„Nawet najbardziej sarkastyczny człowiek,
może mocno przeżywać utratę bliskiej osoby…”
Rozdział 50.1
Avada Kedavra!
-Szybko! Trzeba się ukryć! – zawołał Draco. Hermiona
spanikowała. Może już przeżyli jedną bitwę, jednakże to i tak jest pełno
emocji… Nie wiadomo kto przeżyje, a kto może zginąć.
-A dzieciaki? – spytała biegnąc obok małżonka, który
trzymał ją za nadgarstek.
-Na pewno poszły z Hagridem! Ty też powinnaś pójść!
-Nie! Nie odejdę bez walki!
-Kobieto! – przystanął. – Masz małą córkę, która jest
teraz u twoich zastępczych rodziców. Wiem, że ma opiekę, ale ona potrzebuje
matki! Ciebie!
-O cholera… - szepnęła. Patrzyła teraz przez okno na
błonia, gdzie widziała jakieś trzy postacie. Spostrzegła blond czuprynę i
brązowe włosy, które lekko świeciły w świetle księżyca. – DRACO! – krzyknęła. –
Jean tutaj jest!
-CO?! – podbiegł do okna i wyjrzał przez nie. – Jak
zwykle nie posłuchali!
-Jen wróciła… - mruknęła, patrząc w oczy blondynowi.
– Przecież Narcyza powiedziała, że tylko ona może pokonać Sam-Wiesz-Kogo!
-Trzeba do nich dojść! Chodź! – rozkazał i wybiegli
na zewnątrz. Nie umieli znaleźć dzieci.
***
-Wujku! – usłyszał czyjś głos. Odwrócił się i
spostrzegł biegnącą ku niemu chrześnicę.
-Jean! – zawołał. – Gdzie byłaś? Wszyscy cię szukali!
-To długa historia. – odparła, kiedy do niego doszła.
– Umiesz nadal język wężów?
-Tylko jedno słowo. Od ostatniej bitwy nie jestem już
wężousty. A o co chodzi? – spytał Potter.
-Muszę wejść do Komnaty Tajemnic! Muszę zniszczyć
tiarę. – mówiąc to, pokazała mu z tiarę przydziału, po czym znów ją ukryła, by
nikt nie widział.
-Musimy to zrobić, nim on cię dorwie! Harry! –
zawołał w stronę blondyna. – Idź z Alexanem do Hagrida! Jeszcze nie opuścili
Hogsmeade!
-Nie odejdziemy bez walki! – powiedzieli jednocześnie
przyjaciele.
-Wy zawsze postawiacie na swoim… Dobra… Tylko żeby
wasi rodzice was nie znaleźli.
-Trzymaj się Jen! – szepnął Puchon. Rozdzielili się.
Chłopcy poszli gdzieś w stronie mostu, zaś brunet i szatynka w głąb zamczyska.
-O cholera! Wkroczyli! Śmierciożercy przekroczyli
mury! – zawołał zielonooki.
-*-
-Izabelle!
Cholera!
Poznałam głos, jednakże miałam nadzieję, iż to nie ta osoba, o której myślę.
Odwróciłam się powoli. Doznałam szoku. To mama.
-Co się
stało, mamuś? – spytałam grzecznie.
-Natychmiast
idź do Hagrida! – rozkazała.
-Nie!
-Iza!
-Nie zostawię tutaj rodziny i przyjaciół!
-Słuchałaś w ogóle przemowy dyrektorki?!
-Słuchałam! Wiem, że chodzi o bezpieczeństwo, ale nie
zostawię ciebie i tatę tutaj! Boję się o was!
-A my o ciebie! Nie kłóć się ze mną, bo i tak nie
wygrasz!
-Nie mam zamiaru opuszczać szkoły! Dlaczego mi nie
ufasz?
-Ja ci ufam, tylko się o ciebie martwię!
-Dlaczego? Przecież znam zaklęcia!
-Ale nie wystarczającą ilość! – warknęła. Mimo że
była bardzo stanowcza, mogłam spostrzec w jej tęczówkach czułość, troskę oraz
zmartwienie. Nie wiedziałam jak ją przekonać. Otwierała już usta, jednak ktoś
zakapturzony wybiegł na polanę i wymierzył w nas różdżką. Widziałam, że chce
już wypowiadać jakieś zaklęcie, więc nim mama zdążyła zareagować, wyciągnęłam
swoją magiczną broń i ugodziłam go zaklęciem, po czym padł na ziemi.
-Skąd znasz te zaklęcie? Przecież takiego nie uczymy
w Hogwarcie. – spytała zdezorientowana.
-Od czego są książki?
-Ale to z
działu Ksiąg Zakazanych! Od kogo dostałaś pozwolenie?
-Jean mi
załatwiła. Jej mama napisała.
-Ale… Nie
mam już siły. Oszaleć można!
-Gdzie jest
tata? – zmieniłam temat.
-Na pewno gdzieś w środku. Iza… proszę cię... Znajdź
się w Londynie, razem z resztą.
-Wiesz, że tego nie zrobię.
-*-
-Chodź Jean! Za tym wejściem jest Komnata.
Harry wskazał różdżką w stronę okrągłego, metalowego
przejścia, które miało dodane kilka węży. Potter stanął przeciw i przymknął
oczy. Musiał sobie przypomnieć, jak to brzmiało. Jen patrzyła to na wujka, to
na wejście. Mężczyzna uniósł powieki i coś syknął. Po chwili było słychać jakiś
dźwięk otwieranego zamka. Wejście otworzyło się. Dziewczyna wyprzedziła
krewnego, jednak szybko złapał ją za ramię.
-Uważaj, jest ślisko. Masz nadal Tiarę?
-Tak. – kiedy odpowiedziała, brunet minął ją i złapał
za jej rękę.
-Ostrożnie. – mruknął. Przeszła przez przejście.
-Lumos Maxima. – szepnął. Zrobiło się jasno. Im oczom
ukazała się długa ścieżka, która po bokach miała głowy węży. Na samym końcu
była wielka budowa, jakieś twarzy mężczyzny. Z opowieści Harry’ego, była to
twarz Salazara Slytherina. Obok tego, były jakieś szczątki ogromnego potwora.
-Tu jest ten bazyliszek… - mruknęła. Podeszła do szkieletu
i mocno pociągnęła za kieł. Wróciła do wujka, który przyglądał jej się z uwagą.
-Na pewno to ja mam zniszczyć Tiarę? – zapytała
niepewnie.
-Tak.
-Ale ja nie chce widzieć tych obaw. – oznajmiła,
patrząc na kieł. – Nie mogę.
-Posłuchaj mnie uważnie. – dziewczyna popatrzyła
stryjkowi w oczy. – One nie są prawdziwe. To tylko takie zwidy. Nie wierz tym
słowom, które usłyszysz. Zaufaj mi.
-Dlaczego nie miałabym ufać mojemu chrzestnemu? –
uśmiechnęła się słabo.
-To spełnij swój obowiązek.
***
Severus
walczył z Lucjuszem. Po dłuższym pojedynku, Malfoy zginął. Snape ruszył do
wnętrza zamku. Miał jakieś złe przeczucia... Kiedy znalazł się na piątym
piętrze, spostrzegł jakąś znajomą sylwetkę. Była to jakaś dziewczyna. Z jej
boku leciała krew. Pobiegł do niej. Gdy zobaczył jej twarz, doznał szoku.
-Kaja! -
warknął. - Mówiłem, że masz zostać w domu!
-Przepraszam
tato... - szepnęła.
-Cholera...
- wyciągnął swoją różdżkę i zaczął wypowiadać jakieś zaklęcia. - Nie zamykaj
oczu! - sarknął widząc, że jego córce zamykają się powieki. - Czemu to nie
działa?! - szepnął.
-Przepraszam.
Wybacz mi tato... - mruknęła osłabionym głosem.
-Jesteś
Snape! Kają Snape, więc walcz! - sięgnął do kieszeni. Szukał szybko jakiegoś
eliksiru. Usłyszał ciche jęki.
-Tato,
ja... - po jej policzkach popłynęły kolejne łzy.
-Cicho.
Zaraz będzie wszystko dobrze. Wypij. - wlał jej ostrożnie zawartość flakonika
do jej ust. Powoli połknęła.
-Jest za
późno. - mruknęła. Spojrzała mu w oczy.
-Bądź
cicho! - położył dłoń w miejscu, skąd leciała krew. - Nie możesz nas zostawić!
Matki, sióstr i mnie!
-Nie dam
rady. Wybacz mi.
-Nie gadaj
bzdur! Zaraz zadziała eliksir!
-Nie
zadziała. Przepraszam za wszystko. Ja was wszystkich... - przerwała i krzyknęła
z bólu. Rana dawała bardziej o sobie znać. Sev rozglądnął się dookoła. Po raz
pierwszy w życiu nie wiedział co robić. Nie chciał pozwolić na to, by stracić
jedną z córek. - Wybaczcie mi za te wszystkie kłótnie i krzywdy. Teraz
będziecie mieli lżej...
-Kaja! Masz
żyć! Rozumiesz?!
-Mimo
wszystko was kocham. Najbardziej ciebie i mamę. - powieki powoli opadły, a
głowa obróciła się w bok, dotykając ponownie podłoża.
-Kaja.
KAJA! - zawołał. Zaczął nią trząść. - Otwieraj oczy! Nie zasypiaj! - wrzasnął.
Nic. Żadnej
reakcji. Ciało panny Snape było całkowicie bezwładne. Severus potrząsnął głową.
Nie chciał dopuścić myśli, że właśnie utracił ważną dla niego osobę.
-Obudź się
do cholery! - szepnął.
Zaczął
klepać po jej policzkach. Nie posiadały już lekkich rumieńców. Zrozumiał… Na
pomoc było już za późno. Za dużo czasu minęło, nim ją znalazł.
***
-Avada uważaj!
Złapałam ją
za rękaw i zaciągnęłam na bok. Ugodziłam zaklęciem Natashę Brown, która chciała
rzucić na Av cruciatusa.
-Dałabym sobie radę, mamo!
-Wracaj do domu! Muszę znaleźć Kaję i ją tam
zaprowadzę. Nie ryzykuj życiem!
-Ale mamo, no! – jęknęła. Ze mną nie było tak łatwo.
-Żadnych dyskusji, panno Snape! – warknęłam. Nagle
usłyszałam w głowie głos swojego męża. Miał jakąś dziwną barwę głosu.
-Tośka… Znalazłem Kaję. Nie jest dobrze. Stało
się to, czego się obawiałem.
***
Potter ostrożnie położył Tiarę. Spojrzał na
piętnastolatkę. Zacisnęła mocniej w dłoni jedną część z szkieletu ogromnego
węża. Podniosła dłoń i już cisnęła w horkruksa, jednak nim go ugodziła, coś ją
odepchnęło do tyłu, zarazem opuszczając kieł. Harry’ego także odepchnęło.
Spojrzała w górę. Był to szary dym.
-Wujku! – zawołała.
-Twoje obawy
nie są dla mnie tajemnicą, Jean Narcyzo Malfoy. – usłyszała głos,
wyłaniający się z smogu. Należał on do Voldemorta. – Wiem czego się najbardziej boisz, oraz jakie są twoje najskrytsze
pragnienia. Dziewczyna, która nie ma szczęścia wśród chłopaków… Dziewczyna,
która dała się poniżyć…
-JEAN! Dźgnij! – zawołał brunet, jednakże uczennica
go nie słyszała. Zaszkliły jej się oczy.
-…Dziewczyna,
która nigdy nie zazna szczęścia… Dziewczyna, która pozwoliła na to, by zhańbić
nazwisko Malfoyów… Dziewczyna, która pozwoliła na śmierć małej Stephanie
Liliann…
-Kłamiesz! – wrzasnęła w stronę mgły.
-…Dziewczyna,
która nie zasługuje na Alexandra… - zaczął ktoś się pojawiać. Był to
Zabini.
-Alexan! – zawołała.
-Jesteś naiwna.
– przemówił. – Uwierzyłaś, że jesteś
dla mnie tą jedyną. Nigdy nie darzyłem cię miłością. Nie jesteś mi potrzebna…
Jesteś taka głupia…
-DŹGAJ! –
Harry ponownie spróbował, jednakże kolejny raz bezskutecznie. Malfoyówna
zaczęła wierzyć zjawie, o której myślała, że jest prawdziwa.
- Myślisz, że
jesteś inna niż te wszystkie puste laski? Mylisz się. Jesteś taka jak one.
-Nie… nie… nie… - szeptała sama do siebie. Widok
zaczął się zmieniać. Teraz spostrzegła martwe ciała rodziców, brata oraz
Puchona. A nad nimi stała jakaś zamaskowana postać.
-Przez swoją
głupotę doprowadziłaś do ich śmierci… Będzie ich więcej, jeżeli się sama nie
pozbędziesz… Zrób to dla dobra wszystkich… zrób to… zrób… zrób… - zaczęło
odbijać się echo. Dziewczyna szybko sięgnęła po kieł i wymierzyła nim w stronę
serca.
-JEAN, NIE RÓB TEGO! – wrzasnął bliznowaty.
-Zrób to…
oszczędzisz innych… zrób to… zabij się…
***
-Jasmine! Miałaś być już w Londynie! – warknął Harry,
kiedy spostrzegł swoją dziewczynę, skręcającą korytarzem. Gdy go usłyszała
przeraziła się i przyśpieszyła. Jednak był od niej szybszy. Złapał ją za
łokieć.
-Puść mnie!
-Czemu mnie nie posłuchałaś?!
-Nie zostawię tutaj rodziny i przyjaciół! –
oznajmiła.
-Ale narażasz się na śmierć!
-A ty to co?
-U mnie to co innego.
-Właśnie nie! Może się nie kłóćmy, tylko idziemy
walczyć?
-Tak, ale w końcu musi być kiedyś ta nasza pierwsza
kłótnia.
-Jesteś niemożliwy. A teraz chodź, bo ktoś zaraz może
ugodzić nas zaklęciem.
Pobiegli dalej. Postanowili, że pobiegną w dół, by
pomóc w walce na głównym dziedzińcu, jednakże przy trzecim piętrze przystanęli.
Ukrywałam się przed innymi. Jakoś mi się to udało.
Postanowiłam śledzić brata mojej pani. Cóż ja na to poradzę? Panią gdzieś
zgubiłam, więc będę go pilnowała. Razem z Jas patrzyli na jakąś kobietę o blond
włosach. Poznałam ją! Przecież to mama mojego dawnego pana! Widziałam jak jakiś
mężczyzna strzela w nią zaklęciem. Kiedy blondynka spadła na ziemię… O nie!
Teraz to ja ci pokażę! Zaszczekałam głośno i pobiegłam w stronę tego głupka.
-Tośka! – zawołał Harry. Pies nie reagował. Biegła
groźnie w stronę starszego mężczyzny. Ostatni raz zaszczekała i wbiła się w
jego czułe miejsce. Zend, bo tak było na imię „rannemu” mężczyźnie, oderwał z
trudem zwierzaka i bardziej tego pożałował. Chciał, to miał: Większy ból, gdy
oderwał kły od swojego „małego przyjaciela”. Zend Frandes uciekł jak zwykły
tchórz.
-Tośka? – zapytał niepewnie blondyn. Pupilka
spojrzała na niego słodkimi oczkami. – Rozumiem… jesteś suczką, ale myślałem że
lecisz na psy rodzaju męskiego, a nie na takie stare typy jak biologiczny
ojciec Alexana.
***
-Zabij się…
zabij…!
Po policzkach
dziewczyny popłynęły kolejne łzy. Popatrzyła z trudem znów na martwe ciała
ukochanych osób. Nie widziała wyraźnie przez załzawione oczy, ale… coś
spostrzegła w tym dymie. Był to napis, który mówił, by nie słuchała tego
wszystkiego. Wstała gwałtownie i z całej siły uderzyła kłem w horkruksa, a smog
znikł. Widziała już swojego wujka. Podszedł do niej i objął ramieniem.
-Już wszystko dobrze. To były tylko twoje obawy. Oni
żyją. – uspakajał ją.
~~*~~
Druga w nocy…
Bitwa nadal trwa. Było już pełno ofiar. Jean teraz
była ciągle w strachu. Nie miała pojęcia, czy ktoś z jej rodziny zginął. Na
szczęście unikała jeszcze tych najgroźniejszych ze śmierciożerców. Nie byli
tylko oni, ale także były różne inne stwory.
-Jen!
Szatynka spojrzała szybko w bok. Teraz działo się
wszystko szybko. Nadine opadła na ziemię, zaczęła z niej lecieć krew, brązowowłosa
znalazła się obok niej, próbując ją uratować.
-Wytrzymaj Nadine. – mruknęła pod nosem. Zaczęła
szybko wypowiadać jakieś zaklęcia, jednakże nie dawały one skutku.
-Czemu mi pomagasz? – spytała niespodziewanie
blondynka.
-Jesteś moją przyjaciółką. – oznajmiła całkowicie
szczerze.
-Nawet po tym wszystkim?
-Nawet po tym wszystkim. Bądź spokojna… zaraz z tego
wyjdziesz. – chciała znów zacząć wypowiadać zaklęcia, jednakże panna Senior
złapała ją za nadgarstek. Szarooka spojrzała na nią zdziwiona.
-Nie ratuj mnie. Zasługuję na to. Proszę tylko o
wybaczenie.
-Już ci dawno wybaczyłam, Nadi.
-Dziękuję, że jesteś. Że mnie wspierałaś w trudnych
chwilach, a szczególnie, gdy umarła Karissa.
To były jej ostatnie słowa. Oczy szatynki stały się
szklane. W ostatniej chwili się zorientowała, że ktoś chce ją ugodzić zaklęciem
od tyłu.
-Crucio! – zawołała uczennica.
~~*~~
Godzinę później…
-Co się tutaj dzieje? – zapytała Hermiona.
Śmierciożercy się deportowali, a potwory wycofały się gdzieś w głąb Zakazanego Lasu.
-Wycofują się? – Draco uniósł jedną brew. To wszystko
zaczęło być dziwne. Trochę przypominało mu to, co było kilkanaście lat temu.
-Może chodzi o to, co było ostatnio? Że mamy zebrać
wszystkich martwych i rannych… - mruknęła szatynka, podchodząc do małżonka.
-Chyba tak… - obrócił się w bok. Chciał z żoną
przejść przez resztę dziedzińca do Wielkiej Sali, jednakże przystanęli w prawie
połowie drogi. – James… - szepnął.
***
Wycofali się. Dali nam czas, by zebrać wszystkich… Muszę
się z nim zmierzyć, a nie uciekać! Mogłam go pokonać jeszcze przez całą tą
walką. A co zrobiłam? Ukrywałam się. Wystraszona, poszłam do Sali, by
sprawdzić, czy rodzina jest cała. Nie wytrzymałabym, gdybym widziała kogoś
jeszcze z bliskich, którzy są martwi… Było pełno ludzi. Rodziny płakały nad
zmarłymi. Ja przechodziłam przez środek przed siebie, patrząc na boki.
Dojrzałam trzy sylwetki, które od razu poznałam. Był
to Snape, razem z Avadą i Tośką… A gdzie Kaja i Domi? Kiedy przechodziłam obok
nich dojrzałam tylko martwe ciało jednej z ich córek. Kaja… umarła? One
płakały, a on? Próbował zachować zimną krew, jednakże nie udawało mu się to.
Po chwili doznałam wielkiego szoku. Widziałam wujków,
ciocię Ginny, rodziców płaczących… nie… tylko, żeby Harry żył! Pobiegłam szybko
do krewnych. Odetchnęłam z ulgą, kiedy widziałam blond czuprynę brata, ale jak
spojrzałam w dół… dwie osoby, które należały do rodziny… James i… ciocia Sofie.
Łzy same napłynęły mi do oczu. Bardzo kochałam bliźniaków, jak i moją chrzestną…
Fred to najbardziej przeżywał. Płakał dosłownie nad ciałem brata. Czułam jak
ktoś mnie obejmuje od tyłu. Nie musiałam się odwracać, bo zawsze poznam ten
zapach. Zaczęłam płakać Alexanowi w jego zakrwawione ramię.
Chwilę później popatrzyłam w bok. Spostrzegłam ciało
przyjaciółki. Nikt przy niej nie był, bo kto miałby być? Jej matka jest
dentystką, a ojciec nawet jak tutaj przybył, to też zginął. Widziałam go obok
Nadine.
-Idę. Zapłaci za wszystko. – odeszłam powoli od
wojennych ofiar. Kiedy wyszłam na zewnątrz…
-Nie teraz. – usłyszałam głos chłopaka, którego nadal
kocham.
~~*~~
Piąta rano…
Wznowił się atak. Niebo zaczęło się powoli
rozjaśniać. Jean była wściekła. Na wszystkich. Na los. Na cały świat. Straciła
ulubionego kuzyna! Wkroczyła na główny dziedziniec, a ku jej wielkiemu
zdziwieniu nikogo nie było w tym miejscu… Bardzo dziwne. Usłyszała czyjeś
kroki. Jej serce zaczęło bić szybciej, tak samo jak oddech. Wiedziała kto to
może być. Zamknęła oczy. Teraz albo nigdy…
-Jean Malfoy…
- rozległ się znajomy starszym czarodziejom głos.
-Voldemort… - warknęła otwierając oczy.
Czarnoksiężnik stał naprzeciwko niej, jakieś sto metrów dalej. Po chwili
otoczyło ich pełno osób. Ci, co byli po dobrej stronie byli przetrzymywani przez
tych złych.
-Widzę, że jesteś odważna, wypowiadając moje…
-Strach przed imieniem, zwiększa strach przed tym,
kto je nosi – przerwała mu. Przypomniały jej się słowa, które właśnie Hermiona
ją nauczyła.
-Dobrze Jen… - szepnęła Herma, patrząc na to wszystko
ze strachem.
-Widzę, że twoja matka cię dość dużo nauczyła… Ale to
teraz będzie twój… koniec.
Dziewczyna szybko wyciągnęła przed siebie różdżkę.
-Pe… - zaczęła.
-Avada Kedavra! – był szybszy.
Jean opadła bezwładnie na ziemię. Dla wszystkich był
to dowód, że nic już ich nie uratuje. Tak właśnie sądzili jej najbliżsi, gdyż
to wiedzieli, iż TYLKO ona mogła GO pokonać. Rozległ się śmiech człowieka, który
był odpowiedzialny za śmierć Malfoyówny.
-NIE!! – zawołała Hermiona. Chciała wbiec na środek do
córki, jednak Draco z synem mocno ją przytrzymali. Mogła przez to zginąć.
Musieli spojrzeć rzeczywistości w oczy… Jean Narcyza Malfoy nie żyje.
^- Kaja Snape przez śmiercią
--
^- Atak na Hogwart
=======================
Jest nowy rozdział! Co się z tym wiąże... Jest BITWA! *.* . Wiem... tutaj zgony... Kaja Snape (zrobiłam to Av, mimo że protestowałaś! xd) , Nadine Senior, James Potter (syn Harry'ego i Ginn) i Sofie Weasley. Tutaj zbyt nic ciekawego... Chwila! Jeszcze do wcześniejszego... no i Jean Malfoy :_: . Ale kontynuujmy xD . Jak pisałam... nic zbytnio tutaj ciekawego. Tutaj się tylko można dowiedzieć, jakie miała obawy Jen.
Nie wiem czemu, ale nie trzymam się grafiku... Nie ma co... MUSZĘ dodać nowy rozdział 22 grudnia, chociaż może być wcześniej... zależy co będę też planowała z okazji zakończenia bloga...
Jestem załamana :_:
Jeszcze tylko jeden rozdział, Epilog no i już koniec :_: . Ale cieszę się, póki jeszcze go piszę! ^^ .
Dedykacja dla... zawsze tutaj trudno no! xD . Wiem! Dla mojej klasy xD . Może nabijacie się z mojego opowiadania, ale to też przez Was go piszę! xD . Nie moja wina, że jak na lekcjach coś gadacie, to przychodzi mi wena i pomysły no! :_: .
Pozdrawiam Was gorąco i niech i Wam wena dopisuje! :D
Kaja (Snape) Malfoy - Felton
PS : Zapraszam na blogi:http://bez-ciebie-zycie-traci-sens.blogspot.com/ - Avada Snape
http://im-possible-dramione.blogspot.com/ - Lumossy
Nie tylko nie Jean i James ;.; Szkoda , że już nie długo koniec. To mój ulubiony blog *.* Kocham go <3
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o Jamesa... Miałam dylemat, czy on czy Fred... ale postanowiłam Jamesa. Postanowiłam, że ktoś z tych bliźniaków umrze, więc już mam.
UsuńNo też nie mogę w to uwierzyć, że za niedługo koniec :_: . Ale nie pożegnam się z blogosferą <3
No, ale no Kaja no! Jak mogłaś uśmiercić Jean i Jamesa? ;_;
OdpowiedzUsuńNo weź no! Powiedz, że Jean zmartwychwstanie! No błagam Cię, no! :_:
Ile ja tych no wstawiłam. O.o
No i kurcze jeszcze Kaja? Oszalałaś kobieto?! Mówiłam Ci, że ona musi żyć. Bój się mnie, bo geny mam po mamusi. :P
Rozdział świetny, tylko strasznie smutny. A fragment z Tośką (psem) - cudowny! *.*
No to weny i pozdrawiam! :D
Ps. Mam focha na 5 minut na Ciebie.
.
.
.
.
.
.
.
I to jeszcze z przytupem! xd
A mogłam, mogłam xd
UsuńPogadamy na GG xd
Przepraszam, ale po prostu miałam taki kaprys, by Kaję uśmiercić xD . Ja też mam xD . :_: .
Haha xD. Pomysł podczas pisania właśnie z Tośką xd .
PS Focha? No wiesz ty co? xD .
.
.
.
.
.
Foch się skończył, bo komenta dałaś 20 minut temu ^^ xD
Ojeju! Wiedziałam, że o czymś zapomniałam! Dziękuję za polecenie! :*
UsuńJednak już nie masz focha ? :D .
UsuńNie ma za co :D . Ty mi go pisz, bo chcę coś poczytać też u Cb! :D :*
Uh.. nie! :D
UsuńPiszę piszę! :P
No! Masz dodać w terminie! Chociaż wolałabym, gdybyś dostała do jutra, ale nie będę popędzała xD .
Usuńahahahhahahhahhahhaahahahhahahahahaha
OdpowiedzUsuńTośka <3
ej, nie mogę.
ahahhahahahhahaahhahahahhahahahahhaha
Jaki piesss <3
Dobra, spokojnie. Wezmę się za siebie, przecież rozdział sam w sobie jest smutny, a ja rżę jak głupia, bo Tośka ugryzła pewnego mężczyznę tam, gdzie gryźć nie powinna :D
Mam nadzieję, że Jean tak naprawdę nie umarła! Liczę na szczęśliwe zakończenie - zaskoczyłaś mnie. A czytałam ten rozdział na telefonie w drodze do kościoła i nagle takie "COOOOO???"
Za to jestem pewna, że Jamesa już nic nie uratuje... ;_;
I serio, przez ciebie wychodzę na idiotę w mojej rodzinie... Czytam dalej rozdział, oni się dziwnie gapią po tym moim dosadnym "COOOO???", dochodzę do samiuteńkiego końca notki i takie "OOOOOOO... <3" Naprawdę Ci dziękuję <3 To takie miłe <3
Patrz, zbaczam z tematu.
Znowu.
Jestem taka okropna.
To może to podsumuję, bo z nadmiaru emocji nie mogę zebrać myśli - przegenialne, smutne, z odrobiną humoru - no cudeńko <3
Buziaczki :*
Lumossy
adres-bloga-znasz <3
Haha xD Psinka Tośka THE BEST ! <3 XDD
UsuńNie no.. :_: Przecież AŻ taki smutny nie jest :_: xd Chociaż..? xd
Jean... Nie będę nic mówiła :x xD . Hah xD. W drodze do kościoła? Witaj w klubie, bo niekiedy też ja czytam rozdziały w drodze do kościoła, albo sklepu, bądź szkoły xD .
Nic nie uratuje ... :_:
Jak to przeze mnie? :_: . Haha xD. Dobra, dobra... Ale to było NIE zamierzone :D xD .
Nie ma za co <3 . Taka już moja natura ;)
Nie, nie jesteś okropna ;D .
Nwm czemu, ale przez Cb teraz kilka razy przeczytałam ten moment z psinką i nie umiem się przestać śmiać xd . Jak ja takie coś mogłam napisać O.o ? xD
Dziękuję <3
PS Wejdę do Cb, bo widzę, że masz baaaardzo długi rozdział, a takie zostawiam zawsze na wieczór ;3 . Spodziewaj się najpóźniej jutro komenta ode mnie :D . Najwyżej spróbuję w nocy xD .
Smutny moment jakim jest wojna.;( smierc Jane i Jamesa? Dlaczego?
OdpowiedzUsuńOby Jane zmartwychwstala ! :D
Co do momentu z psinka: haha. Genialny ! ;* juz nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu.. szkoda tylko ze to juz niedlugo koniec. Zycze duzo, duzo weny i pozdrawiam. <33
A nwm dlaczego :_:
UsuńPsinka... ulubiona scena :D No i też lubię scenę w KT i z Severusem *.* .
Nomć.. szkoda szkoda :_:
Dziękuję i także pozdrawiam ;*
Nie nie nie nie nie
OdpowiedzUsuńJak to możliwe że Jean niczyje ona musi żyć powiedz że to zart i James ? Dlaczego już niedługo koniec ją sie bez tego boga załamie co bede czytać zamiast uczyć sie jest jeszcze parę ale twój jest był i będzie wyjątkowy
Paula ; D
Przecież będę jeszcze pisała kilka blogów Dramione ^^ .
UsuńNie, to nie jest żart ;P .
Dziewczyno piszesz tak jak yyy.... eeee.... John Flagman... genialnie aż za genialnie... Na śmierci Jean rozpłakałam się jak głupia... :'(
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny!!! Czekam na NN!!!
Julie
BEZ PRZESADY! xD :D .
UsuńDzisiaj (mam nadzieję) skończę 50.2 rozdział, więc spokojnie wstawię w terminie :) . A może nawet wcześniej xD .
Jestem, jestem.! Kuźwa prawie po miesiącu komentuje note...No błagam...Merlinie weź mną potrząśnij :_:
OdpowiedzUsuńOhoho dużo się dzieje, że nie jestem w stanie wszystkie skomentować xD
Scena z Kaj i Sevem...No muszę przyznać, że nieźle Ci szyło *.* Ale...Nosz cholera, żeby samą siebie uśmiercić.? Serious.? :_:
O, co do tej sceny z Harrym i Jena w Komnacie, gdy chciała zniszczyć Tiarę. Już Ci kiedyś na GG pisała co o niej myślę, więc nie będę się zbytnio rozpisywać (tak cała ja, leniwa ja xd) ;D
Haha co do sceny z psiną to też wiesz co o tym sądzę. Jebłam, śmieję się jak głupia, a tekst Harr'ego jeszcze bardziej mnie powalił xD
"Próbował zachować zimną krew, jednakże nie udawało mu się to." Dobiłaś :_: Z nim nie jest tak łatwo. On tam by się nie dał...
Lete dalej ^^
To$ka
Uspokój się mamśka! xD
UsuńMówiłam Ci, iż się starałam z tą sceną, by zachować kanoniczność Seva ;D . No tak... wiesz, iż jestem porąbana xD . Uśmierciłam się samą siebie xD .
Pamiętam pamiętam xD . No! Po Tobie mam te lenistwo! xD
Haha xD .Zend oberwał za swoje! xD .
Nie chciałam dobić :_: Przepraszam :_:
Oki xD :D ^^ .
Kaja.
Nie no jak to Jean nie żyję :( :( Szkoda że zginął też James i Sofie, a no i Kaja :( Szkoda :( Prawie się popłakałam jak czytałam ten rozdział :(
OdpowiedzUsuńAga W.