Uchyliła powoli powieki, przymrużając je jednocześnie, gdyż zaczęło ją razić światło. Poruszyła lekko swoimi palcami i wyczuwała zimną pościel.
– Gdzie ja…? – szepnęła, próbując usiąść, jednakże w połowie zacisnęła powieki. Poczuła jak ktoś ją objął w pasie od boku i delikatnie położył z powrotem na poduszkę. – Stephan?
– Napędziłaś niezłego stracha… Co się dzieje? Jak się czujesz?
– Gdzie Harry? Co z próbą?
– Twój brat rozmawia z twoimi rodzicami przez telefon. Próba została wstrzymana. Nikt nie skoczy na twoje miejsce. Już ja się o to postaram.
– Skąd ta pewność? Że mnie nie wyrzucą z roli Jessici Collins?
– Kaja ja się tym zajmę. Zaufaj mi – Uśmiechnął się delikatnie.
– Chyba mogę ci zaufać…
– W końcu jestem Stephan Cant.
~*~
– Kiedy jest to przedstawienie?
Harry razem z medykiem stali na korytarzu pod drzwiami do Sali, w którym była panna Malfoy. Lekarz mógł udzielić mu informacji o stanie zdrowia siostry, gdyż był z rodziny oraz pełnoletni. Czekali na Hermionę i Dracona. W końcu to oni są prawnymi opiekunami pacjentki.
– Za dwa tygodnie – odpowiedział Harry, nie mogąc powstrzymać drżenia swoich dłoni. Wiedział, że owe przedstawienie jest dla niej bardzo ważne. W dodatku, gdy doskonale sobie zdawał sprawę z tego, iż chciała zostać w przyszłości aktorką, a posiadanie głównej roli w przedstawieniu, gdzie na pewno będą ważni ludzie, to jest to jej ogromna szansa. – Proszę pana, musi pan zrobić wszystko, by mogła wystąpić na premierze. Bardzo jej na tym zależy.
– Dokładnie. W zasadzie mamy próby teatralne, ale są one kręcone, więc jeszcze się zastanawiamy czy premiera będzie w formie przedstawienia teatralnego, czy będzie to premiera kinowa – dodał reżyser, który krążył po korytarzu.
– Nie mogę nic państwu obiecać. To nie od nas zależy, czy wtedy będzie na siłach, tylko od jej organizmu.
– Zrobię wszystko, byście uratowali moją córkę! – odezwał się Draco, podchodząc szybko do medyka i syna.
– Panie Malfoy…
– Nie zamierzam stracić drugiego dziecka! – wrzasnął.
– Draco… - Złapała go za ramię.
– Ale Hermiono…
– Stephanie nie miała szans by samodzielnie walczyć o życie. Kaja tą szansę ma. Małą, ale jednak ma.
~*~
Stephan odwiedzał Kaję parę razy dziennie. Była w szpitalu już dwa dni. Do premiery zostało tylko 12 dni… A jednak nikt jej nie zastąpi.
Szatynka siedziała po turecku, a chłopak na rogu łóżka i grali w wojnę kartami.
– No ej! Oddawaj mi moje karty! – zawołała roześmiana, gdy skończyły jej się karty, co oznaczało, iż przegrała. Nachyliła się do niego i próbowała mu odebrać makulaturę. Trzymał je jednak mocno i ze śmiechem przygwoździł ją do łóżka tak, że się nad nią nachylał.
– No i co teraz zrobisz, Jessico Collins?
– Zaraz cię zrzucę, Michaelu Cornewrze – uśmiechnęła się szerszej.
Do Sali nagle wszedł medyk, leczący młodą Malfoyównę. Miał poważną minę.
– Twój stan nie jest coraz lepszy, Kajo… – oznajmił.
wow. jaki powazny rozdzial w sensie na takie dojrzale tematy. :D ostatnio coraz czesciej mnie zaskakujesz :P POZYTYWNIE!! :* rozdzial znakomity, pelen napiecia, wszystko takie niepewne. az sie boje o Kaje. ;(
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, ze wszystko potoczy sie dobrze. Pozdrawiam! :* Zielonoo;*
Hejoł, bloga znalazłam przed chwilą i już go 'wchłonęłam'. Jest świetny ta ogólnie, trochę się nie mogę połapać, ale to prze moją głupotę, tak? Tak, przez głupotę. Teraz ogólnie zafiksowałam się na jeden temat jeżeli chodzi o opowiadania, heh. Przy okazji serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga.
OdpowiedzUsuńKurcze ona musi wyzdrowieć :( No a po za tym rozdział bardzo fajny, chociaż krótki :(
OdpowiedzUsuńAga W ;)