„Jeżeli kogoś naprawdę kochamy,
Musimy tej osobie pozwolić odejść…”
Rozdział 50.2
Ponieważ twój pocałunek rozprasza
wszystkie moje smutki
Wszystkich zmroziło… Jen nie żyje, Voldemort żyje… Miało być odwrotnie! Nagle usłyszano,
że ktoś próbuje się dostać na środek, ale śmierciożercy na to nie pozwolili.
-Mówiłem, że nie masz ze mną szans… - syknął
podchodząc do martwego ciała szatynki. Odwrócił się w stronę pozostałych. –
Nikt mnie nie może pokonać! Jesteście tacy naiwni.
Niespodziewanie, usłyszeli jak ktoś kopnął mały
kamień. Wszyscy spojrzeli w kierunku źródła dźwięku.
-Mylisz się! – zawołała. Sięgnęła szybko po różdżkę i
powtórnie wyciągnęła ją przed siebie.
-Jak ty…? Przecież… Nie masz prawa żyć! – ryknął.
-Ja żyję, ale dziecko, które we mnie było właśnie
umarło i to mnie uratowało.
Zszokowali się. Jean Malfoy… była w ciąży? Te osoby,
które wiedziały o gwałcie z dnia 30 marca, mogły wiedzieć, kto był ojcem.
Niewiadomo skąd pojawiły się jakieś duchy. Otoczyli brązowowłosą i czarodzieja.
Zablokowali przejścia dla pozostałych. Byli to między innymi… Narcyza, Lily
Potter (matka Hermiony), James Potter (syn Harry'ego), Kaja Snape, Kathrine,
Nadine, Syriusz, Sofie, Albus Dumbledore, maleńka Stephanie, która stała oraz
Fred Weasley.
-Uważasz się widocznie za nieśmiertelnego. Uwierz mi,
że zdołam cię pokonać.
-Nie masz
tyle odwagi, by mnie zabić. Najpotężniejszego…
-To Albus Persiwal Wulfric Brian Dumbledore był, jest
i będzie najpotężniejszym czarodziejem wszechczasów! – spojrzała ukradkowo na
zjawę byłego dyrektora szkoły, po czym ponownie spojrzała na przeciwnika
przymrużając gniewnie oczy. Zacisnęła mocniej różdżkę w dłoni.
-On NIE ŻYJE! Nie jest już taki potężny!
-A ty? – prychnęła. – Coś ty zdziałał?
-Więcej niż każdy inny czarodziej.
-Wolne sobie. – zaczęła się śmiać, co zirytowało
Voldemorta.
-Jestem w porównaniu do ciebie mądrzejszy…
-Mądrzejszy? Jakoś tego nie ukazałeś. Bardzo łatwe
pomysły na to, by stworzyć te dwa horkruksy, które są bardzo dobrze osiągalne i
do zniszczenia. – uśmiechnęła się kpiąco.
Młody Malfoy powoli zaczął wyciągać różdżkę na
wszelki wypadek.
-Jak śmiesz… - syknął łysy.
Przełknęłam niespostrzeżenie ślinę. Chyba zaszłam za
daleko. Muszę teraz uważać, by znów nie rzucił na mnie Avady, gdyż wtedy
naprawdę nic mnie nie uratuje. Szybko się rozglądnęłam. Duchy nadal tutaj były.
Słyszałam ich szepty. Były to niezrozumiałe dla mnie wskazówki. Nie
wiedziałam co robić. Już go pokonać, czy nadal odwracać jego uwagę? Mogłam
wtedy zarazem zaryzykować tym, że się za bardzo wścieknie i bez żadnej
zapowiedzi ugodzi mnie zaklęciem uśmiercającym. Czułam się także dziwnie z
świadomością, iż wszyscy na mnie patrzą. Nie lubię, ani nie lubiłam być w
centrum uwagi.
-A ty jak śmiałeś zabić wszystkich tych niewinnych
ludzi?! – warknęłam.
-Naprawdę jesteś głupia.
-Że co? Jakoś mam inną opinię. No dalej
Voldzio-śmiecio. Rusz dupę i unieś różdżkę. Przecież niby się nikogo nie boisz.
No i masz! Przegięłam. Wściekł się. I do to potęgi
entej!
-Avada Kedavra!
-Duro! –
zawołałam szybko. Nasze zaklęcia się zetknęły.
Powstał jakiś nowy promień. Czułam tę potężną moc Avady… Było coraz
mocniejsze. Im bardziej się wściekał, tym czar był potężniejszy. Widziałam jak
mój promień zaczyna się zmniejszać… Nie mogłam na to pozwolić.
-Wujek
powiedział, że najlepiej myśl o osobach na których ci zależy. Nad momentami z
nimi spędzonymi. ON nie wie, co to znaczy miłość, więc miłością go pokonaj.
Pomyśl tylko. – usłyszałam w głowie. Był to Harry.
Miał rację.
Przecież ile nas wujkowie nauczyli… Wspomniały mi się pewne słowa… „Jedyną rzeczą, której Voldemort nie zna jest
miłość”. Tak właśnie to zapamiętałam. Albo inne: „W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca”.
Pomyślałam o bracie i rodzicach. Te wieczory z naszymi rozmowami. Nasze
wygłupy. Rady. Przyjemnie spędzone chwile…
Zielony
promień by coraz bliżej, ale wolniej „przychodził”. Coś działa, ale to NIE jest
wystarczające!
Zaczęłam myśleć o bliźniakach. Te ich wszystkie żarty
naprawdę mnie rozśmieszały i potem leżałam na podłodze, nie umiejąc się
przestać śmiać.
Muszę o czymś innym pomyśleć! Ogarnęło mnie
przerażenie, kiedy zaklęcie już było blisko mnie.
Alexan! Miałam nadzieję, że nadal żyje. Boję się o
niego. Przypomniała mi się chwila, kiedy prosił mnie o chodzenie. Kiedy
chodziliśmy przy jeziorze trzymając się za ręce. Kiedy pocieszaliśmy się
wzajemnie. Kiedy razem graliśmy na gitarze. Kiedy razem śpiewaliśmy.
Moje ciało zostało nagle napełnione ciepłem. Mój
błękitnawy promień* zaczął się przedłużać. Zaczęło działać! Skupiłam się teraz
głównie na nim. Starałam się też myśleć o rodzinie.
Na Merlina! Udaje jej się! Musi tylko dojść… Wierzę,
że się to uda. Po prostu musi. W niej jest nasza nadzieja. A nadzieja zawsze
umiera ostatnia. A tą właśnie nadzieją, była ona. Chciałam jej pomóc, ale
śmierciożercy uniemożliwiali mi to. Teraz trzymała mnie Bellatrix. Coraz
mocniej przetrzymywała mnie za ramię, przyciskając swoje długie paznokcie w skórę.
To był dodatkowy ból. Spojrzałam ukradkiem na Dracona. Zaciskał pięści oraz
zęby. Popatrzyłam w drugi bok. Syn miał szybki oddech. Zwróciłam wzrok ponownie
na córkę. Trochę był rozmazany widok przez lewitujące duchy. Przede mną była
akurat Sofie. Gdy spostrzegłam po drugiej stronie małą istotkę, zebrały mi się
łzy w oczach. Była to moja mała, zmarła córeczka. Mała Stephanie.
Wygrywała. Próbowała myśleć intensywniej, ale zaczęła
słabnąć. Zbyt długo przetrzymuje te zaklęcie. Przymknęła na chwilę oczy. Wzięła
głęboki wdech, uniosła powieki i znów się skupiła. W jej tęczówkach pojawiły
się płomienie wściekłości.
Młody blondyn zastanawiał się gorączkowo, jak jej
może pomóc. Miał już pomysł. Dzięki temu, że nikt go nie trzymał, schylił się i
wziął do ręki mały kamyk. Spojrzał to na kamień, to na Voldemorta.
-Teraz albo
nigdy…! – pomyślał.
Rzucił swoją „drobną broń” w stronę czarnoksiężnika.
Trafił tam, gdzie akurat nie chciał. Chciał w jego dłoń, ale walnęło w głowę.
Od razu magiczna lina się zerwała. Voldemort spojrzał w stronę Malfoyów. Harry
przełknął ślinę.
-Kto…?! – nie dane
mu było skończyć.
-Teraz Jen! Odwróciłem jego uwagę! Musisz teraz!
– Harry znów przemówił przez umysł do Jean. Posłuchała go.
-Duro! – powtórzyła. Czarodziej zdezorientował się,
więc nie zdążył rzucić zaklęcia i po chwili skamieniał.
-Reducto! –
zawołała.
Z lidera
śmierciożerców zostały tylko drobne kamyczki. Zszokowana szatynka rozejrzała
się dookoła. Widziała szerokie uśmiechy duchów, które pokiwały głowami i zabili
wszystkich śmierciożerców, którzy byli na dziedzińcu.
Kiedy zjawy zniknęły, a zwolennicy martwego już na
dobre Voldemorta leżeli martwi, Jen była nadal w szoku. Udało jej się. Pokonała
NAJGROŹNIEJSZEGO czarodzieja! Spojrzała przerażona na zgromadzonych, poszukując
rodziny, Alexandra i Jasmine. Nigdzie nie umiała ich dojrzeć.
-JEAN! – krzyknęła jakaś grupka za nią. Odwróciła się
i zaszkliły jej się oczy. Rzuciła się w ramiona swoich najbliższych. Wszyscy
płakali. Płakali ze szczęścia, że niebezpieczeństwo już minęło i oni żyją.
-Mamo, tato, Harry, wujku Harry, wujku Ronie, ciociu
Ginny, Fred, Izabelle, Jasmine, Alexan… Żyjecie! Bałam się o was! Myślałam, że…
-Uspokój się, mała. – przytulił mocniej do siebie
siostrę. –Jego już nie ma. Żyjemy.
Po kilku minutach uspokoiła się. Dojrzała panią
Snape.
-Zaraz wrócę. – mówiąc to, skierowała się w stronę
wejścia do zamku. Kobieta próbowała się powstrzymywać od łez.
-Bardzo mi przykro z powodu Kai. – odparła szeptem
szarooka. Tośka bez ostrzeżenia przytuliła do siebie uczennicę i zaczęła cicho
szlochać.
-Dziękuję ci Jean. – wyszeptała niebieskooka. –
Dziękuję za to, że uratowałaś świat.
-Gdybym mogła, to bym przywróciła życie pani córki.
Nie chciałam, by ktoś przeze mnie ginął.
-Ty znów o tym samym… Mówiłam ci już, co o tym sądzę.
Chociaż Avada i Severus przeżyli.
Gryfonka uśmiechnęła się smutno.
-Przykro mi, iż utraciłaś dziecko. – odezwała się po
chwili Toś.
-Nie ma co płakać… I tak nie było to z mojej własnej
woli, ale dzięki niemu przeżyłam. Proszę przekazać wyrazy współczucia
profesorowi Snape’owi oraz dziewczynom. – po tych słowach wróciła do rodziny.
-Idziemy przeszukać zamek… - odezwała się panna
Weasley. – Całkiem możliwe jest to, że ktoś jest w środku.
Przytaknęła tylko głową. Zabini objął ją ramieniem i
wszyscy weszli do wnętrza.
No i
masz! Na drugim piętrze para prefektów spotkała osobę, o której myśleli, że nie
żyje. Niejaki Rafael Cant.
-O…
Widzę, że nasza gwiazda wygrała. – prychnął z kpiną. – Gratuluję twojej
znikomej inteligencji.
Malfoyówna
chciała go po prostu zignorować, ale nie chciała. To on zabił Nadine… Odwróciła
się w jego stronę, a w jej oczach pojawiły się iskry chęci mordu.
-A
ja widzę przed sobą parszywego dupka, idiotę, mordercę, gówniarza, manipulanta…
- zaczęła wymieniać.
-Może
przystopuj co?! – warknął.
-Nawet
nie zamierzałam, ani nie zamierzam. – oznajmiła.
Uderzył
ją w twarz. Po raz który? Nie umiała już zliczyć. Mimo bólu i tak nie wypuściła
ani jednej łzy. Postanowiła mu oddać, jednakże gdy jej dłoń była u góry, ten
szybko ją złapał i nie pozwolił na atak.
-Jeżeli
mnie nie puścisz, to będziesz miał powtórkę z wydarzeń w pociągu, a obiecuję
ci, iż tym razem GO połamię. – syknęła.
Po
dłuższym zastanowieniu, szatyn puścił ją. Uśmiechnęła się z pełnią satysfakcji.
Niby zamierzała się odwrócić, ale tym razem nie dała się. Niespodziewanie
przypaliła zaciśniętą pięścią w małego przyjaciela starszego Gryfona. On mocno
złapał się za bolące miejsce i opadł na kolanach.
-Pamiętaj
jedno ty parszywy szczurze: Ja i moja rodzina jesteśmy Malfoyami, a z nami się
nie zadziera! Malfoyowie dostają to, co zawsze zechcą. – warknęła.
-To
co zechcecie? Jakoś mam inną teorię. – mimo bólu widać było, że uśmiecha się
kpiąco.
-Niby
jaką, co?!
-A
taką, że akurat TY nie masz tego, czego chcesz. – odparł dość spokojnym tonem,
co było naprawdę dziwne.
Jednak
z tym miał rację. Nie miała tego, czego tak bardzo pragnęła… Nie mogło być
niestety inaczej. Zaskakującym faktem teraz było to, że szatynka przywaliła
chłopakowi w brzuch.
-A
to za co do kuźwy?!
-Za
te wszystkie poniżenia, chociaż mogłoby być mocniej, jednak znaj moją łaskę. A
tak na dodatek… nawet jak cię ukarałam za to, że chciałeś mnie ugodzić
zaklęciem przy Nadi, to teraz zapłacisz za jej śmierć. – sięgnęła ostrożnie po
różdżkę, którą wymierzyła w chłopaka. On był bezsilny, ponieważ ból dawał o
sobie bardziej znać.
-Chyba
nie zamierzasz mnie zabić dziewczynko, co?
-Ja
morderczynią nie jestem. – wzięła głęboki wdech, po czym wypowiedziała:
-Crucio.
~~*~~
Czerwiec…
Zakończenie roku szkolnego…
-A teraz na temat SUMów… Jak wiecie, przez bitwę
zostały one odwołane, jednakże… egzaminy odbędą się na początku przyszłego roku
szkolnego. – Cho spojrzała znacząco na jęczących z niezadowolenia
piątoklasistów. – Chciałabym jeszcze… dodać bonusowe punkty, jak to mamy w
zwyczaju od dziesięciu lat. – wzięła do rąk pergamin i zaczęła czytać. Było
tego dość dużo, aż nagle…
-Panu Alexandrowi Zabiniemu, za szybką interwencję
pod koniec marca, z pomocą dla jednej z uczennic, przyznaję 20 punktów dla
Huffelpuffu.
Rozległy się oklaski przy stole Puchonów. Szarooka
spojrzała w stronę swojego przyjaciela i także zaczęła klaskać uśmiechając się
do niego. Odwzajemnił uśmiech.
-Panu Harry’emu Blaise’owi Malfoyowi, za wszelaką
pomoc, jaką potrzebował Hogwart pod koniec listopada. Przyznaję 20 punktów!
Okrzyki przy stole Slytherinu.
-Naszym czterem prefektom naczelnym za wielkie
zaangażowanie do swoich obowiązków. Po 40 punktów dla
każdego domu!
-Panu Fredowi Arthurowi Potterowi… - wszyscy
spojrzeli na wymienionego ucznia z zaskoczeniem, z resztą brunet także był
zdziwiony. – Mimo szkód po tych wszystkich wynalazkach, to zawsze razem ze
swoim bratem, Jamesem… - Fred posmutniał na wspomnienie o bliźniaku. –
Podarowywali nam w tym roku szkolnym szczególne pełno humoru. Przyznaję im 20
punktów.
Wszyscy zaczęli bić brawa. Były to prawdopodobnie
NAJGŁOŚNIEJSZE jakie tylko dzisiaj się pojawiły.
- Panno Malfoy… - szatynka spojrzała bezpośrednio na
dyrektorkę. - Mogłaby pani tutaj podejść?
Rozejrzała
się, po czym powoli wstała z ławki i podążyła do profesor Finnigan. Kiedy
stanęła obok niej, kobieta położyła swoją dłoń na barku dziewczyny.
-A na koniec… Pannie Jean Narcyzie Malfoy… Za wielką
odwagę wykazaną miesiąc temu. Za pilną naukę. Za intensywne wypełnianie swoich
obowiązków. Za uwolnienie naszego świata od Sami… Voldemorta. Przyznaję Gryfonom…
100 punktów! Wiem… zremisowane są dwa domy. Dlatego zapraszam na środek
prefekta naczelnego… Slytherinu!
Malfoy zdziwioy wstał z miejsca i po chwili znalazł
się obok siostry. Dyrektorka podarowała obojgu Puchar Domów. Rodzeństwo uniosło
je do góry i rozległa się burza braw.
***
Wieczorem…
Nad jeziorem…
-Jean?
Do zamyślonej szatynki, która przyglądała się tafli
wody, podszedł szatyn. Właśnie on był powodem jej myśli.
-Hmm? – mruknęła. Przytulił ją od tyłu. Czuła się
tak, jak kiedyś. Kiedy byli parą.
-Mam do ciebie bardzo wielką prośbę…
-Jaką? – odwróciła się w jego stronę i spojrzała w
oczy.
-Wiesz, że cię nadal kocham…
-Wiem o tym, ale…
-Zostaniesz moją dziewczyną? – wypalił nagle.
Nastała krępująca cisza. Wiedziała, że prędzej czy
później on się jej o to znów zapyta. Pokręciła lekko głową.
-Nie mogę Alexan. – oznajmiła.
-A ten pocałunek w dniu bitwy w Pokoju Życzeń? –
zapytał. Zakuło go coś w sercu. – Dlaczego mnie pocałowałaś?
-Ponieważ twój pocałunek
rozprasza wszystkie moje smutki. A w dodatku sądziłam, że to będzie nasz
ostatni i chyba tak pozostanie.
-Dlaczego się nie zgadzasz?
-Nie mogę. Nie chcę cię
narażać.
-Na co? Powiesz mi w końcu, co
było powodem naszego zerwania?!
Wzięła głęboki wdech. Musiała
mu o tym powiedzieć. Co ona straci?
-No dobrze… Ja jestem chora.
Nie, że dosłownie, jednak jest to jakby klątwa. Ta choroba się nazywa „Dolorem sentire periculum immineat” z
łaciny, to znaczy „Poczuj cierpienie
nadchodzącego niebezpieczeństwa” . Dlatego tak się zachowywałam. Zanim
Seamus Finnigan nie spadł z wieży, to mi się śniło, właśnie ten upadek. Nim mój
tata miał wypadek, to widziałam to w śnie dużo razy. Widziałam też Voldemorta i
już się go bałam. Od kiedy i skąd mam tę „chorobę”? Już zanim się urodziłam.
Rodzice opowiadali mi, że na ich weselu, moja babcia Narcyza, pojawiła się i
usunęła mojej matce z ramienia napis „szlama”.
Później babcia powiedziała rodzicom, że podczas zaklęcia, które rzuciła, by
usunąć „klątwę mamy”, właśnie dano „chorobę” na jedne z płodów. Wylądowało to
na mnie. Dowiedziałam się, jak mogę się tego wszystkiego pozbyć, jednakże nie
zgadzam się na to.
-Jak możesz to zwalczyć?
-Dzięki pewnemu chłopakowi,
który mnie zawsze będzie kochał. – spojrzała na niego znacząco. – Chodzi o
ciebie, Alexandrze.
-To świetnie! Tylko jak to mam
zrobić?
-Poprzez małżeństwo, ale ja
się nie zgadzam na to! Nie chcę, byś przeze mnie cierpiał.
-Jeżeli tak się zachowujesz,
to właśnie cierpię. – rzekł.
-Naprawdę mi przykro. –
pocałowała go delikatnie w usta. – Żegnaj kochanie. – odeszła pozostawiając go
samego.
Witajcie skarby! Plany się pozmieniały! "Zakazaną" zakończę w święta... Przez to będzie może jeszcze jakaś miniaturka... Będzie kilka rzeczy, jeżeli się wyrobię na czas :) .
I co? I co? Jednak jest Happy End w tym rozdziale, chociaż... nie, nie jest! Jean + Alexander = </3.
Ten rozdział dedykuję całej mojej realistycznej rodzinie, jak i Snape'owej ;3 . Dedyk także jest dla anonimka, który się nie podpisał, więc powiem że chodzi mi o tego, co pierwszy skomentował mój poprzedni rozdział :) . Dedykacja także wędruje do Pauli ;D .
Mam pewne pytanie... tak, zdradzę co będzie na notce z podziękowaniami... będą tam fakty. Co byście chcieli wiedzieć na temat tego opowiadania, bądź ogólnie bloga? Odpowiem na każde pytanie w notce.
Cóż by tu jeszcze... Hmm... Szczerze to ciężko jest mi się rozstawać z tym blogiem ... Ale na pewno każda bloggerka/każdy blogger tak ma, a w szczególności z pierwszym opowiadaniem.
Jeżeli nie zdążę opublikować Epilogu do 24 grudnia do godziny 00:00 (praktycznie to już będzie 25 grudnia xD), to wiedźcie, że w tym miesiącu się jeszcze pojawi.
Mam nadzieję, że dam radę ;D
Mam do Was kolejną prośbę... trzymajcie za mnie kciuki! Dzisiaj mam trochę stracha... Tośka, Avada i Fin wiedzą o co chodzi xD . Powiem Wam tak... powód jest taki, jaki napisałam w tej notce: >klik< (żebyście nie szukali... jest to pod miniaturką, napisaną ukośną czcionką...) .
Pozdrawiam!
Kaja Snape-Malfoy-Felton (teraz będę się tak podpisywała xD)
PS : Nie ma co xd. Pisać rozdział w nocy w szpitalu xD .
Super rozdział :) Mam nadzieję że Jean i Aleksander będą mieli Happy End :)
OdpowiedzUsuńDzięki :D
UsuńDziękuję
OdpowiedzUsuńPiękny ci ten rozdział wyszedł odetchnelam z ulga że Jean żyje mam nadzieję że Jean i Alexander tak jak napisała Gisia będą mieli Happy End szkoda mi tego boga ale czekam z niecierpliwością na miniaturke i epilog
Paula ; D
Dzięki ;D
Usuń
OdpowiedzUsuńWszystkich przeraziło powinno być chyba zmroziło; tak nie ma to sensu
próbuje się wydostać na środek dostać, nie wydostać
ktoś szturchnął mały kamień lepiej by brzmiało np. kopnął
Słyszałam ich nieme głosy nie bardzo rozumiem; jak ktoś jest niemy to nie mówi, więc skąd te głosy? I dlaczego bohaterka je słyszy skoro ich nie ma?
Nigdzie ich nie umiała dojrzeć. nigdzie nie umiała ich dojrzeć
Go już nie ma. jego
Naszym czterem prefektom naczelnym za wielkie zaangażowanie do swoich obowiązków i brak ich olewania wątpię żeby dyrektor szkoły czy inny nauczyciel mówił "olewać" na uroczystości szkolnej; poza tym zaangażowanie = brak olewania, więc spójnik jest zbędny
taflowi wody tafli
Te błędy najbardziej kują w oczy. W tekście jest mnóstwo nielogicznych zdań i powtórzeń. Nie używaj w rozdziałach słowa brązowowłosa bo nie brzmi to dobrze. Źle zapisujesz dialogi. Powinno być:
- Ładna pogoda - powiedział.
- To prawda. - Złapała go za rękę.
Ogólnie między Twoimi opowiadaniem, a oryginałem jest bardzo wiele podobieństw w miejscach, gdzie miałaś pole do popisu.
Dla mnie lekko niezrozumiały jest sposób na uleczenie choroby Jean. Co takiego zrobi z tym małżeństwo?
Życzę Ci pomysłów na nowe historie i z pewnością zajrzę na nowego bloga.
Pozdrawiam,
Sav
PS. Pisanie w trzeciej osobie lepiej Ci wychodzi. :)
Dziękuję, że znalazłaś czas, by wytknąć mi błędy :) . Poprawię je.
UsuńMam nadzieję, że mimo moich pomyłek zostaniesz :)
Dziękuję za komentarz :)
PS Zaczynam też tak uważać xD :)
20 dni przed planowaną datą publikacji? :o
OdpowiedzUsuńSzacunek... żebym to ja tak potrafiła... Ale nie... oczywiście - spóźnienia kilkudniowe -.-
Patrz, znowu nawijam o sobie. Zaczyna mnie to męczyć. Ok, to przechodzę do rozdziału :)
Pomysłów masz co nie miara i naprawdę potrafisz je wykorzystać :) No i mój ulubiony moment z całego Twojego opowiadania to:
" -Chyba nie zamierzasz mnie zabić dziewczynko, co?
-Ja morderczynią nie jestem. – wzięła głęboki wdech, po czym wypowiedziała:
-Crucio."
Świetny.
Jak rozdzialik :*
Buziaki :*
Lumossy
______
im-possible-dramione.blogspot.com
Ej! Mi też się ten fragment podoba tak mówiąc skromnie ^^ .
UsuńDziękuję :D
Wiedzilam ! Wiedzialam ! Haha :D Jen, zyje Jen zyje.! Ale dla mnie bylo zaskoczeniem kiedy sie okazalo ze Malfoyowna w ciazy byla. Dobrze, ze to dziecko umarlo.(nie ze jestem jakas wredna czy cos-kocham dzieci;*, ale nie chce zeby to dziecko bylo Canta, wiec dobrze sie stalo) i wgl fajnie ze wojna sie skonczyla i to szczesliwie. <3
OdpowiedzUsuńJesyne co mnie zasmucilo to zachowanie Jane w stosunku do Alexana ;x oni musza byc razem, po prostu musza :D haha. Oczywiscie to sa moje refleksje wiec nie zwracaj na nie uwagi. ;) ogolnie mowiac rozdzial niesamowicie ciekawy i zaskakujacy. Niecierpliwie czekam na kolejny, ale niestety ostatni juz rozdzial ;( jak mam zwyczaj goraco pozdrawiam ! <33
Spokojnie ! :D .
UsuńTak żyje żyje xD
Teraz se wyobrażam Canta jako ojca o.O xd .
Dziękuję za komentarz :)
Dziękuje zadedykacje <3 Rozdział świetny zresztą jak zawsze *.* Jest Jean żyje! Tylko szkoda Jamesa . Od dziś będę się podpisywać ~ Majka
OdpowiedzUsuńOki :D To muszę zapamiętać twój podpis xD :D
UsuńDziękuję za komentarz :*
Świetny rozdział ♥ Czekam na kolejną notkę i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie, dopiero zaczynam i zbieram czytelników ;3
http://harrymione-forever.blogspot.com/
Dzięki :)
UsuńHahaha Jean mnie powala. Jej teksty do Voldzia...Mistrzostwo xD
OdpowiedzUsuń"Musi tylko dojść" Kuźwa mózgu ogarnij xD
Wiem, wiem. Teraz czekam na ochrzan :_: Marne te komentarze, no wiem.!
To$ka załamana z barku weny nawet na komenty :_:
Haha xD . No co no? xD
UsuńTośka! O jakich Ty rzeczach myślisz? xD
Nie, nie dostaniesz ochrzanu xD :D
Wiesz, że ja zboczona i wg xD
UsuńAle ja chcę ochrzan :_: Należy mi się :_:
To$ka
To ja wiem, po kim to mam xD . To jest PRAWIE rodzinne xD
UsuńNa GG mamśka, na GG ;]
Jejku jak ja się cieszę że Jean żyje i uratowała świat :) A Voldemort nareszcie został zabity :) Tylko szkoda ze Jean nie zgodziła się zostać dziewczyna Alexandra, miałam taką nadzieję :) Zabieram się za epilog ;)
OdpowiedzUsuńAga W ;)