wtorek, 24 grudnia 2013

Wigilijny podarek

Jest taka "miniaturka" :D . Nie była ona w ogóle planowana. Pisana na spontan. Nie jest to Dramione. Jest to taka ogólna historia Wieczerzy Wigilijnej :) . Zapraszam :D .
~~~
Wieczerza Wigilijna

                Jest 24 grudnia. Wigilia. Na dworze prószy biały śnieg. Jest pięknie. Wszystkie domy są udekorowane w świąteczne dekoracje. Choinki świecą się w mieszkaniach. Wszyscy są otuleni ciepłem Świąt Bożego Narodzenia. Właściwie to nie wszyscy…
            Kinga Indin – dziewiętnastoletnia kobieta o blond, długich włosach oraz oczach w barwie czekolady – nie miała z kim już spędzać tych Świąt. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym w lecie, kiedy wracali z wakacji. Jej rodzeństwo – siostra Agata i brat Adam – spędzało Święta z własnymi rodzinami. Kinga nic im nie mówiła o tym, iż nie ma z kim spędzić tego wieczoru.
            Przechadzała się po uliczkach małej wsi o nazwie Czysta. Miejscowość ta znajdowała się w województwie pomorskim. Było już ciemno. Na niebie jeszcze nie było ani jednej gwiazdy, co oznaczało, że jeszcze nie nadszedł czas na wieczerzę. Pogrążała się w własnych myślach.
            Po kilku minutach spacerowania, usiadła na ławce i patrzyła z oddali na jeden z domów, za którym oknem stała pięknie udekorowana choinka, a wokół niej bawiły się dzieci. Blondynka uśmiechnęła się sama do siebie na ten widok. Kochała dzieci. Kiedy chodziła do gimnazjum, zajmowała i pilnowała pierwszaków z szkoły podstawowej, gdyż te dwie szkoły były połączone. Uwielbiała to. Nagle spostrzegła jakiegoś mężczyznę, który niósł czerwone wino. Zatrzymał się przy ławce, gdy spostrzegł Kingę.
            -Nie idziesz do domu na wigilię? – Spytał.
            -Nie mam gdzie. Nie mam z kim spędzić tych Świąt – odpowiedziała smutno.
            Ten wyciągnął swoją wolną rękę w jej stronę. Popatrzyła na niego pytająco.
            -Chodź – odezwał się. – Pójdziemy do mnie. Nie będziesz sama.
            -Na pewno? – Ciągle nie przyjmowała dłoni. – Co powie Twoja dziewczyna, rodzina…?
            -Nie mam dziewczyny. Rodzice są teraz u mojej chorej ciotki. Chodź ze mną.
            Uśmiechnęła się lekko. Przyjęła drobny gest chłopaka. Czuła jak jej czarne, duże kwadratowe okulary lekko wyślizgują się z jej nosa. Poprawiła je. Popatrzyła w oczy towarzysza. Miały one barwę takich jak jej. Kogoś jej przypominał. Nie miała jednak pojęcia, kogo. Za nic nie chciał puścić jej małą dłoń. Jej to nie przeszkadzało.
            -Jak się nazywasz? – Zapytał niespodziewanie.
            -Kinga. Kinga Indin. A Ty?
            Nastało chwilowe milczenie. Towarzysz spowolnił. Po chwili odpowiedział:
-Nikodem. Nikodem Szanowny.
            Zaśmiała się cicho.
            Po kilku minutach znaleźli się w wąskim korytarzu jego domu. Ściągnął jej biały płaszcz i go powiesił na wieszaku, zaś ona ściągnęła swoje czarne, wysokie buty. Zaprowadził ją do jadalni, gdzie już wszystko było gotowe. Były tylko dwa zestawy naczyń. Dla niego oraz niespodziewanego gościa, którym była ona. Jak na dżentelmena przystało, odsunął krzesło pannie Indin, na którym ona usiadła, z potem zasunął bliżej stołu. Po chwili zajął także swoje miejsce. Dziewczyna spojrzała przez duże okno, za którym wyraźnie było widać każdy płatek śniegu. Nagle coś zabłysnęło w niebie. Okazało się, iż to była pierwsza gwiazda.
            -Spójrz – szepnęła, nie odrywając wzroku od szyby.
            Posłuchał jej. Także spostrzegł pierwszą gwiazdę. Włączył radio, włożył płytę z kolędami, a po chwili rozbrzmiała Cicha Noc. Kinga uważnie przyglądała się poczynaniom Nikodema. Sięgnął po opłatek, który leżał na oddzielnym talerzyku na stole. Brązowooka wstała z siedzenia. Wzięła drugą połówkę opłatka i spojrzała na bruneta.
            -Kingo… - zaczął. – Chciałbym Ci życzyć wesołych oraz spokojnych Świąt. Byś zawsze miała nadzieje na lepsze jutro. Byś się nie rozpaczała nad utratą swoich rodziców…
            -Skąd…?
            -Są zawsze przecież przy Tobie. W Twoim sercu. – Kontynuował, ignorując wypowiedź blondynki. – Życzę Ci także, byś miała kochającego Cię chłopaka. By już nie był taki, jakiego kiedyś miałaś. Wesołych Świąt.
            Przełknęła cicho ślinę. Skąd mógł wiedzieć o wypadku? Skąd mógł wiedzieć, że jej pierwszy i ostatni związek był porażką?
            -Nikodemie…
            -Tak naprawdę mam na imię Marek. Marek Samuel. – Przerwał jej.
            -Marek? – Niedowierzała.
            To właśnie on był jej pierwszym chłopakiem. To tylko jemu zwierzała się ze wszystkiego. Nie miała przyjaciół. Nawet koleżanek.
            Przytaknął tylko głową.
            -Marku… Tobie także Wesołych Świąt. Wiedz, że zawsze możesz polegać na osobach, na których Ci zależy. A najbardziej licz na tych, na których na Tobie zależy.
            Uśmiechnęli się do siebie. Oderwali sobie wzajemnie po kawałku opłatka. Zajęli miejsca. Zaczęli delektować się posiłkami. Nie odzywali się do siebie. Słuchali tylko kolęd oraz co jakiś czas ukradkowo obdarowywali się krótkimi spojrzeniami.
***
            Gdy zakończyła się wieczerza, dawna para poszła do salonu, gdzie stała choinka. Nie było wprawdzie pod nią prezentów, jednakże dziewczynie spodobało się to, iż drzewko było takie piękne. Po chwili obok choinki spostrzegła klasyczną gitarę.
            -Mogłabym? – Spytała się miło, wskazując na instrument.
            -Pewnie.
            Podeszła do gitarę, po czym znów zajęła miejsce obok brązowookiego. Zaczęła grać kolędę Jezus Malusieńki. Grając, patrzyła na dużą roślinę. Kiedy śpiewała razem z Markiem, widziała wokół choinki jakieś trzy postacie. Kobieta, mężczyzna, a obok nich było dziecięce łóżeczko, z którego matka wyciągała niemowlę. Najlepsze było to, że ową kobietą była ona, a towarzyszącym jej facetem – Marek.
            Gdy z nim jeszcze była, wyobrażała sobie ich wspólny ślub, święta, rodzina. Niestety ich związek nie przetrwał.
            -Przepraszam Kinga. – Odezwał się niespodziewanie po kilku kolędach. Popatrzyła na niego zdziwiona. – Nie chciałem Cię skrzywdzić. Byłem… młody i głupi. Mam pojęcie, iż możesz mi nie wybaczyć, jednakże… Po prostu przepraszam.
            Odłożyła instrument muzyczny na bok i lekko przytuliła do siebie chłopaka. Mimo tych całych trzech lat, to nadal go darzyła tym ciepłym uczuciem, jaką jest miłość.
            -Mam pojęcie, że nie zasługuję w ogóle na miłość – mruknął.
            -Akceptujemy taką miłość, na jaką w naszym mniemaniu zasługujemy – odparła.
            -Spróbujemy jeszcze raz?
            Spojrzała znów prosto w jego oczy. Przybliżyła swoją twarz do jego, by po chwili złożyć na jego ustach delikatny pocałunek na znak zgody. Była szczęśliwa. Mogli zacząć od nowa. Ta magia świąt jednak istnieje. Czymże są Święta bez obecności najbliższych osób? Osób, które kochamy? Niczym. Cieszmy się tym, że możemy spędzić ją z kimś, niż samemu. Cieszmy się tym, co mamy, gdyż kiedyś możemy to stracić bezpowrotnie.


KONIEC

2 komentarze:

  1. O ! Jaka niespodzianka. :D cudowna miniaturka, ukazujaca magie swiat. Wspanialy pomysl. ;*
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Magiczna, taka świąteczna i z morałem. Cóż więcej. Była cudowna. Pozdrawiam i zapraszam do mnie na również świąteczną miniaturkę
    ~Olciak

    OdpowiedzUsuń

Pamiętasz tę zasadę? Czytasz=Komentujesz ?
Żyjcie proszę tą zasadą :) Każdy komentarz motywuje.
Jeżeli nie chcecie z swojego konta, to piszcie anonimem.
Bardzo bym się ucieszyła, gdyby czytelnicy pozostawiali po sobie ślad w postaci komentarza :*

~~Kaja Malfoy