Miniaturka nr 2 !
Część pierwsza z dwóch/trzech
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Hermiona!
Ktoś do ciebie przyszedł!
Usłyszała z dołu wołanie swojej mamy. Ubrana
w nocną koszulę, kończącą się koronką, zeszła po schodach na dół do salonu.
Zastała tam rodziców i dwóch nieznanych jej mężczyzn.
-Dzień dobry… - zaczęła niepewnie. – Kim
panowie są?
-Witamy księżniczko. Przyszliśmy po
panią.
Zamurowało ją. „Księżniczko”? Przecież…
-Panowie… to pomyłka. Jestem zwykłą
dziewiętnastolatką, która jest pierworodną i zarazem jedyną córką Jean i George’a
Grangerów, którzy tutaj stoją. To pomyłka.
-Otóż nie Wasza wysokość. Jest pani
księżniczką, która jest córką królowej Izabelli Nerten-Amonieg, oraz króla
Freda Amoniego.
-Że co proszę? – myślała, że się
przesłyszała. – To… to jakiś absurd! – zwróciła się do mamy i taty. – Mamo,
tato… Przecież oni…
-Mówią prawdę kochanie. – stwierdził George.
– Zaadaptowaliśmy cię. Właściwie… to nam Cię podrzucono.
-Jak… jak to? – oczy szatynki zaszkliły się.
– To chyba jakiś koszmarny sen…
-Nie. To rzeczywistość. – odparł jeden z
nieznajomych.
Brązowowłosa zwróciła się do osoby, która to
wypowiedziała.
-Kim dokładnie jesteście? – zapytała.
-Och… przepraszamy, że się nie
przestawiliśmy. Ja jestem Amosen Lenard – mówiąc tu, pochylił się nisko - A to
Frendalain Samertenlen. – tutaj to mężczyzna zwany Frendalainem także się
pochylił. – Obaj jesteśmy posłańcami samej królewskiej pary. Właśnie
przyszłyśmy po ciebie.
-Proszę? – znów się zdziwiła. Uniosła brwi ku
górze. – Gdy chcecie mnie zabrać?
-Do twoich rodziców. To twojego prawdziwego
domu, pałacu. – oznajmił Amosen.
-A gdzie to się znajduje?
-W Francji, Paryżu. Proszę spakować wszystkie
rzeczy, ubrać się i pójść z nami. – odpowiedział Frendalalin.
-Nie ma mowy! – krzyknęła panna Granger. –
Nie zgadzam się!
-Przykro nam, ale to rozkaz samej królowej,
jak i samego króla.
-No dobra… - westchnęła. – Pójdę z wami, ale
nie zostaję tam.
-Jednakże polecamy, aby Wasza wysokość…
-Proszę tak do mnie nie mówić!
-Prosimy o to, aby jednak panienka spakowała
wszystkie swoje rzeczy.
-Skoro to konieczne… - stwierdziwszy, wyszła
z pomieszczenia wracając do swojego pokoju. Przebrała się. Gdy pakowała jedną z
swoich bluzek, weszła Jean.
-Powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi? Czy
to prawda, że nie jestem Waszą biologiczną córką? – spytała na jednym tchu.
-Tak. To prawda.
Hermiona spojrzała na nią. Myślała, że matka
sprzeciwi się i jednak powie, iż to kłamstwo. Kontynuowała pakowanie.
-Mogłabym zostać na chwilę sama? – przerwała
krótkie milczenie.
-Pewnie. – odpowiedziała pani Granger i
zamknęła drzwi do sypialni nastolatki.
-Muszę się pakować, bo niby jestem
księżniczką. – zaśmiała się kpiąco. – Te pakowanie zajmie mi kilka dni.
Jednakże… - sięgnęła po różdżkę, wypowiedziała zaklęcie, po czym wszystko wylądowało
w jej walizce. – Już lepiej.
Wzięła bagaż, wyszła z pomieszczenia i
zmierzyła ku dołowi. Zostawiła walizkę w korytarzu i wróciła do towarzyszy.
-Jestem gotowa. – mruknęła.
-No to idziemy. – zawołał z uśmiechem pan
Lenard. Hermiona podeszła do państwa Grangerów. Przytuliła ich mocno.
-Wiedźcie, że mimo wszystkiego, ale zawsze
będziecie moimi rodzicami.
-A ty naszą ukochaną córeczką. – odparł
Gerorge.
Oderwali się od siebie. Z salonu wyszedł
najpierw Amosen, za nim „księżniczka”, z którą szli Grangerowie. Na końcu szedł
Frendalalin. Drzwi wejściowe się otworzyły. Nim była Gryfonka wyszła, zwróciła
się do zastępczych rodziców:
-Napiszcie mi proszę później list z
wyjaśnieniami oraz dlaczego tak się stało. Będę czekała. Wyślę Wam moją sowę. –
Tutaj lekko uniosła niosącą przez nią klatkę, w której smacznie spała
płomykówka.
-Dobrze. Wyślij nam jutro. – stwierdziła
kobieta.
Posłańcy oraz dziewczyna wyszli z mieszkania.
-Jak się tam dostaniemy? – spytała.
-Myślałem, że na czarodziejkę to znasz
wszystkie możliwości do przeniesienia się.
Zdziwiła się.
-Czyli… jesteście czarodziejami?
-Oczywiście. Cała pańska rodzina jest z
czarodziejskiego pochodzenia.
-Więc wychodzi na to, że jestem arystokratką
czystej krwi?
-Pewnie.
-To z czego korzystamy? Z teleportacji
łącznej, miotły, czy sieć Fiuu? – dopytała się.
-Z sieci Fiuu, od razu rezygnujemy.
Proponujemy teleportację łączną. Jest o wiele szybciej. A miotłami to by zajęło
mnóstwo czasu, mugole mogliby nas zobaczyć, a słyszeliśmy, że jakoś nieswojo Wasza
wysokość na miotle się czuje.
-Co to za brednie?! To jakieś bzdury! Czuję
się zawsze swojo. – skłamała.
-Jednak osobiście wolimy teleportację.
-No to teleportacja łączna! Szybko, bo zaraz
zwariuję z całej tej komedii.
Złapali ją za ręce, po czym poczuła niemiłe
uczucie wokół pępka. Po chwili Hermiona ujrzała Wieżę Eiffla. Niedaleko niego
stał przepiękny pałac. Podziwiała ten piękny widok. Tutaj teraz wschodziło
słońce, przez które niebo miało poranne barwy. Z daleka widziała, że w zamkowym
ogrodzie jest fontanna. Uśmiechała się na ten widok. Z zamyśleń oderwał ją głos
Amosena:
-Wieża będzie widoczna z pańskiej komnaty. A
teraz chodźmy. Twoi rodzice na pewno już na ciebie czekają.
-Moi rodzice zostali w Anglii. W Londynie. –
burknęła.
-Ale oni są twoimi zastępczymi…
-I co mnie to?! To oni mnie wychowali. I tak
będę czekała na ich list, kiedy tylko poślę im Gryfonicę. – tak nazwała swoją
sówkę, która się teraz obudziła. Hermiona otworzyła klatkę, na co puchacz wyleciał
z niej i usiadł na ramieniu właścicielki. Ta pogłaskała ją po główce. – Możemy
już iść? Chciałabym też jak najszybciej wrócić do mojego domu. Domu w Londynie.
-Oczywiście, ale już tam nie wrócisz.
Zostajesz tutaj, w Francji.
Ta gwałtownie się odwróciła w ich stronę.
„Już tam nie wrócę?” pomyślała.
-Przepraszam bardzo, ale w Londynie są moi
przyjaciele, którzy są dla mnie jakby rodziną. Ron i Harry są dla mnie jak
bracia, a Ginny jak siostra. Nie zabronicie mi.
-Może my nie, ale król na pewno. A go trzeba
słuchać. – stwierdził Fren.
Ta tylko jęknęła, po czym razem ruszyli w
stronę (według tych debili) do jej domu. Bramy się przed nią otworzyły.
Przechodziła przez kamienny chodnik, który był w jednej części ogrodu. Wejściowych
drzwi strzegli dwaj strażnicy, którzy byli trochę dziwacznie ubrani. Szatynka
nie interesowała się zbytnio ich wyglądem, więc szła dalej. Przed wejściem,
ochroniarze zatrzymali ją. Jednakże dzięki starszym od niej mężczyznom weszli,
iż powiedzieli, że mają ze sobą księżniczkę tego państwa. Ona dalej to
traktowała jako dziecinadę. No tak… była rodzina królewska Anglii, Hiszpanii,
Grecji, no i Francji, ale żeby ona była członkinią takiej rodziny? Przecież
była zwykłą, prostą szlamą.
-Twoi rodzice czekają w Sali królewskiej. –
szepnął jej do ucha pan Lenard. Ta nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na
niego. Stanęli przed wielkimi, brązowymi drzwiami do pomieszczenia, gdzie
siedzą „jej rodzice”.
-Gotowa? – mruknął Samertenlen.
-Tak. – rzekła krótko, ale stanowczo.
Mosiężne drzwi otwarły się. Hermiona ujrzała
wielki, długi pokój. Na jego końcu widziała dwie sylwetki. Przeszła przez próg,
jednakże znów się zatrzymała. Rozglądnęła się. Po bokach nic nie było. Jej
wzrok powędrował lekko w górę. Sufit miał wysokie sklepienie. Zauważyła na nim
wzory ozdobione złotem. Popatrzyła przed siebie. Tam gdzie siedzieli władcy
państwa, był podium. Może taki wysoki jak w Wielkiej Sali w Szkole Magii i
Czarodziejstwa Hogwart. Tęskniła za tą szkołą. Z ponownych zamyśleń oderwał ją
głos jakieś kobiety:
-Podejdź bliżej Hermiono.
-J-ja? – spytała niepewnie.
-Tak.
Niepewnym krokiem zmierzyła ku parze. Im była
bliżej, tym wydawało się jej, że droga się przedłuża. W końcu stanęła kilka
metrów przed małżeństwem. Kobieta miała na sobie kremową, długą suknię. Włosy
miała rozpuszczone. Lekki makijaż podkreślający jej orzechowe oczy. Malinowe
usta uśmiechały się ku dziewiętnastolatce. Były bardzo do siebie podobne. Mężczyzna
zaś, był cały ubrany na czerwono, z wyjątkiem długiej, czarnej peleryny. Włosy
miał czarne i krótkie. Były trochę rozczochrane. Szczerze to Mionie przypomniał
się Draco, kiedy go ostatnio, przypadkowo natrafiła w sklepie spożywczym.
Oczywiście znów ją wyzywał, jednak nie tak bardzo jak za czasów szkolnych.
-Wasza wysokość. – wydukała dziewczyna
kłaniając się.
-Ależ się przed nami nie kłoń. – roześmiał
się król.
Wyprostowała się. Nastało milczenie, które po
chwili postanowiła przerwać przybyła:
-Przepraszam, że przeszkadzam, jednakże
panowie Samertenlen i Lenard, powiedzieli mi, że jestem księżniczką, co wiąże
się z tym, że jestem córką Waszych wysokości.
-To prawda. Jesteś nią. – stwierdził
spokojnie brunet.
Dziewczyna przeklęła się w duchu. Sądziła, że
sprzeciwią się i wróci do domu. Jednakże tak się nie stało. Kolejne osoby
twierdzą, że jest z królewskiej rodziny.
-Nie sądzisz, że powinniśmy jej wszystko
opowiedzieć? – spytała królowa męża.
-Oczywiście jednak najpierw… - zawołał
jednego ze sług, który przybył chwilkę później i zwrócił się do niego po francusku.
– Prenez demander Hermione dans sa chambre. Il va de
soi que celui qui a toujours regardé avec impatience. {tłum.: Zaprowadź proszę Hermionę
do jej komnaty. Ma się rozumieć, że ta, która zawsze ją oczekiwała.}
Sługa ukłonił się, podszedł do brązowowłosej
i poprosił, aby za nim podążyła co uczyniła. Podczas, kiedy ją prowadził do jej
pokoju zaczęła się pytać o wszystko. Na początku mówiła po angielsku, jednak
chyba jej nie rozumiał, więc musiała posłużyć się francuskim.
-Qu'est-ce que c'était que ça?
Mais je ne suis pas au courant que j'étais une princesse. {O co z tym wszystkim chodzi?
Przecież nic mi nie wiadomo, że jestem księżniczką}
-Le roi et la reine vous
expliquera tout la petite dame. Sûrement l'un d'entre eux, viendront à votre
chambre et de l'expliquer. Ils musclés en anglais, mais le plus souvent, comme
nous tourner pour parler la langue nationale. {Król i królowa wszystko panience wyjaśnią. Na pewno
któreś z nich, przybędzie do pani pokoju i to wyjaśni. Oni umieją po angielsku,
ale zwykle, jak się do nas zwracają to posługują się językiem narodowym.}
-Merci. {Dziękuję.} – odpowiedziała,
jednak zesmutniała, że nic się nie dowiedziała. Po chwili w jej głowie pojawiło
się pytanie, które musiała koniecznie zadać.
-Et où est ma valise et mon
hibou, Gryfonica? {A
gdzie moje bagaże i moja sowa, Gryfonica?}
-Tout son dans la chambre de
votre. {Wszystko
jej w pańskiej sypialni}
Ta tylko pokiwała głową jako odpowiedź. Po
chwili znaleźli się przed jakimiś wielkimi, dwuczęściowymi, białymi drzwiami.
-Voici votre chambre, princesse. {Oto
pańska komnata, księżniczko.}
Sługa odszedł pozostawiając ją samą.
Przyglądała się jeszcze raz mosiężnym drzwiom. Miała nadzieje, że jak je
otworzy to ujrzy wszystkich swoich przyjaciół, którzy mówią, że to był żart.
Albo i Malfoy, który by tam stał z tym swoim ironicznym uśmieszkiem na twarzy i
zaczął ją wyzywać, z tego powodu, jaka ona głupia, że uwierzyła w to wszystko.
Jednakże… „Nie.” pomyślała. „Ja przecież w to nie wierzę. To na pewno jest
jakiś żart.” Wzięła głęboki oddech, powoli wypuściła powietrze i otworzyła
drzwi. Nikogo nie było. Gdy ujrzała wnętrze dosłownie osłupiała. Znajdowała się
w przepięknym pokoju. Ściany były pokryte beżowym kolorem. Przez jedno z okien
widziała Wieżę Eiffla. Z okna, które znajdowało się po drugiej stronie była
widoczna wielka fontanna, którą Hermiona widziała, gdy tylko się pojawiła w tym
państwie. Zauważyła jakieś inne drzwi, jednakże brązowe. Otworzyła je i ukazała
jej się sypialnia z garderobą. Z obu stron stały gigantyczne szafy. Stała przed
dwuosobowym łóżkiem. Nad nim zaś, były wycięcia w ścianie, na różne rzeczy.
Książki, biżuterię, kosmetyki… Wróciła do pierwszego pokoju i dopiero teraz
spostrzegła, że tam jest… wielka wanna, usadowiona na podłodze. Miała taką
ochotę teraz się rozebrać i wskoczyć do tej wody. Jednak się powstrzymała. Po chwili
drzwi znów się otworzyły. Dziewczyna ujrzała w nich królową, niby jej matkę.
Miała na swojej twarzy uśmiech.
-Witam ponownie Wasza wysokość. – powiedziała
szatynka kłaniając się przed władczynią.
-Nie kłaniaj się przede mną moje dziecko. –
stwierdziła pogodnym, melodyjnym i spokojnym głosem. Brązowowłosa wyprostowała
się.
-Przepraszam, że zapytam, ale… - zaczęła. –
Czy to, że jestem księżniczką, jest jakiś żart? Tylko niech pani nie sądzi, że
mówię to złośliwie, iż tak nie jest. Po prostu chcę mieć pewność, że…
-Spokojnie. Nie. To nie są żadne żarty
Hermiono. Naprawdę należysz do naszej rodziny. Chodź. – wskazała gestem dłoni w
stronę drzwi, które prowadziły do sypialni dziewiętnastolatki. Razem poszły do
drugiego pomieszczenia i usiadły na łóżku.
-Tak na początek… - rozpoczęła znowu królowa.
– Nazywam się Izabelle Nerten-Amonieg. Nie jestem pewna czy Amosen i Frendalain
coś mówili o mnie. Jednakże mimo czy to słyszałaś od nich, to na wszelki
wypadek postanowiłam ci się osobiście przedstawić.
-Oni mnie informowali Wasza wyso…
-Proszę. Nie zwracaj się do mnie, tak jak
poddani. Jestem twoją matką. – przerwała jej.
-Przepraszam bardzo, ale… to po prostu nowa
dla mnie sytuacja. Szczerze to nie umiem się pogodzić z tym, że rodzice, którzy
mnie wychowywali, nie są moimi biologicznymi rodzicami. Właśnie… czy mogłaby
Pani mi powiedzieć jak to się wszystko stało, że wylądowałam u nich i czego
było to powodem?
-Opowiemy ci z ojcem o tym, gdy nadejdzie
czas na to.
-Czyli kiedy?
-Nie wiem. To może potrwać kilka dni,
tygodni, a nawet miesięcy.
-Że co proszę?! Nie… ja tak długo czekać w
niepewności nie mogę. A! Chciałabym także poinformować, że na pewno dzisiaj
wyślę moją sowę do państwa Grangerów i na pewno mi napiszą o tym wszystkim,
jednakże… chyba nie wiedzą czemu to się tak potoczyło. Albo?
-No nie wiedzą. No dobrze… Za około godziny
wrócę tutaj z twoim ojcem…
-Georgem Granger? – spytała z nadzieją w
głosie Miona.
-Nie. Królem Francji. Moim mężem. Do
zobaczenia Hermiono. – wstała z łoża i wyszła z pokoju pozostawiając szatynkę
samą. Jej oczy zaszkliły się. Nadal nie mogła w to uwierzyć… Ona nie jest
członkinią rodziny Granger? Nie jest czarownicą z mugolskiej rodziny, tylko z
arystokratycznej w dodatku czysto krwistej rodziny królewskiej? Co ona teraz
zrobi bez swoich przyjaciół? Bez Harry’ego, Rona, Ginny… nawet pani Weasley.
Zaczęła kręcić głową. Zamknęła oczy i zakryła dłońmi twarz. Jak ma przez to
wszystko przebrnąć? Przez tyle lat przebywała z przyjaciółmi, których już może
nigdy nie zobaczy. Odeszła z Anglii bez pożegnania z nimi.
Po godzinie już nie siedziała, a leżała.
Patrzyła na sufit ciągle rozmyślając o tym, co będzie. Nic się nie odzywała od
czasu, kiedy jej „mama” z nią rozmawiała. W tej ciszy słyszała swój oddech,
bicie jej serca, oraz niekiedy kroki na korytarzu, kiedy ktoś przechodził obok
wielkich drzwi wiodących do jej większej komnaty. Nagle usłyszała kroki zza
drzwiami. Jednak nie podnosiła się. Wejście się otworzyło.
-Hermiono…
Był to król państwa. Herma z pozycji leżącej
przeniosła się na pozycję siedzącą. Obserwowała towarzyszy. Na twarzy Izabelli
już nie gościł ten pogodny, śliczny uśmiech.
-Czy moglibyście mi wszystko wyjaśnić?
-Nie uważaliśmy, że będziemy musieli ci o tym
powiedzieć teraz. Woleliśmy po balu zaręczynowym… - westchnął mężczyzna.
Brązowooką zatkało. „O jakim balu zaręczynowym on gada? Mam nadzieję, że to ktoś z
pokrewieństwa po prostu. Kuzyni, młodsze rodzeństwo…” pomyślała.
-Na pewno się pytasz kogo zaręczyny. – z
zamyśleń wyrwał ja ponownie brunet. Ta jako odpowiedź pokiwała głową, więc
dodał. – Nie możemy ci jeszcze powiedzieć kogo, nim poznasz prawdy o swojej
przeszłości.
-Opowiecie mi w końcu? – spytała
zniecierpliwiona była Gryfonka.
-Ależ oczywiście, oczywiście… - mruknął. – To
było tak… - potarł dłonią po swoich skroniach i zaczął opowiadać.
-No to ten… od czego by zacząć… Ja i moja
żona, czyli twoja prawdziwa matka, byliśmy szczęśliwi z wieści, że będziemy
mieli córkę, czyli ciebie. Od razu wiedziałem, że będziesz moim oczkiem w
głowie. Urodziłaś się. Jednak wtedy… nasz wróg rozpoczął wojnę. Baliśmy się, że
mogliby cię zabić, żeby tylko zwyciężyć. Nie chcieliśmy tego. Postanowiliśmy,
że oddamy cię mugolom, gdzie na pewno nikt nie będzie ciebie szukał.
Pozostawiliśmy cię państwu Granger. Wiedzieli o naszym pochodzeniu, jak i
naszej sytuacji w królestwie. Od razu przyjęli cię pod swój dach. Ciężko nam
było się z tobą rozstać. Postanowiliśmy, że nim ukończysz dwadzieścia lat, to
weźmiemy cię do siebie i dowiesz się prawdy. Jest jeszcze coś…
Kobiety spojrzały na niego. Królowa wiedziała
o co chodzi, ale brązowowłosa – nic, a nic.
-Ten bal zaręczynowy… jest to bal z okazji
twoich zaręczyn.
Tu to Hermi zrobiła wielkie oczy. „Bal z okazji twoich zaręczyn” Te słowa
huczały już jej w głowie. Ale… z kim się zaręczyła? Z Ronem, ani rusz. Po tym
jak ją zdradził z jakąś Puchonką to z nim już nie jest, ale pozostali
przyjaciółmi.
-A mogę wiedzieć z kim jestem zaręczona?
-Och… ty go na pewno nie znasz. Mogę ci
powiedzieć, że wróg, który wtedy wypowiedział nam wojnę, zaproponował nam
pokój. I właśnie ta zgoda, powinna być udowodniona tym, że nie będzie pomiędzy
nami już żadnych wojen. Poślubisz jego syna.
-A jak on wygląda? Ten mój „narzeczony”?
-Dowiesz się tego później, ponieważ przyjdą
dzisiaj na kolację. Zapoznasz się z nim. Zawołam służące, aby pomogły ci wybrać
świetną kreację na ten wieczór. Musisz go zadowolić.
-Nie… nie trzeba ich wzywać. Dam sobie radę
sama.
-No to cóż. Na pewno widzimy się na kolacji.
Nim ona się rozpocznie wyślę po ciebie Pernina, tego, co cię tutaj
przyprowadził, aby ciebie poprowadził.
Zaczął już wychodzić. Nim drzwi się zamknęły,
księżniczka zawołała:
-A kiedy bym mogła się spotkać z
przyjaciółmi, którzy są w Anglii?
Spojrzał na nią.
-Możesz się z nimi spotkać jutro, ale
będziesz miała przy sobie ochronę…
-O nie! – zawołała gwałtownie wstając. – Nie
chcę żadnej straży, gdy spotykam się z moimi najlepszymi przyjaciółmi! Chyba
mogę mieć trochę prywatności?
-Ale przecież oni nie będą umieli po
angielsku.
-Nic mnie to nie obchodzi! Nie chcę mieć
nikogo ze sług!
-Nie puszczę cię samą.
-A to niby dlaczego?
-Bo możesz uciec.
-Ale…
-Żadnego „ale” moja panno! Albo pójdziesz ze
strażą, albo wcale!
-A gdyby oni przybyli tutaj? Moi przyjaciele?
-No to nie będzie potrzebna służba.
-To jutro oni tutaj przybędą. A to może być z
samego rana.
-Dobra… może być. Teraz odpoczywaj i zacznij
się szykować. Uczta będzie o osiemnastej. – wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna
złapała się za czoło, usiadła na łóżku i zamknęła oczy. Znów musiała to
przemyśleć. Po chwili otworzyła oczy i zaczęła mówić do siebie szeptem:
-Dzisiaj dowiedziałam się, że Jean i George
nie są moimi rodzicami. Król i królowa Francji twierdzą, że jestem ich córką.
Dzisiaj mam spotkać mojego narzeczonego, z którym chcą mnie swatać. Jednakże
mam w czymś pocieszenie. Jutro spotkam przyjaciół. Dzisiaj napiszę do każdego z
nich. Który dzisiaj jest? – chwilę się zastanowiła. – 19 sierpnia. Za miesiąc
będę miała dwadzieścia lat. Chwila… 19 sierpnia? O… to Harry dzisiaj jest w
Norze razem z Weasleyami. To napiszę po prostu jeden list do wszystkich, a na
koniec dopiszę prośbę, aby mi napisali oddzielne listy wysyłając z nimi
wszystkimi raz Gryfonicą. A jutro wyślę list do moich zastępczych rodziców.
Muszę się skupić. Nie wierzę, że to prawda. Na pewno to jakiś sen. – tutaj
spojrzała na swoje ramię, które po chwili uszczypnęła. – Auć… to bolało. Jednak
to nie sen.
Opadła na łoże. Przymknęła oczy i zasnęła.
~~*~~
-Princesse! Princesse! Veuillez laisser la
jeune fille se réveille! {Księżniczko!
Księżniczko! Proszę niech panienka się obudzi!}
Hermiona
otworzyła leniwie oczy. Ujrzała przed sobą młodą kobietę, która wyglądała na
mniej więcej 20-23 lat. Miała ona blond włosy sięgające do ramion, oraz zielone
oczy. Miała na sobie elegancką czarno-białą sukienkę, z krótkim rękawkiem.
Sięgała jej do kolan.
-J'ai une question.
Pouvez-vous peut-être en anglais? {Mam
pytanie. Umiesz może angielski?}
-Tak. Umiem po angielsku, tyle że nie
wszystkich słów pamiętam. – odpowiedziała.
-Ach to dobrze… ja umiem po francusku, ale
lepiej się czuję gdy mówię po angielsku. Jak się nazywasz? – spytała miło
uśmiechając się do towarzyszki.
-Nazywam się Sophie Elizabeth Seniore. A
Wasza wysokość na pewno się nazywa Hermiona Izabelle Amonieg.
Szatynka by od razu zaprzeczyła, jednakże…
na to tak wszystko wskazywało, więc odparła:
-Tak. Jednak jestem przyzwyczajona do
mojego dawnego nazwiska. – zesmutniała, iż przypomniała sobie Grangerów.
-Mogłabym wiedzieć jakie?
-Hermiona Jean Granger. – westchnęła. Nastała
cisza. Po chwili brązowooka postanowiła przerwać milczenie. – Mam prośbę.
Mogłabyś nie mówić do mnie „Wasza wysokość”? Po prostu Hermiona. Trochę się
dziwnie czuję, gdy się zwraca do mnie inaczej niż przez te wszystkie lata.
-Oczywiście Wa… znaczy się Hermiono.
-Która jest godzina?
-A właśnie! Dlatego tutaj przyszłam! Jest
szesnasta. Za dwie godziny twój narzeczony przybędzie!
-Sophie… a wiesz jak on się nazywa?
Ta na odpowiedź pokiwała głową.
-Chciałabym ci powiedzieć, lecz król mi
zabronił. Zresztą dowiesz się za dwie godziny na kolacji. Pomóc ci się
wystroić?
Zaprzeczałaby, jednak… co jej szkodzi?
-Gdybyś mogła.
-Oczywiście! Przecież do tego jestem! Czas
zacząć!
Blondynka z uśmiechem wyciągnęła swoją
różdżkę i jednym jej machnięciem otworzyła dwie ogromne szafy jednocześnie.
Miona spojrzała najpierw na pierwszą, później na drugą. Wisiały w nich
przepiękne królewskie suknie. Od razu przykuł jej wzrok jeden z nich. Podeszła
do tej drugiej szafy i ściągnęła ubranie. Przyłożyła sobie je do swojego ciała
i musiała przyznać, że suknia, jest zbyt szeroka. Powiesiła ją z powrotem.
Przeglądała pozostałe, jednak nic fajnego nie znalazła. Przypomniała sobie, że
wzięła ze sobą swoją ulubioną niebieską sukienkę. Podeszła do swojej walizki,
która jeszcze nie rozpakowana, stała przy łóżku. Otworzyła ją i od razu
widziała swój strój. Wzięła go do ręki, wyszła z sypialni wcześniej mówiąc do
Sophie, aby została i zaczekała, poszła na inny koniec pokoju, gdzie były
drzwi, którymi okazały się być drzwiami do łazienki. Weszła, zamknęła się na
klucz, po czym szybko się przebrała. Ubrana i uśmiechnięta wróciła do sypialni
i przyglądnęła się w wysokim lustrze. Zielonooka się wcale nie odzywała.
Szatynka musiała przyznać rację, że niebieski naprawdę pasuje jej do twarzy.
-I co o niej sądzisz? – spytała po chwili
odwracając się do towarzyszki.
-Mi się bardzo podoba. Nie wiem jak twojemu
ojcu. – oznajmiła.
-Jeżeli mu nie będzie pasowała, to niech
zapomni, że zjem dzisiaj kolację z moim „narzeczonym”.
-Może… może lepiej się pokazać królowi, nim
cię zobaczy w tej kiecce na kolacji.
-Chyba masz rację. Chodź ze mną. Gdybyś mogła
to też mnie oprowadzić po zamku. Jutro gdy moi przyjaciele będą to może będę
mogła im coś interesującego pokazać.
-Dobrze. To… pójdziemy?
Przytaknęła głową na znak zgody. Wyszły z
większej komnaty, zmierzyły ku schodom na dół w stronę Sali królewskiej, gdzie
siedzieli jej rodzice. Powoli zaczynała się do tego przekonywać, że to jednak
nie jest żaden żart, tylko istna rzeczywistość. Otworzyła mosiężne drzwi i znów
znalazła się w tym pomieszczeniu. Podeszła pewnym krokiem w stronę tronów.
Panna Seniore została przy drzwiach. Gdy król ujrzał swoją córkę TAK ubraną
otworzył szerzej oczy.
-Co ty masz na sobie? – spytał.
-Jak to co? – stwierdziła pytaniem na
pytanie. – Sukienka, którą będę miała na dzisiejszej kolacji.
-O nie moja panno. Nie pokarzesz się tak w
tamtym towarzystwie. Weź coś co masz w szafach.
-Tyle że wszystkie mają takie same szerokości.
– burknęła. – Zbyt szerokie na moją figurę.
-A od czego są czary? Chyba w Hogwarcie
nauczono cię takich zaklęć co umożliwiają przeróbki w ubraniach. – rzekł.
-Skąd wiesz, że uczyłam się w Hogwarcie? –
zapytała zdziwiona.
-Na pewno znasz Fleur Wealsey. Wcześniej
Delacour. – odezwała się teraz jej matka.
-Tak znam ją. Ona brała udział w Turnieju
Trójmagicznym i jest żoną Billiego Weasleya, który jest bratem mojej najlepszej
przyjaciółki. To… to ona wam o tym powiedziała.
-Ależ oczywiście.
-Macie może z nią jakiś kontakt?
-Owszem, mamy. Zaprosiliśmy ją do siebie na
jutro.
Hermi uśmiechnęła się. Przecież Fleur może
wziąć ze sobą przyjaciół! Harry’ego, Ginny no i Rona.
-Daj mi do niej adres! – zażądała.
-A po co ci? – spytał podejrzliwie.
-Muszę ją o coś poprosić. Chodzi o moich
przyjaciół.
-Przecież jutro tutaj będzie, więc wtedy z
nią możesz porozmawiać.
-Ale ja chcę, aby ona przyszła z NIMI.
-No dobrze… pójdę po nią za kilka minut. A ty
idź się przebrać!
-Przecież…
-NATYCHMIAST MASZ SIĘ IŚĆ PRZEBRAĆ W COŚ
BARDZIEJ NORMALNIEJSZEGO! Koniec dyskusji. Sophie! – zwrócił się do blondynki. –
Przypilnuj, aby moja córka ubrała się w coś innego. Coś co na księżniczkę
przystało.
Ta kiwnęła głową. Miona odwróciła się na pięcie
i razem z blondynką wyszła z pomieszczenia, aby udać się do komnaty szatynki.
-Ja go nie rozumiem! – warknęła oburzona dziewiętnastolatka,
kiedy już były w jej sypialni, a ona znów przeglądała suknie, które nie
przypadały zbytnio do jej gustu. – Przecież ta sukienka, którą mam na sobie
jest super. W dzisiejszych czasach faceci lecą na dziewczyny, które noszą takie
ubrania. Sophie. Pomóż mi.
-Skoro te co są w szafie są zbyt szerokie, to
może masz coś jeszcze w walizce?
-Nie.
Nie mam takiej, co by mu odpo… - urwała i szybko podeszła do walizki. Przecież
ona ma sukienkę, którą otrzymała od Ginny z okazji tego, że razem ukończyły
szkołę. Miona
podarowała jej także suknię, ale inną. W ogóle nie wie, czy prezent, który dała
Ginny, będzie na niej pasował. Jednakże Hermiona nie postanowiła się tym
martwić, iż miała już kreację, którą dostała od rudej. Znów poszła do łazienki,
żeby się przebrać, aby po tym przyjrzeć się w lustrze. Tym razem ojciec nie
powinien jej kazać się przebrać. Właściwie… nie wiedziała czy jeszcze będzie do
niego szła przed ucztą. Wolała być u siebie. Powoli się przyzwyczajała do
nowego pokoju. Miała na sobie jagodową suknię, która tuż nad kolanami się
rozszerzyła. Od dekoltu, do tego rozszerzenia, ubiór był obcisły, dzięki czemu
ukazywał szczupłą figurę dziewczyny.
-Ta musi mu pasować. – powiedziała po chwili.
– A jeżeli mu się nie spodoba to w ogóle się nie pokażę. Naprawdę. Teraz to
mówię całkiem serio. Teraz trzeba się zająć makijażem i fryzurą. Zwykle
pomagała mi Ginny, moja przyjaciółka. Jest specjalistką jeżeli chodzi o
robienie fryzur. Kurcze… tęsknię za nią.
-Wiesz… nie chcę się chwalić, ale miałam
praktyki jako fryzjerka, a później jako kosmetyczka. – odezwała się.
-Naprawdę? – spytała z uśmiechem. – Pomożesz mi?
-Pewnie.
Wzięły się do roboty. Jeszcze miały czas do wieczornego
posiłku. Szatynka dopytywała się Sophie o jej narzeczonego. Zdradziła jej tylko
to, że on jest z arystokratycznej rodziny, jednak nie królewskiej. Posiada
blond, krótkie włosy. Więcej jej nie mówiła. Hermionie przez myśl przeszedł
Dracon. Arystokrata z blond włosami. Przez rok go nie widziała. Jednakże… co by
taki Malfoy robił w Paryżu, mieście mugoli? Ale tutaj też są czarodzieje… na przykład
wszyscy co są w zamku.
--------------------------------------------
Zdjęcia:
Łóżko w sypialni Hermiony:
Wanna:
Sukienka, która nie spodobała się królowi, a Hermiona chciała ją mieć na kolacji:
Suknia w której Hermiona pójdzie na wieczorny posiłek: