Jestem HAPPY ! <3
Macie tutaj rozdział, który ma... 8 stron w Wordzie! <3 .
Jest tutaj początek tego wątku... Mam go już rozwinięty ;D . W sumie 27 stron w Wordzie! :D .
No to zapraszam do lektury ;3 .
Przeczytałeś? Pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza.
------------------------------------------------
Rozdział 7
Uciekajmy od tego świata. Pójdźmy tam, gdzie stworzymy swój własny i będziemy tam tylko ty i ja
-Kiedy wracacie, Hermiono?
-Nie mam pojęcia... Jest o wiele trudniej niż
sądziłam.
Szatynka rozmawiała ze swoim bratem przez
kominek. Jej czekoladowe tęczówki zaszkliły się.
-To, co mu pokazuję to sobie przypomina, ale to
co ze mną... Nic.
Nie odezwał się. Miał pojęcie, że to wszystko
jest trudne.
-Próbowałam wszystkich możliwości, jakie tylko
mi wpadły do głowy. Wszystkie możliwe próby. Wszystko na nic.
-A spróbowałaś może...?
-Tak Harry. Tak jak wtedy w trzeciej klasie,
przywaliłam mu w nos.
-To był dobry strzał...
-Harry do cholery! - skarciła go.
-No co? Stwierdzam fakty.
-Nie mam na to humoru - jęknęła.
-Rozumiem cię, Herm.
Nastała cisza. Oczy bruneta były w niej
utkwione.
-Jak Kaja? - spytała zmieniając temat.
-Grzeczniutka - uśmiechnął się. - Wczoraj był
tutaj Harry z Jean. Mała była taka szczęśliwa, że aż podskakiwała z radości.
Nie spuszczała ich z oka. Ciągle przy nich była. Odniosłem wrażenie, że boi się
tego, iż i oni zapomną, kim dla nich jest.
Malfoyówna przymknęła powieki. Widziała
zatroskaną i smutną minę swojej małej córeczki.
-Harry jest już zmęczony. Mała Katniss daje mu i
Jasmine nieźle popalić. Takie dziecko to skarb.
-Jest taka, jaki był Harry w jej wieku. Teraz
wie jak to jest.
-A gdzie jest...?
-A co z Jean? - przerwała mu.
Westchnął.
-Zależy w jakim sensie.
-Konkretnym Potter. Konkretnym.
-Takimi słowami przypomniałaś mi Snape'a -
oznajmił.
-Nie gadaj mi tu o profesorze, gdy o nim nie
mowa. Co jest z Jen?
-Ciągle się obwinia o to wszystko... Wczoraj
razem z Gin musieliśmy ją uspakajać. Najgorzej było wtedy, gdy Harry już wrócił
do domu. Została u nas na noc. Jest tutaj do tej pory.
-Nadal jest? - zaskoczyła się.
-Tak, bo... - urwał. Spojrzał gdzieś w bok. -
Gdzie idziesz? Nigdzie nie wychodzisz. No i co, że nie jestem twoim ojcem? -
chwila ciszy. - On cię nie pamięta! JEAN WRACAJ W TEJ CHWILI! JEAN! - Spojrzał
na siostrę.
-Dobiłeś ją. Po prostu dobiłeś.
-Ja przepra...
-Nie przepraszaj mnie, tylko leć za nią!
-Trzymaj się.
Połączenie zostało zerwane.
Hermiona nie miała pojęcia, iż Draco słyszał tę
rozmowę.
~*~
-Najedzony?
-Tak jakby. - Wzruszył ramionami.
-Na śniadaniu trzeba się najeść do syta -
odparła. Uśmiechnęła się smutno.
-W porządku? - spytał z troską w głosie.
-Tak - skłamała. - Chodź. Już ktoś na nas
czeka.
-Kto?
-Profesor Severus Tobias Snape.
~*~
-Dzień dobry... profesorze - przywitał się
niepewnie.
-Witam. Nie marnujmy czasu.
-Ja będę w środku - szepnęła i odeszła.
-Im szybciej to zakończymy, tym lepiej. –
Ruszył ku błoniom. – Przed rozpoczęciem roku szkolnego, kiedy ty miałeś pójść
do szóstej klasy, twoja matka i ciotka Bellatrix były u mnie na Spinner's End.
Złożyłem tam twojej matce Wieczystą Przysięgę. Wiesz co to takiego, prawda?
Przytaknął głową.
-Przyciągnąłem, że będę cię chronił i jeżeli
nie dasz rady dokonać zadania, danego przez Czarnego Pana, będę musiał cię
wyręczyć i sam to zrobić.
-Co to było?
-Zabić tamtego dyrektora, Albusa Dumbledore'a.
-Nie dokonałem tego, prawda? - przeraził się na
samą myśl, iż jest mordercą.
-Nie. Byłeś za słaby. Stchórzyłeś.
-Czyli... zabił pan Dumbledore'a?
-Ciężko było cie upilnować - odparł wymijająco.
- Ciągle robiłeś wszystko po swojemu. Nie pozwalałeś na jakąkolwiek pomoc.
Byłeś na początku zbyt dumny z tego zadania.
-Czy zrobiłem komuś krzywdę? - zapytał lekko
załamanym głosem.
-Tak. Jednakże te osoby żyją. No... może nie
licząc Katie Bell, która została w tajemniczych okolicznościach zamordowana.
-Co im się stało?
-Katie dałeś zaklęty naszyjnik, który miała
przekazać Dumbledore'owi. A Ronald Weasley przez "przypadek" został
otruty.
-A czy...
-Idziemy do Wieży Astronomicznej - przerwał mu.
-Dlaczego akurat tam?
-Bo taki jest mój rozkaz - warknął.
~~
Byli na szczycie wieży. Widzieli krajobraz,
jaki otaczał Hogwart. Był to przepiękny widok. Draco podszedł do barierki i się
nachylił do przodu podziwiając widoki.
-Stąd spadł Dumbledore - odezwał się Snape.
Blondyn odwrócił się w jego stronę z przerażoną
miną.
-Tutaj? Przecież... jest to najwyższa wieża!
-To tym wiem - prychnął.
-Co się tu dokładnie wydarzyło?
-Poprzez Szafę Zniknięć, którą naprawiłeś w
Pokoju Życzeń, dostali się tutaj śmierciożercy. Wcześniej rozmawiałeś ze
"swoim ofiarą". Nie dałeś rady go zabić. Tylko go rozbroiłeś.
Musiałem cię wyręczyć i go trafiłem Morderczym Zaklęciem.
-To wszystko moja wina... - szepnął.
-Nie jest to prawda, Draco. To wina twojego
ojca. Przez to, że trafił do Azkabanu podczas wakacji, Czarny Pan chciał się
zemścić, zmuszając cię do bycia śmierciożercą oraz powierzeniem TEGO zadania.
~*~
Severus i Dracon wyszli z zamku,
zmierzając na błonia. Nie odzywali się. Szli ramię w ramię przed siebie. Malfoy
rozmyślał nad tym, co się dowiedział od Nietoperza.
-Nie jestem zły – odezwał się, przez co były
nauczyciel na niego spojrzał. – Po prostu nie pamiętam, jaki byłem wcześniej...
-Przecież wtedy pamiętałeś wszystko, co się
stało – odparł Snape.
-Żałuję tego…
-Każdy czegoś żałuje, Draco. To nic dziwnego.
-Żałował pan kiedyś czegoś?
Na odpowiedź musiał dość długą chwilę czekać.
-Tak. Jednakże w tej chwili jest to nieistotne.
Blondyn już nic nie powiedział. Chciałby
wiedzieć, co takiego żałował Mistrz Eliksirów, jednak… skoro powiedział, iż
jest to w tej chwili nieistotne, to mu uwierzył i nie drążył tego tematu.
Zmierzyli do Hogsmeade. Obydwoje nie mieli
pojęcia po co tam szli. Sev gorączkowo się nad czymś zastanawiał.
-Kremowego piwka?
Popatrzył na blondyna.
-Skąd żeś wytrzasnął te kufle?!
Faktycznie. Malfoy trzymał w dłoniach dwa kufle
świeżego piwa kremowego.
-Jak pan się nad czymś rozmyślał, to po drodze
wszedłem do Trzech Mioteł i zamówiłem.
-Nie piję tego – oznajmił twardo.
-No cóż… więcej zostanie dla mnie. – Zaśmiał
się cicho.
Brunet przewrócił teatralnie oczami.
Przechadzali się po alejkach coraz bardziej
oddalając się od Hogwartu. Niespodziewanie Mężczyzna w Czarnej Szacie
gwałtownie się zatrzymał, zarazem wyciągając ręce na boki, przez co uderzył w
tors towarzysza.
-Ała!
-Cicho. A tak w ogóle mógłbym mocniej –
uśmiechnął się ironicznie, jednakże kąciki ust opadły tak szybko, jak się
uniosły.
Patrzył przed siebie. Coś bardzo musiało
przykuć jego uwagę. Draco chciał się dowiedzieć, na co się towarzysz tak gapi.
Spostrzegł niedaleko jeziora jakąś kobiecą sylwetkę. Umiał doskonale wypatrzeć,
że miała ona długie, ciemnobrązowe włosy, które sięgały jej do pasa i były
podkręcone na końcówkach. Mógł spostrzec, iż ona wyczarowywała patronusa,
którym był… lew. Severus wiedział, kto miał takiego patronusa.
-Kaja? – szepnął do siebie.
-Profesorze…? – odezwał się szarooki.
-Wracaj do Hogwartu. Muszę coś załatwić –
syknął. – NO JUŻ!
Malfoy z niechęcią wrócił do zamku. Idąc, od
czasu do czasu zaglądał przez ramię i spostrzegł, iż mężczyzna idzie w stronę
tej dziewczyny.
~Rozpoczyna się nowy wątek~
Im bardziej się zbliżał do jeziora, tym
bardziej wyraźniejsza była jej sylwetka. Spostrzegł, iż miała na sobie
przewiewną, czerwoną sukienkę sięgająca jej do kolan. Był już pewny, że to
musiała być jego córka. Tylko dlaczego ona tutaj stoi, skoro pięć lat temu
widział, jak umierała podczas bitwy?
-Ty żyjesz – odezwał się.
Dziewczyna podskoczyła. Wszędzie rozpozna głos
swojego ojca. Ostrożnie odwróciła się w bok, a Severus był coraz bliżej
jeziora, obok którego stała. Zadrgała, gdy dostrzegła bardzo dobrze znany jej
wyraz twarzy Severusa Snape’a. Wiedziała, iż będzie miała kłopoty.
Nie miała pojęcia co powiedzieć. Odwróciła się w drugą stronę i miała
zamiar uciec, jednakże silny uścisk na ramieniu uniemożliwił jej to. W
następnej sekundzie poczuła, jak… nie mogła uwierzyć w to, że ją do siebie
przytulił. Jednakże po chwili, mężczyzna odsunął ją od siebie na długość
ramion.
-Gdzieś ty była?! Przez pięć lat dziewczyny i
matka rozpaczały, że nie żyjesz – warknął nie ukrywając swojego zdenerwowania.
-Byłam ciągle w Hogsmeade – odpowiedziała
krótko.
-Nie dawałaś znaku życia – warknął. – Przecież
umierałaś prawie że w moich ramionach!
Westchnęła. W oczach bruneta widziała ból,
jednakże także złość. Rozumiała to.
-Pamiętasz, jak mi wtedy podałeś eliksir? – Na
potwierdzenie kiwnął głową. – Zadziałał dopiero następnego dnia. Nie mam pojęcia
jak. Muszę przyznać, iż byłam wtedy martwa, jednak chyba dano mi drugą szansę
na naprawienie moich błędów.
-Naprawienie? Kaja! Zadałaś nam WSZYSTKIM
największy ból, jakimkolwiek mogłaś nas obdarować!
Milczała.
-Powiedz mi: Jak to możliwe, że „ożyłaś” dzień
później, skoro trzy dni po bitwie razem z matką cię pochowaliśmy?!
-To była „kukła” – oznajmiła. – Znalazłam
gdzieś do tego zaklęcie w Dziale Ksiąg Zakazanych, jak jeszcze chodziłam do
Hogwartu.
-Niby jak mogłaś tam wejść, skoro… mniejsza.
Jak mogłaś takie cierpienie dać swojej jedynej matce i swoim siostrom?
-Bałam się spojrzeć wam w oczy – stwierdziła
zgodnie z prawdą. Bardzo się tego bała.
-Przez pięć lat ukrywać się przed rodziną…
Gdzie dokładnie byłaś?!
-Powiedziałam, że tutaj, w Hogsmeade.
-Konkrety Kaja. Chcę konkretów.
-W małym mieszkanku.
-Gdzie się znajduje? – Zniecierpliwił się. Nie
dość, że takie krótkie odpowiedzi otrzymuje, to jeszcze musi więcej zadawać
cholernych pytań. No cóż… łatwo nie odpuszcza.
-Nie powiem! Po co w ogóle chcesz wiedzieć?!
-Chcę wiedzieć, w jakich warunkach mieszkała
moja córka przez te lata.
-Daję sobie radę, tato – mruknęła.
Świdrował nią wzrokiem. Musiał przyznać, że
zmieniła się. Zaokrągliło jej się ciało w odpowiednich miejscach, policzki
bardziej zarumienione, jednakże nadal miała szczupłe ciało, te same kości
policzkowe, ten sam kolor włosów, a przede wszystkim czekoladowe oczy, które
często były wypełnione szczęściem, radością i miłością. Teraz były napełnione
smutkiem. Ale coś kompletnie się w niej zmieniło.
Chwycił ją gwałtownie za nadgarstek, i nim
dziewczyna zdążyła zareagować, poczuła charakterystyczne uczucie wokół pępka.
~*~
-I
jak? Przypomniałeś sobie coś? - spytała Hermiona, kiedy spotkała go na trzecim
piętrze. - Draco... Co się dzieje? - dodała zatroskanym głosem, widząc
przerażoną twarz towarzysza.
-Hermiono... Czy jestem
złym człowiekiem?
Uśmiechnęła się smutno.
-Oczywiście, że nie. Masz
dobre serce.
-Prawie zabiłem Albusa
Dumbledore'a... - odparł załamanym głosem.
-Ale tego nie dokonałeś.
-Bo nie miałem odwagi.
Gdybym nie stchórzył, byłbym mordercą.
-Ale nim nie jesteś -
pocieszyła go.
-Jednak mógłbym nim być -
upierał się.
-Draco, weź się w końcu
uspokój! - opieprzyła go. - Nie zabiłeś profesora Dumbledore'a i bądź z tego
zadowolony.
Nastała pomiędzy nimi
cisza.
-Gdzie jest Pokój Życzeń?
- spytał.
-Pokażę ci - uśmiechnęła
się delikatnie. Ujęła jego dłoń.
~*~
-Tośka! Avada! Domi! – zawołał
ciągnąć za sobą Kaję oraz wchodząc do bardzo znanego dla obojga domu.
-Puść mnie! – powiedziała
błagalnym głosem. Obawiała się reakcji rodziny. Wyciągnęła szybko swoją różdżkę
i rzuciła zaklęcie, przez co została okrytą niebieskawą peleryną. Założyła
kaptur i spuściła wzrok.
-Co się dzieje tato? – dobiegł
ich głos jednej z dziewcząt. Szatynce zaczęło bardziej bić serce rozpoznając
głos Avady Snape. Często jej pomagała, doradzała… miała z nią rewelacyjne
relacje.
-Przyprowadź mamę i siostrę do
salonu – odpowiedział twardym głosem.
-A kim jest…? – zaczęła Av.
-Zaraz się dowiesz.
Snape pociągnął za sobą
towarzyszkę, prowadząc ją do salonu. Kiedy oczekiwali na pozostałą trójkę,
dziewczyna wyrywała się z ścisku ojca.
-Uspokój się w końcu – warknął.
-Severusie… Kim jest ta osoba
obok ciebie? – Usłyszeli spokojny głos. Kai zebrało się znów na płacz. Przez pięć
lat nie słyszała tego kojącego dla serca głosu jej rodzicielki.
-Lepiej usiądźcie – odparł.
Snape’owe posłuchały go.
-Ciągle nosicie te czarne
ubrania? Po co? – sarknął.
-My nadal jesteśmy w żałobie po
śmierci Kai – odpowiedziały jednocześnie najmłodsze członkinie rodziny, nie
wliczając Kai Snape.
-Ściągaj już ten kaptur – syknął
w stronę Dziewczyny w Niebieskawej Pelerynie. Przymknęła na chwilę oczy,
wciągnęła powietrze i wolną ręką ściągnęła kaptur. Kobiety zszokowały się. W
tym samym czasie zakryły usta i z niedowierzaniem patrzyły na przybyłą.
-KAJA! – zawołała Avada. Wstała
energicznie z kanapy i „napadła” na długowłosą. Zaszkliły im się oczy. Po
pięciu latach… Po tak długiej rozłące… - Ty żyjesz… Jak… CZEMUŚ NAM TO
ZROBIŁA?! – wrzasnęła na nią z wyrzutem. – MY WSZYSCY NIE MOGLIŚMY SIĘ
OTRZĄSNĄC PO TWOJEJ ŚMIERCI! A PO POGRZEBIE BYŁO JESZCZE GORZEJ!!
-Przepraszam was. Naprawdę…
-Jak to się stało, że żyjesz?
Przecież widzieliśmy jak zamykali trumnę Z TWOIM ciałem! Jak ją spuszczali w
głąb grobu! – odezwała się Tośka.
-Mamo… - i zaczęła mówić to, co
opowiedziała nad jeziorem Severusowi.
-Dlaczego do nas nie przyszłaś?
Czemu nas opuściłaś? – spytała Toś z łzami w oczach.
-Jak mówiłam: Bałam się spojrzeć
wam w oczy. Nie opuściłam was. Po prostu…
-Uciekłaś nic nam nie
wyjaśniając – wtrącił się Snape.
-Żałuję tego. Każdy człowiek w
swoim życiu czegoś żałuje.
Nastała cisza. Cała czwórka
przyglądała się brązowookiej. Kobiety nie umiały uwierzyć w to, że jednak
dziewczyna, która zginęła z czyjś rąk podczas bitwy naprawdę żyje.
-Kaja…?
-Co jest, Av?
-Czy ty nie jesteś przypadkiem…
w ciąży?
Nie odpowiedziała.
-OD KIEDY?! – wrzasnęli
jednocześnie rodzice.
-Który miesiąc? – zapytały
jednocześnie pozostałe siostry.
-NIE JESTEM W CIĄŻY! – ryknęła
na cały głos.
-Wypij to. – Severus wyciągnął
rękę ku stojącej nadal obok niego dziewczynie. Trzymał jakiś flakonik, który wytrzasnął
nie wiadomo skąd.
-Nie! – zawołała. Rozpoznała ten
eliksir.
-Niby dlaczego? – zapytał
podejrzliwie.
-Nie będę po prostu zatruwała
mojej wątroby z eliksirami! Kiedyś się do was odezwę – mówiąc, zmierzyła do
wyjścia. Zamknęła z trzaskiem drzwi wejściowe i zmierzyła już w stronę furtki.
Chciała już się deportować z powrotem do miasteczka przy Hogwarcie, gdy
usłyszała, jak ktoś ją woła.
-KAJA!
Odwróciła się.
-Mamo… Za niedługo się do was
znów odezwę. Obiecuję to. Uwierz, iż…
-Kto jest ojcem? – wypaliła.
-Ja nie jestem w ciąży –
powiedziała dość dziwnym spokojem w głosie.
-To dlaczego nie chciałaś wypić
eliksiru wykrywającego płód?
-Nie chciałam. Po prostu nie
chciałam.
-Musisz mieć dokładniejszy
powód.
Westchnęła.
-Dlaczego musimy żyć? Czemu dano
nam możliwość do życia? – spytała. Pani Snape nie miała pojęcia, skąd takie
pytania przychodzą do głowy jej córce.
-Żyjemy po to, by umierać.
Razem.
-Już doznałam śmierci… –
mruknęła z tajemniczą barwą głosu.
-Ale żyjesz. Wtedy eliksir
zadziałał…
-Nie o to chodzi, mamo.
-A o co?
Spojrzała znacząco na matkę.
-Powiedz mi w końcu, kto jest
tym ojcem – nalegała opanowanym głosem.
W oczach młodej kobiety stanęły
łzy. Bez słowa deportowała się.
~*~
-Wow... - szepnął
widząc ukazujące się czarne, mosiężne drzwi.
-Tutaj jest wejście do Pokoju Życzeń. Ukazuje
się to, co sobie tylko zażyczymy. Nigdy właściwie niewiadomo, co tutaj możemy
znaleźć.
-Dlatego w nazwie jest słowo
"życzeń" - powiedział bardziej do siebie niż do Hermiony. - Co sobie
zażyczyłaś?
-Zobaczysz - uśmiechnęła się tajemniczo.
Chwyciła go za dłoń. Pchnęła wejście, a im
oczom ukazała się...
-Widownia z sceną? - spytał zaskoczony.
-Miałam na myśli tylko scenę - odparła, po
czym wzruszyła dłońmi.
-Może być niezła zabawa - zawołał i wskoczył
na scenę. Jego ubiór zmienił się. - Chodź ma ukochana - zaczął teatralnym
głosem - uciekajmy od tego świata. Pójdźmy tam, gdzie stworzymy swój
własny i będziemy tam tylko ty i ja.
Malfoyówna momentalnie zbladła. Właśnie
Dracon Malfoy nieświadomie powtórzył słowa, które wypowiedział do niej lata
temu.
-Draco! Puść mnie i
zostaw moje włosy w spokoju!
Hermiona śmiała się radośnie. Razem z
swoim narzeczonym tego pięknego styczniowego dnia, była w parku. Właśnie
dopiero co stoczyli wojnę na śnieżki. Malfoy oplótł rękami talię panny Potter,
a tylne kosmki jej włosów chwytał zębami i pociągał.
-Nie trzeba było rzucić śnieżką w moje
włosy - szepnął uwodzicielsko. Puścił jej włosy, jednakże nadal trzymał ją w
talii.
-Ja nie mogę w twoje włosy, ale ty
możesz w mój tyłek? Dobrze zrozumiałam? - udała oburzenie.
-Hm... Niech się zastanowię... Dobrze
zrozumiałaś.
-Ty zboczeńcu jeden! - zawołała
rozbawiona.
-Jednak zauważ, że jestem dla ciebie, a
nie dla kogo innego.
Z szerokim uśmiechem na ustach,
Hermiona jednym ruchem przewróciła blondyna na plecy, mając nadzieję, iż ją
puści.
Myliła się.
-Jesteśmy jak Romeo i Julia - odparł,
gdy obydwoje upadli na białą warstwę.
-Czyli 'zakazani' - zaśmiała się.
-W pewnym sensie, pani Malfoy.
-Ej! Jeszcze panna Potter!
-Już niedługo - spojrzał jej w oczy. -
Skoro porównałem nas do tamtej pary to... - Wstał. Ujął dłoń kobiety, przyciągnął
do siebie i powiedział nie spuszczając wzroku z jej czekoladowych tęczówek:
-Uciekajmy od tego świata. Pójdźmy tam, gdzie stworzymy swój własny i będziemy tam tylko ty i ja.
Wstała energicznie z siedzenia
i podbiegła do niego.
-Powiedziałeś już kiedyś
te słowa! Słowa te były wzrucone do mnie. Przypominasz sobie coś?
Zastanowił się przez
chwilę.
-Biel... Śnieg... Para
zakochanych w sobie osób... Bitwa na śnieżki... Melodyjny śpiew kobiety...
Herm! Kiedy to było? - spytał rozpromieniony.
-Koniec stycznia.
Dwutysięcznego pierwszego roku!
-Pamiętam to! - zawołał po
chwili ciszy.
-To teraz inna scena... -
westchnęła. - Powróćmy do drugiej klasy. Powiedz do mnie takue zdanie,
wkładając tyle jadu, ile potrafisz.
-Nie... Nie zrobię tego.
-Powiedz do mnie ''Nikt
cię nie pytał o zdanie, nędzna Szlamo" - wypaliła ignorując wtrącenie
przybysza.
-Nie odważę się na to...
-Masz to powiedzieć! Jest
to stan wyższej konieczności!
-Wybacz mi za to... -
Zamknął oczy, wziął głęboki wdech, uniósł powieki i spojrzał w oczy
towarzyszki. - Nikt cię nie pytał o zdanie, ty nędzna... - przełknął ślinę -
...szlamo.
W te słowo nadał tyle
jadu, że sam zszokował się jego ilością. Zwiesił głowę.
~*~
-Dowiedziałaś
się? – spytał Mężczyzna w Czarnej Szacie.
-Domi, Av…
Idźcie do swoich pokoi – powiedziała stanowczym głosem.
-Ale… -
zaczęła Avada, jednakże jej przerwano.
-Natychmiast
do pokoju!
-My
jesteśmy już dorosłe, więc wymagamy tego, by móc także usłyszeć coś o naszej
siostrze – odezwała się Domi.
-Wiem o
tym, ale muszę o tym porozmawiać z waszym ojcem. Na OSOBNOŚCI.
Spuściły
głowy i posłusznie oddaliły się od rodzicielki, która zmierzyła w stronę
salonu. Severus usiadł na kanapie.
-Dowiedziałaś
się? – ponowił pytanie.
-Nawet nie
mam pojęcia, czy faktycznie jest w ciąży – odparła.
-Sugerujesz,
że jestem ślepy? Przecież było widać. Piąty miesiąc jak nic.
-Gdyby tak
było, to byśmy od razu to zauważyli. – Skrzyżowała ręce na piersi.
Wywrócił
oczami.
-W dodatku
dziwne pytanie mi zadała… - mruknęła.
-Jakie? –
Zaciekawił się.
-„Dlaczego
musimy żyć? Czemu dano nam możliwość do życia?” – odpowiedziała dokładnie
przypominając sobie słowa córki.
-Ciekawe
dlaczego takie coś wpadło jej do głowy…
-Nie mam
pojęcia. Jestem jednak pewna, że nie jest w ciąży. Powiedziałaby mi to.
Zmierzył ją
wzrokiem, po czym uniósł jedną brew.
-A mi by
nie powiedziała? – warknął. – Niby czemu?
-No cóż… -
udała, że się zastanawia. – Przed bitwą przez lata mieliście dość… napiętą
relację.
-A jak
wyjaśnisz to, że nie chciała wziąć tego eliksiru? – uśmiechnął się
sarkastycznie.
-Mówiła, że
nie chce zatruwać sobie wątroby eliksirami – stwierdziła. Miała już powoli tego
dość.
-A czy nie
mówiła ci imienia ojca dziecka?
-Severusie!
– zawołała opuszczając kończyny.
-Trafiłem.
– Uśmiechnął się z triumfem.
Westchnęła.
Opuściła ręce i zajęła miejsce obok małżonka.
-Dobra…
zapytałam jej się po raz drugi, kto jest ojcem, a ona bez słowa się
deportowała.
-Złożymy jej
jutro wizytę w Hogsmeade – oznajmił po chwili ciszy.
~~~~~~
-Słyszałaś?
– szepnęła Avada w stronę siostry. Mimo rozkazu ich matki, one się jej nie usłuchały
i podsłuchały rozmowę rodziców tuż za drzwiami do pokoju gościnnego.
-Idziemy?
-Nie teraz.
Skradniemy się do miasteczka tuż po świcie – odparła Av i razem szybko uciekły
do swoich pokoi.
~*~
Po policzku Hermiony spłynęła jedna, maleńka łza.
Nawet jak wymusiła na Draconie wypowiedzenie tych słów, zabolało ją to.
-Przypominasz sobie coś z tamtego dnia? – zapytała,
starając się, by jej głos brzmiał naturalnie.
-Nie. Nic.
Kolejna łza. I trzecia. Czwarta. Piąta. Szósta…
wypuściłaby kolejną, jednakże Malfoy szybko ją do siebie przytulił. Czuł
wyrzuty sumienia. Przecież poprzedniego dnia obiecał jej, iż nie wyleje przez
niego ani jednej, maleńkiej łzy.
-Nie płacz, Mionka… - szeptał. – W końcu kiedyś przyjdzie
taki czas, iż sobie wszystko przypomnę i będzie tak jak dawniej.
-Sądziłam, że sobie przypomnisz, gdy powtórzysz dokładnie
tamte słowa.
Odczepiła się od niego, jednakże ją ciągle trzymał.
-Czyli… wtedy powiedziałem takie słowa?
-Tak. Naprawdę pustka?
-Naprawdę.
-Mam do ciebie prośbę… Tylko się nie spłosz na te
słowa…
-Jaką masz prośbę?
Wzięła głęboki wdech i patrząc w jego stalowe oczy
oznajmiła:
-Zapamiętaj mój ukochany: Zawsze jestem przy tobie,
cokolwiek się stanie.
Mężczyzna szybko przeanalizował te słowa.
-Zapamiętam…
Nie wierze.. Kaja żyje. Tylko, żeby siostry nie zrobiły czegoś głupiego. Draco coś sobie przypomina, czyli jest wmiarę dobrze. Końcówka genialna. Sama miałam łzy w oczach.
OdpowiedzUsuńDużo, dużo weny. Czekam na następny rozdział. ;*
Nie wierze Kaja żyje? Draco sobie coś przypomina więc już jest dobrze. Rozdział Genialny <3 :* ~Majka
OdpowiedzUsuńKaja żyje?! No super rozdział :D Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńNIeźle, nieźle. Ciekawa jestem jak dalej potoczy się wątek Dramione :)
OdpowiedzUsuńAlh.
O wow ! Ale mnie ten nowy wątek zaszokowal ! Kaja zyje? I to prawdopodobnie jest w ciąży? :D hahaha. Ale numer ! I jeszcze chwile Draco i Mionyy..Mrraau. ;* jak ja kocham ten parring. Ale sie nie moge doczekac kolejnego rozdzialu. ;p pozdrawiam znowu i weeny zycze bo jej nigdy nie za wiele. :D
OdpowiedzUsuńDraco dalej nic nie pamięta?? Ale jest taki słodki. Lubię Draco takiego. Kaja żyje. Wow. Zaitrygowałaś mnie. Czytam dalej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Olciak ;)
Oo kurcze Kaja żyje :D No ale jest jakiś postęp już u Dracona, coś tam sb przypomniał ;)
OdpowiedzUsuńAga W :)