miona urodziła, strasznie się z tego cieszę :) Co za głupi człowiek z tego Canta,żeby dołączyć do Śmierciożerców ;/ No ciekawa jestem tej bitwy. Zabieram się za kolejny rozdział, aby się przekonać :)
    Aga W ;)

    OdpowiedzUsuń

Pamiętasz tę zasadę? Czytasz=Komentujesz ?
Żyjcie proszę tą zasadą :) Każdy komentarz motywuje.
Jeżeli nie chcecie z swojego konta, to piszcie anonimem.
Bardzo bym się ucieszyła, gdyby czytelnicy pozostawiali po sobie ślad w postaci komentarza :*

~~Kaja Malfoy