Dwa dni przed Balem Bożonarodzeniowym, Hermiona razem z Draconem po lekcji transmutacji, podeszli do profesor McGonagall, iż szatynka miała to niej prośbę.
-Pani profesor...
-Tak panno Granger?
-Mam do pani wielką prośbę. Bo za dwa dni jest ten Bal... czy mogłaby pani zdjąć zaklęcie tak na... dwie trzy godziny? Ponieważ nie chciałabym, aby osoba, z którą idę widziała moją sukienkę...
-Mam rozumieć, że idziecie razem?
-No nie mamy innego wyjścia. - odpowiedział Draco.
-No dobrze... - wzięła do ręki różdżkę, którą machnęła w stronę uczniów. - Zaklęcie Odwołujące będzie działało przez cztery godziny. Radzę Wam dobrze... nim minie czas bądźcie obok siebie, bo jak nie... będzie wtedy nieprzyjemnie.
-Dziękuję. - stwierdziła Miona i razem z towarzyszem wyszła z klasy.
-To za cztery godziny... gdzie? - spytał.
-Przed wejściem do naszego dormitorium.
-Dobra. To do później.
-Pa.
Rozeszli się. Blondyn poszedł do lochów, zaś brązowooka do Wieży Gryffindoru po najlepszą przyjaciółkę.
-Ginny! Chodź! - zawołała wchodząc do ich wspólnego dormitorium.
-Gdzie?
-Do Hogsmeade po kreacje na bal!
-A gdzie Malfoy?
-Powiem ci po drodze. Szkoda czasu. Idziemy.
Wyszły z pokoju. Zmierzyły do Sali wejściowej, z której przez drzwi wyszły na błonia i podążyły do Hogsmeade.
Wypad do wioski zajął im trzy i pół godziny. Z zakupionymi kreacjami postanowiły, że pójdą do Trzech Mioteł na piwo kremowe. Weszły do budynku, zamówiły napoje i zajęły stoliczek przy oknie. Na zewnątrz widniał śnieg. Przez te chodzenie po ulicy trochę zmarzły.
-Musimy się pośpieszyć. - stwierdziła szatynka, kiedy wyszły z lokalu. - Za pięć minut muszę być na piątym piętrze.
-Spokojnie. Zdążymy.
-Mam nadzieję.
Razem poszły żwawo w stronę zamku. Gdy przekroczyły wejście do Sali Wejściowej, została tylko chwila na to, aby udać się szybko pod portret rodziny czarodziejów. Dziewczyna pożegnała się przy drzwiach do piątego piętra. Hermiona otworzyła je i... coś nią szarpnęło.
-O nie... - pomyślała.
Zaczęła "lecieć" przed siebie. No i po króciutkiej chwili... znalazła się u boku Dracona.
-Spóźniłaś się.
-A właśnie że nie. Byłam już przy drzwiach do tego piętra no i... szarpnęło.
Ten tylko się zaśmiał.
-Teraz to musimy się jakoś znów odczepić. - westchnęła.
-Czemu? Przeszkadza Ci to?
-N-nie... Ale...
-Myślisz, że jak jesteśmy do siebie tak przyczepieni, to będą się z nasz wyśmiewać?
-No nie.
-No to o co ci chodzi? Lepiej chodź. A! I pokarz mi swoją sukienkę.
-Chyba śnisz, Malfoy!
-Dlaczego?
-Nie pokarzę ci jej.
-Ale ja chcę ją widzieć.
-Zobaczysz na Balu, więcej cierpliwości.
-Przecież wiesz, że jestem niecierpliwy.
-No to przykro mi. Będziesz musiał jakoś wytrzymać. Jeszcze dwa dni, więc spokojnie. A teraz wchodź do środka, bo nie chcę tutaj stać całą noc.
Weszli razem do środka.
-A tak spytam... Masz już strój na ten Bal?
-Tak. Mam, ale ci nie pokarzę, Granger.
-Nawet nie myślałam o tym, abyś mi pokazał. Tylko o tak pytam. - odparła, po czym posłała mu lekki uśmiech, który on także odwzajemnił.
Nastał 24 grudnia, co oznaczało jedno... dzisiaj wieczorem odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy. Świąteczny klimat był już wyczuwalny samego ranka. Wielka Sala wyglądała inaczej niż zazwyczaj. W Sali stało pięć choinek: cztery z nich, miały ozdoby według koloru danego domu, a piąty miał wszystkie kolory hogwarckich domów. Zniknęły cztery, długie stoły, natomiast pojawiły się małe stoliki po bokach pomieszczenia. Na samym środku było pełno miejsca na tańce. Zaś tam, gdzie zawsze znajdował się stół nauczycielski, teraz była scena, na której mają wystąpić Fatalne Jędze.
Uczniowie byli bardzo aktywni, co do tej imprezy. Jednak szkoda, że nie byli tacy chętni do nauki. Dziewczyny były zajęte swoimi sukniami, makijażem, fryzurą... Hermiona znów poprosiła McGonagall o to, aby zdjęła zaklęcie do 19:50, aby mogła się spokojnie bez towarzystwa pewnego Ślizgona się przygotować. Pomagała jej Ginny i na odwrót.
Brązowowłosa umówiła się z swoim partnerem piętnaście minut przez dwudziestą. Miał na nią czekać w Sali Wejściowej. Razem z Ginny, siedziała w ich wspólnym dormitorium w Wieży Gryffindoru. Ciągle pracowały nad swoim wyglądem. Efekt końcowy był niesamowity!
Nadeszła pora, na to, aby Miona spotkała się z Draconem. Razem z wiewiórką wyszła przez portret Grubej Damy, zmierzyły po schodach w dół. Jak zeszły pożegnały się, iż Ginn poszła w drugą stronę, gdzie czekał na nią Harry. Hermi wzięła trzy głębokie oddechy i podeszła do arystokraty, który był odwrócony do niej plecami.
-Jestem. - powiedziała.
Blondyn odskoczył i się odwrócił. Zobaczył JĄ. Odsunął się o dwa kroki do tyłu, aby zmierzyć ją od stóp do głów.
Miała na sobie czerwoną sukienkę. Sięgała jej do kostek. Na boku miała rozcięcie, które odkrywało jej cały bok nogi. Na stopach miała czarne, klasyczne szpilki (z odkrytym palcem). Do tego srebrny naszyjnik z połową serca. Drugi kawałek tego serduszka miała osoba, której Hermiona tę drugą połówkę podarowała. Po burzy loków nie zostało nic. Miała po prostu lekko falowane włosy. Oniemiały Malfoy wymamrotał:
-Świetnie wyglądasz, Granger.
-Dzięki. Ty także.
Podał jej swoje ramię, które ona ujęła. Znów poczuli, jakby coś ich zawiązało. Zaklęcie Złączenia powróciło.
-Chodź, bo zajmą najlepsze miejsca. - stwierdziwszy, poszedł z swoją partnerką do Wielkiej Sali. Gdy tylko stanęli w drzwiach, prawie wszyscy skupili w nich wzrok. Myśleli, że Draco pójdzie z jakąś Ślizgonką, z arystokratycznej rodziny, a tu... z Gryfonką, a w dodatku z dzieckiem mugoli. Hermi lekko się zarumieniła. Nie lubiła gdy wiele par oczu naraz się na nią patrzyło. Nie przypadała za tym, aby być w centrum uwagi. Próbując ignorować spojrzenia poszła z nim dalej, po czym zajęli miejsca przy jednym z stolików. Po krótkiej chwili doszła do nich Ginny z Potterem.
-Hej Hermiona. - przywitał się.
-Cześć. - westchnęła z uśmiechem.
Nagle zaczął grać zespół.
-A myślałem, że to ja mam najseksowniejszą dziewczynę na tym Balu. - zaśmiał się bliznowaty, przez co wiewiórka go klepnęła po ramieniu. - No nie wściekaj się kochanie. - objął ją ramieniem, pocałował w usta i razem poszli tańczyć.
-Zatańczysz? - spytał niespodziewanie blondyn.
-Teraz?
-No tak.
-Nie... lepiej nie. Zbyt szybka.
-No dobra. Ale i tak za chwilę się skończy. No chodź.
-Skoro nalegasz. - mruknęła. Wstali z siedzeń i razem poszli na parkiet. Odwrócili się w swoją stronę i trzymając się za ręce tańczyli. Po chwili, Fatalne Jędze zaczęli grać powolniejszą melodię. Draco be wahania ujął towarzyszkę w talii, zaś ona zawiesiła swoje ręce na jego szyi. Zaczęli powoli się kręcić. Szatynka znów zaczęła czuć to, że wiele osób na nich patrzy. Zarumieniła się.
-Nie rumień się już tak. - usłyszała głos towarzysza, na co znów się zaśmiała.
Chwilę jeszcze tak tańczyli. Nagle spytał:
-Wydaje mi się, czy masz na ustach błyszczyk?
Zdziwiła się.
-Nie, nie wydaje ci się. A co?
-Mógłbym spróbować?
-Co? O co ci chodzi Mal...
Urwała, iż ktoś jej przerwał... Jej usta dotykały ust blondyna. Po króciutkim namyśle zaczęła oddawać pocałunki. Robiły się to coraz bardziej namiętniej. Gdy się oderwali uśmiechali się. Teraz poczuli, że niewidzialna "lina" znika.
-Chyba jesteśmy odczepieni.
-Ale... przecież zostało jeszcze 1,5 tygodnia. - rzekła.
-Trochę szkoda, że już koniec z szlabanem.
-Tak. Usiądziemy z powrotem?
Ten jako odpowiedź pokiwał głową. Wrócili na swoje miejsca.
-Hermiono... pamiętasz to?
-Co?
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej czarnej marynarki. Wyciągnął jakiś łańcuszek.
-Czy to jest...?
-Zgadza się. To jest ten naszyjnik, który dałaś mi gdy byliśmy przyjaciółmi. Znalazłem go dzisiaj w domu.
Na biżuterii była druga połówka serca. Przyłożył swoją, do wisiorka dziewczyny i pasowały idealnie. Słowa "Best Friends" zaczęły świecić.
-Mam jedno pytanie... - powiedział.
-O co chodzi Draco?
-Zostaniesz moją dziewczyną, Granger?
-Tak!
Wpadła mu w ramiona. Jednak odzyskała swojego najlepszego przyjaciela. Jej marzenie się spełniło. Marzyła o tym, aby oni znów byli najlepszymi przyjaciółmi. Jednakże teraz... są parą. Byli ze sobą szczęśliwi.
----------------------------------------------------
No i to jest ostatnia część miniaturki pt. "Czas goi rany". Mam nadzieję, że się spodobało. Następna miniaturka będzie z jednej części. Właśnie wczoraj wpadłam na nią pomysł. No to... teraz czekajcie na rozdział kochani! ;** . 29.2 rozdział może ukaże się jeszcze w tym tygodniu!
Buziaki!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Miniaturka I. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Miniaturka I. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 23 lipca 2013
niedziela, 21 lipca 2013
"Czas goi rany" - Zdjęcie i drzewo
UWAGA!
Zanim przeczytasz tę trzecią część miniaturki, przeczytaj proszę 28 rozdział :) Proszę... zostawiajcie po sobie ślad w postaci komentarza, abym wiedziała, ile osób czyta moje opowiadanie. To bardzo mnie motywuje do dalszego tworzenia :)
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Po całej "jedzeniowej" bitwie, wszyscy wrócili do swoich dormitoriów. Draco z Hermioną do ich nowego miejsca, w którym będą musieli ze sobą wytrzymać przez miesiąc.
-Dobra... - zaczęła. - Ja idę pierwsza wziąć prysznic. Nie chcę, abyś mi towarzyszył. Będziesz stał tuż przed drzwiami, aż nie wyjdę z łazienki, bo inaczej wiesz co się stanie.
-Wiem. - mruknął
-Chodź. - podeszli do wejścia do łazienki. - Ty stój tutaj i nigdzie się nie oddalaj.
Weszła do pomieszczenia, zaś blondyn oparł się o białe drzwi. Miał nadzieję, że ona to szybko zrobi, iż on nienawidził czekać. Po kilku minutach stania nie umiał wytrzymać w jednym miejscu. Nogi go bolały, więc usiadł sobie na fotelu. Nic się jak na razie nie stało. Siedział i siedział. Nagle... zauważył coś co przykuło jego uwagę. Na niskim stole leżała książka, z której coś wystawało. Wstał z siedzenia, po czym wyjął kartkę z książki. Było to zdjęcie. Spojrzał, czy coś jest napisane z tyłu. Było.
-Mój najlepszy przyjaciel, Draco Malfoy - przeczytał w myślach. Wyszczerzył oczy na widok swojego nazwiska. Mimo wszystkiego, ale wszędzie pozna pismo dziewczyny, która jest jego wrogiem. To napisała Hermiona. Popatrzył na fotografię. Przedstawiało ono małą dziewczynkę, jak i małego chłopca. Ona miała brązowe włosy, on - blond. Siedzieli na trawie. Ich dłonie łączyły palce. Bez namysłu, arystokrata podszedł bliżej okna, a chwileczkę później... obok niego stała brązowowłosa istota.
-Malfoy! - zawołała oburzona. - Mówiłam, żebyś nie oddalał się od tych durnych drzwi!
-Nie stresuj się tak.
Popatrzył na nią. Miała tylko na sobie biały ręcznik. Nie wiadomo dlaczego, ale w głowie usłyszał głosik "Ale ona piękna".
-Co się tak gapisz?! - warknęła.
-Na nic. - odwrócił wzrok.
-Skąd wziąłeś te zdjęcie? - spytała bardziej opanowana. Dopiero teraz zauważyła fotografię, którą w dłoniach miał Draco.
-Wystawało z książki. Od kogo to masz? - ponownie na nią spojrzał.
-Jak to skąd? Przecież to zdjęcie było robione, kiedy mieliśmy po sześć lat. W moim podwórku.
-I to niby ty i ja?
-Tak. Przyjaźniliśmy się przecież przez sześć lat. - odpowiedziawszy to, oderwała się od arystokraty.
-To jakiś photomontaż przecież jest!
-Właśnie, że nie kretynie! - oburzyła się po raz kolejny. - To ty i ja! Poznaliśmy się na Placu Zabaw! Przechodziłam przez tunel, aby zjechać i na ciebie niechcący wpadłam! Potem razem zjeżdżaliśmy! Ta fotografia była zrobiona rok później, kiedy miałam urodziny!
-Ta... jasne. Już ci uwierzę. - zakpił.
-Chcesz kolejnego dowodu?
-Spoko. To... gdzie jest ten dowód "naszej przyjaźni"?
-Daj mi chwilę. Pójdę się ubrać i gdzieś cię zabiorę.
Podążyła do sypialni. Pięć minut później wyszła ubrana w ciemne dżinsowe rurki z kompletem laurowego swetra z długim rękawem.
-Idziemy. - mruknęła. Razem podeszli do komina. Weszli do niego. Wcześniej znaleźli trochę proszku Fiuu. Wzięła garść i zawołała:
-Ulica Wolności 25 w Londynie!
Zawirowało.
Po chwili znaleźli się na ulicy w jakimś miejscu. Przed nimi stał żółty dom, a dach pokrywał śnieg.
-Gdzie my..? - spytał.
-W moim domu. - odpowiedziała krótko. Zaprowadziła go do ogrodu. Malfoy skądś znał to miejsce. Gdyby było lato, to by wyglądało tak, jak przestawiała fotografia. Jednak miał wrażenie, że był tutaj bardzo często. Podeszli do jednego z drzew.
-O co ci chodzi?
Ta tylko wskazała na korę rośliny. Wskazywała na coś wyrytego.
-Przeczytaj. - rzekła.
Blondyn przyjrzał się bardziej napisu.
-"Hermiona G. i Draco M. na zawsze będą najlepszymi przyjaciółmi". - przeczytał, po czym zrobił wielkie oczy. Po chwili milczenia spytał towarzyszki:
-Czyli... my byliśmy najlepszymi przyjaciółmi?
-Tak. Tak Draco. - odpowiedziała cicho.
Uniósł brwi ku górze. Nie dość, że ma dwa dowody na to, że byli najlepszymi przyjaciółmi, to po raz pierwszy od kiedy pamięta, ONA zwróciła się do niego po IMIENIU.
-Wracamy. - złapała go za nadgarstek i ponownie zawirowało. Pojawili się przed bramą do Hogwartu. Szybko pobiegli w stronę Sali wejściowej, po czym skierowali się do ich dormitorium. Gdy byli sami, Draco usiadł na kanapie, zaś Hermiona patrzyła przez okno w stronę jeziora. Razem rozmyślali nad tym, co widzieli na drzewie. Szatynka miała nadzieję, że w końcu przekonała Dracona do tego, że ONI naprawdę byli przyjaciółmi.
-Granger... - odezwał się. - Podejdź tu.
W jego głosie nie było słychać ani nutki rozkazu. On po prostu to oznajmił. Usiadła obok niego. Zaczął mówić:
-Wiem dlaczego o tym nie pamiętałem... To wina ojca.
Zdziwiła się, jednak postanowiła mu nie przerywać.
-Kiedy widziałem ten ogród miałem wrażenie, jakbym był tam dość często. Wszystko pamiętam, ale to co z tobą było... nic. Pustka po prostu. To drzewo... te zdjęcie... Myślę, że rzucił na mnie zaklęcie zapomnienia, że o tobie zapomniałem. Może także po tym, jak zerwałem z tobą przyjaźń. Właśnie... - spojrzał na nią, przez co ich spojrzenia się spotkały. Patrzył na jej czekoladowe oczy, ona zaś na jego stalowe. - Dlaczego ją zerwałem?
Ona opowiedziała mu cały przebieg wydarzeń owego dnia, kiedy siedział sam nad jeziorem i kiedy to wszystko skończył. Po opowieści mruknął dość cicho, jednak ona to usłyszała.
-Przepraszam Hermiono.
Zanim przeczytasz tę trzecią część miniaturki, przeczytaj proszę 28 rozdział :) Proszę... zostawiajcie po sobie ślad w postaci komentarza, abym wiedziała, ile osób czyta moje opowiadanie. To bardzo mnie motywuje do dalszego tworzenia :)
=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Po całej "jedzeniowej" bitwie, wszyscy wrócili do swoich dormitoriów. Draco z Hermioną do ich nowego miejsca, w którym będą musieli ze sobą wytrzymać przez miesiąc.
-Dobra... - zaczęła. - Ja idę pierwsza wziąć prysznic. Nie chcę, abyś mi towarzyszył. Będziesz stał tuż przed drzwiami, aż nie wyjdę z łazienki, bo inaczej wiesz co się stanie.
-Wiem. - mruknął
-Chodź. - podeszli do wejścia do łazienki. - Ty stój tutaj i nigdzie się nie oddalaj.
Weszła do pomieszczenia, zaś blondyn oparł się o białe drzwi. Miał nadzieję, że ona to szybko zrobi, iż on nienawidził czekać. Po kilku minutach stania nie umiał wytrzymać w jednym miejscu. Nogi go bolały, więc usiadł sobie na fotelu. Nic się jak na razie nie stało. Siedział i siedział. Nagle... zauważył coś co przykuło jego uwagę. Na niskim stole leżała książka, z której coś wystawało. Wstał z siedzenia, po czym wyjął kartkę z książki. Było to zdjęcie. Spojrzał, czy coś jest napisane z tyłu. Było.
-Mój najlepszy przyjaciel, Draco Malfoy - przeczytał w myślach. Wyszczerzył oczy na widok swojego nazwiska. Mimo wszystkiego, ale wszędzie pozna pismo dziewczyny, która jest jego wrogiem. To napisała Hermiona. Popatrzył na fotografię. Przedstawiało ono małą dziewczynkę, jak i małego chłopca. Ona miała brązowe włosy, on - blond. Siedzieli na trawie. Ich dłonie łączyły palce. Bez namysłu, arystokrata podszedł bliżej okna, a chwileczkę później... obok niego stała brązowowłosa istota.
-Malfoy! - zawołała oburzona. - Mówiłam, żebyś nie oddalał się od tych durnych drzwi!
-Nie stresuj się tak.
Popatrzył na nią. Miała tylko na sobie biały ręcznik. Nie wiadomo dlaczego, ale w głowie usłyszał głosik "Ale ona piękna".
-Co się tak gapisz?! - warknęła.
-Na nic. - odwrócił wzrok.
-Skąd wziąłeś te zdjęcie? - spytała bardziej opanowana. Dopiero teraz zauważyła fotografię, którą w dłoniach miał Draco.
-Wystawało z książki. Od kogo to masz? - ponownie na nią spojrzał.
-Jak to skąd? Przecież to zdjęcie było robione, kiedy mieliśmy po sześć lat. W moim podwórku.
-I to niby ty i ja?
-Tak. Przyjaźniliśmy się przecież przez sześć lat. - odpowiedziawszy to, oderwała się od arystokraty.
-To jakiś photomontaż przecież jest!
-Właśnie, że nie kretynie! - oburzyła się po raz kolejny. - To ty i ja! Poznaliśmy się na Placu Zabaw! Przechodziłam przez tunel, aby zjechać i na ciebie niechcący wpadłam! Potem razem zjeżdżaliśmy! Ta fotografia była zrobiona rok później, kiedy miałam urodziny!
-Ta... jasne. Już ci uwierzę. - zakpił.
-Chcesz kolejnego dowodu?
-Spoko. To... gdzie jest ten dowód "naszej przyjaźni"?
-Daj mi chwilę. Pójdę się ubrać i gdzieś cię zabiorę.
Podążyła do sypialni. Pięć minut później wyszła ubrana w ciemne dżinsowe rurki z kompletem laurowego swetra z długim rękawem.
-Idziemy. - mruknęła. Razem podeszli do komina. Weszli do niego. Wcześniej znaleźli trochę proszku Fiuu. Wzięła garść i zawołała:
-Ulica Wolności 25 w Londynie!
Zawirowało.
Po chwili znaleźli się na ulicy w jakimś miejscu. Przed nimi stał żółty dom, a dach pokrywał śnieg.
-Gdzie my..? - spytał.
-W moim domu. - odpowiedziała krótko. Zaprowadziła go do ogrodu. Malfoy skądś znał to miejsce. Gdyby było lato, to by wyglądało tak, jak przestawiała fotografia. Jednak miał wrażenie, że był tutaj bardzo często. Podeszli do jednego z drzew.
-O co ci chodzi?
Ta tylko wskazała na korę rośliny. Wskazywała na coś wyrytego.
-Przeczytaj. - rzekła.
Blondyn przyjrzał się bardziej napisu.
-"Hermiona G. i Draco M. na zawsze będą najlepszymi przyjaciółmi". - przeczytał, po czym zrobił wielkie oczy. Po chwili milczenia spytał towarzyszki:
-Czyli... my byliśmy najlepszymi przyjaciółmi?
-Tak. Tak Draco. - odpowiedziała cicho.
Uniósł brwi ku górze. Nie dość, że ma dwa dowody na to, że byli najlepszymi przyjaciółmi, to po raz pierwszy od kiedy pamięta, ONA zwróciła się do niego po IMIENIU.
-Wracamy. - złapała go za nadgarstek i ponownie zawirowało. Pojawili się przed bramą do Hogwartu. Szybko pobiegli w stronę Sali wejściowej, po czym skierowali się do ich dormitorium. Gdy byli sami, Draco usiadł na kanapie, zaś Hermiona patrzyła przez okno w stronę jeziora. Razem rozmyślali nad tym, co widzieli na drzewie. Szatynka miała nadzieję, że w końcu przekonała Dracona do tego, że ONI naprawdę byli przyjaciółmi.
-Granger... - odezwał się. - Podejdź tu.
W jego głosie nie było słychać ani nutki rozkazu. On po prostu to oznajmił. Usiadła obok niego. Zaczął mówić:
-Wiem dlaczego o tym nie pamiętałem... To wina ojca.
Zdziwiła się, jednak postanowiła mu nie przerywać.
-Kiedy widziałem ten ogród miałem wrażenie, jakbym był tam dość często. Wszystko pamiętam, ale to co z tobą było... nic. Pustka po prostu. To drzewo... te zdjęcie... Myślę, że rzucił na mnie zaklęcie zapomnienia, że o tobie zapomniałem. Może także po tym, jak zerwałem z tobą przyjaźń. Właśnie... - spojrzał na nią, przez co ich spojrzenia się spotkały. Patrzył na jej czekoladowe oczy, ona zaś na jego stalowe. - Dlaczego ją zerwałem?
Ona opowiedziała mu cały przebieg wydarzeń owego dnia, kiedy siedział sam nad jeziorem i kiedy to wszystko skończył. Po opowieści mruknął dość cicho, jednak ona to usłyszała.
-Przepraszam Hermiono.
Przez następny tydzień wcale się nie kłócili. Na temat, przy którym stole podczas posiłków siedzieli, ustalili, że będą to robili na przemian. Jednego dnia przy Ślizgonach, drugiego przy Gryfonach, zaś w trzeciego ponownie przy stole Slytherinu i tak w kółko. Pasowało im to. Uczniowie, jak i nauczyciele byli bardzo zdziwieni, że nie było już żadnej złośliwej śpiewki między nimi. Może już nie byli wrogami, jednak przyjaciółmi też nie byli. Nie wiedzieli jak to mogli nazwać... zwykła znajomość? Od tego momentu, kiedy Draco przekonał się, że był jej najlepszym przyjacielem, zaczęli znosić swoje towarzystwo. Na lekcjach, musieli siedzieć blisko. Najdalej o dwa miejsca od siebie. Niekiedy zapominali o tym, że są złączeni, przez co często zdarzało się, że przyczepiali się. Jednak z tego się śmiali.
W jakiś wtorkowy dzień podczas obiadu (tym razem siedzieli przy stole Gryffindoru) przemówił profesor Dumbledore:
-Chciałbym oznajmić Wam drodzy uczniowie, abyście po obiedzie wrócili prosto do swoich Pokojów Wspólnych czekając na Waszych opiekunów, iż mają Wam coś ważnego do przekazania. To tyle z mojej strony.
-Ciekawe o co może chodzić. - spytała Miona.
-Ja nie wiem. - mruknął Ron. Już się przyzwyczaił do tego, że Malfoy będzie musiał być w ich towarzystwie jeszcze przez trzy tygodnie.
-Właśnie... - zaczęła Ginn patrząc na przyjaciółkę i arystokratę - Nie możecie się przecież oddalać o 15 metrów, a Pokój Wspólny Gryfonów jest na siódmym piętrze, a Ślizgonów w lochach...
-Dokładanie... - odparła szatynka, po czym zwróciła się do Ślizgona. - To idziemy do wieży Gryffindoru, czy do Slytherinu?
-Obojętnie...
-No to do mnie. - powiedziała z zadowolonym uśmiechem na twarzy i nałożyła sobie kolejną porcję klusek oraz kotlet.
Po obiedzie wszyscy wrócili do swoich Pokojów Wspólnych (nie licząc Dracona, który poszedł do Wieży Gryffindoru). Hermiona rzuciła na Malfoya jakieś zaklęcie, co mu uniemożliwiało słyszenie hasła do Pokoju Wspólnego. Ginny wypowiedziała hasło, a portret Grubej Damy rozsunął się.
-Od tej chwili, jeżeli będę musiała wejść z tobą do Pokoju to nie będziesz słyszał hasła. To dla twojego jak i mojego dobra. - szepnęła do niego.
Usiedli na sofie. Minęło około pięć minut, aż portret ponownie się rozsunął. W pomieszczeniu stanęła profesor McGonagall. Zdziwiona spojrzała na Ślizgona. Chciała się zapytać co on tutaj robi, jednak szybko przypomniało się jej, że on i jej podopieczna mają szlaban.
-Słuchajcie... ja przyszłam tutaj tylko na chwilę. Jest coś, co muszę Wam ogłosić. Dnia 24 grudnia, czyli w przyszłą sobotę, nie tę co teraz będzie tylko następną, odbędzie się w Wielkiej Sali Bal Bożonarodzieniowy. Mogą w nim brać udział tylko uczniowie od trzeciej klasy z wyż. Proszę mi tu nie marudzić. - dodała widząc jakąś dziewczynę z pierwszej klasy i chłopaka z drugiej. - Macie chyba dość dużo czasu, aby znaleźć sobie partnera. To na tyle. Do widzenia. - wyszła.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich dormitoriów. Hermiona pożegnała się z przyjaciółmi, po czym razem z Ślizgonem poszła na piąte piętro. Wypowiedział hasło i razem ruszyli do sypialni. Byli już zmęczeni. Jeszcze za godzinę mieli dwie lekcje eliksirów, lecz nie chciało im się iść. W głowach zadawali sobie te samo, jedno pytanie: "Z kim pójdę na Bal?".
-Co to za głupie pytanie? - spytali jednocześnie sami siebie, po czym się zaśmiali.
-O jakie ci chodzi? - zapytała.
-Szczerze? - ta jako odpowiedź pokiwała głową. - Z kim bym poszedł na Bal. A ty?
-Też.
-Jesteśmy głupcami. - stwierdził niespodziewanie.
-Niby dlaczego, Malfoy? - z pozycji leżącej, przeniosła się na pozycję siedzącą.
-No a pomyśl! Przecież jesteś najmądrzejszą uczennicą w szkole od czasów samej Ravenclaw! Mamy ten cholerny miesięczny szlaban. Nie możemy się oddalać więcej, niż o 15 metrów. Od razu mamy odpowiedź na to nasze pytanie.
-No tak...
-Nie chcę iść sam, więc... - także przejął pozycję siedzącą. - Pójdziesz ze mną na Bal Bożonarodzeniowy Granger?
-Sorry, że to powiem, ale chyba zwariowałeś. Chcesz iść z taką Szlamą jak ja na Bal?
-Piękną Szlamą. - poprawił ją, lecz w duchu skarcił się za to, że powiedział to na głos.
-Co powiedziałeś?!
-Nic.
-Tak... Szlamą jestem, ale nie chcę, abyś mówił, że jestem piękna, co nie jest prawdą.
-To jest wielka prawda. To zgadzasz się?
-Nie mam innego wyjścia... - mruknęła niechętnie.
W jakiś wtorkowy dzień podczas obiadu (tym razem siedzieli przy stole Gryffindoru) przemówił profesor Dumbledore:
-Chciałbym oznajmić Wam drodzy uczniowie, abyście po obiedzie wrócili prosto do swoich Pokojów Wspólnych czekając na Waszych opiekunów, iż mają Wam coś ważnego do przekazania. To tyle z mojej strony.
-Ciekawe o co może chodzić. - spytała Miona.
-Ja nie wiem. - mruknął Ron. Już się przyzwyczaił do tego, że Malfoy będzie musiał być w ich towarzystwie jeszcze przez trzy tygodnie.
-Właśnie... - zaczęła Ginn patrząc na przyjaciółkę i arystokratę - Nie możecie się przecież oddalać o 15 metrów, a Pokój Wspólny Gryfonów jest na siódmym piętrze, a Ślizgonów w lochach...
-Dokładanie... - odparła szatynka, po czym zwróciła się do Ślizgona. - To idziemy do wieży Gryffindoru, czy do Slytherinu?
-Obojętnie...
-No to do mnie. - powiedziała z zadowolonym uśmiechem na twarzy i nałożyła sobie kolejną porcję klusek oraz kotlet.
Po obiedzie wszyscy wrócili do swoich Pokojów Wspólnych (nie licząc Dracona, który poszedł do Wieży Gryffindoru). Hermiona rzuciła na Malfoya jakieś zaklęcie, co mu uniemożliwiało słyszenie hasła do Pokoju Wspólnego. Ginny wypowiedziała hasło, a portret Grubej Damy rozsunął się.
-Od tej chwili, jeżeli będę musiała wejść z tobą do Pokoju to nie będziesz słyszał hasła. To dla twojego jak i mojego dobra. - szepnęła do niego.
Usiedli na sofie. Minęło około pięć minut, aż portret ponownie się rozsunął. W pomieszczeniu stanęła profesor McGonagall. Zdziwiona spojrzała na Ślizgona. Chciała się zapytać co on tutaj robi, jednak szybko przypomniało się jej, że on i jej podopieczna mają szlaban.
-Słuchajcie... ja przyszłam tutaj tylko na chwilę. Jest coś, co muszę Wam ogłosić. Dnia 24 grudnia, czyli w przyszłą sobotę, nie tę co teraz będzie tylko następną, odbędzie się w Wielkiej Sali Bal Bożonarodzieniowy. Mogą w nim brać udział tylko uczniowie od trzeciej klasy z wyż. Proszę mi tu nie marudzić. - dodała widząc jakąś dziewczynę z pierwszej klasy i chłopaka z drugiej. - Macie chyba dość dużo czasu, aby znaleźć sobie partnera. To na tyle. Do widzenia. - wyszła.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić do swoich dormitoriów. Hermiona pożegnała się z przyjaciółmi, po czym razem z Ślizgonem poszła na piąte piętro. Wypowiedział hasło i razem ruszyli do sypialni. Byli już zmęczeni. Jeszcze za godzinę mieli dwie lekcje eliksirów, lecz nie chciało im się iść. W głowach zadawali sobie te samo, jedno pytanie: "Z kim pójdę na Bal?".
-Co to za głupie pytanie? - spytali jednocześnie sami siebie, po czym się zaśmiali.
-O jakie ci chodzi? - zapytała.
-Szczerze? - ta jako odpowiedź pokiwała głową. - Z kim bym poszedł na Bal. A ty?
-Też.
-Jesteśmy głupcami. - stwierdził niespodziewanie.
-Niby dlaczego, Malfoy? - z pozycji leżącej, przeniosła się na pozycję siedzącą.
-No a pomyśl! Przecież jesteś najmądrzejszą uczennicą w szkole od czasów samej Ravenclaw! Mamy ten cholerny miesięczny szlaban. Nie możemy się oddalać więcej, niż o 15 metrów. Od razu mamy odpowiedź na to nasze pytanie.
-No tak...
-Nie chcę iść sam, więc... - także przejął pozycję siedzącą. - Pójdziesz ze mną na Bal Bożonarodzeniowy Granger?
-Sorry, że to powiem, ale chyba zwariowałeś. Chcesz iść z taką Szlamą jak ja na Bal?
-Piękną Szlamą. - poprawił ją, lecz w duchu skarcił się za to, że powiedział to na głos.
-Co powiedziałeś?!
-Nic.
-Tak... Szlamą jestem, ale nie chcę, abyś mówił, że jestem piękna, co nie jest prawdą.
-To jest wielka prawda. To zgadzasz się?
-Nie mam innego wyjścia... - mruknęła niechętnie.
poniedziałek, 15 lipca 2013
"Czas goi rany" - Kara
MINIATURKA
Czas wydarzeń: Szósta klasa
*~~*~~*~~*~~*~~*~~*
Jakiegoś grudniowego dnia, Gryfoni z Ślizgonami podążyli na wspólną lekcję transmutacji. Weszli do środka. Hermiona Granger usiadła między Harrym Potterem, a Ronaldem Weasleyem - jej dwoma najlepszymi przyjaciółmi. Drugi rząd za nią siedział Dracon Malfoy między Pansy Parkinson, a Blaisem Zabinim - jego przyjaciółmi. Gdy nie było jeszcze nauczycielki przedmiotu, Minervy McGonagall, Miona zaczęła wyciągać książki. Usłyszała głos Pansy:
-Patrzcie. Szlama znów założyła tę głupią bransoletkę.
Malfoy i Zabini zaczęli się śmiać. Hermi od razu ściągnęła bransoletkę, po czym ją schowała do torby. Tę biżuterię dostała od Rona jako znak przyjaźni. Nie wyglądała na bogatą. Była zrobiona z kawałka sznurka, na której wisiały trzy imiona: Hermiona, Ronald, Harry. Pomiędzy tymi imionami wisiało po jednym, małym sercu. Weasley sam to robił.
-Uu... - odezwał się Draco. - Panna Miss Doskonałości wstydzi się swojej najbogatszej biżuterii.
Tym razem wśród wszystkich ślizgonów wybuchł śmiech. Granger z trudem powstrzymała łzy. Mimo że była twarda to było ciężko. Minęło pięć lat od kiedy Dracon przerwał ich przyjaźń. Pozbierała się po tym dopiero, kiedy mieli wakacje po trzecim roku nauki. Ukrywała to wszystko. Potter i rudy nic jeszcze nie wiedzieli, że ona i on byli najlepszymi przyjaciółmi. Nie umiała to nikomu powiedzieć.
-Nie obrażaj jej Smoku. - teraz mówił Blaise. - Przecież wiesz, że Weasleya na porządną bransoletkę nie stać.
Tutaj to prawie cała sala zapadła się w gwar śmiechów. Szatynka spojrzała na Rona. Widziała, że zacisnął pięść.
-Nie słuchaj go. - szepnęła w jego stronę. Tylko na nią spojrzał.
-A Potter... po prostu mu tylko sława w głowie. Nic takiego nie umie. - zakpił blondyn. - A wszyscy myślą, że dokonał wielkich czynów.
Brązowooka już nie mogła wytrzymać. Dość tego! pomyślała. Gwałtownie wstała z miejsca, wzięła do ręki różdżkę i zmierzyła do niebieskookiego. Ten wstał z miejsca. Zaczęła się ich zwykła śpiewka, która jest prawie codziennie.
-O... Szlama Granger. - zakpił.
-O... Fretka Malfoy.
-Czyżbyś była w złym humorku?
-Co się to obchodzi kretynie?
-Uważaj lepiej na słówka Szlamuś.
-Nie mów już do mnie Szlamo idioto.
-Bo co mi zrobisz... Suko.
Słowo "Suko" jeszcze nikt nigdy nie usłyszał w tej zwykłej śpiewce. Nawet brązowowłosa. Nie wytrzymała. Nie umiała nad sobą zapanować. Walnęła go prosto w lewy policzek pozostawiając mu odcisk jej dłoni. Zaczęła krzyczeć.
-Ty wredna... głupia... śmierdząca... świńska... kretyńska tchórzofretko ty! - za każdym słowem coraz bardziej waliła w jego policzki na przemian. - Możesz mnie nazywać jak chcesz, ale nie wyzywaj mnie od suk!
Wszystkich wokół się zdziwili. Jeszcze nikt się nie odważył uderzyć Dracona Malfoya i to prosto w twarz. Po dziewczyny podszedł Wybaniec.
-Miona. Odpuść...
-Idź Harry. To sprawa między mną, a nim. - stwierdziła nie patrząc na przyjaciela.
-Her...
-IDŹ! - powiedziała stanowczo. Chłopak z niechęcią wrócił na swoje miejsce.
-Jak śmiesz...?! - spytał po chwili Dracze patrząc w oczy Hermiony. Sięgnął po swoją różdżkę, lecz zanim skierował nią w jej stronię to ona już w niego celowała.
-No? I co mi zrobisz? Zamienisz mnie w fretkę?
-Hmm... nawet to niezły pomysł. - na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. - Frenwolius.
Malfoy zakręcił się i po chwili tam gdzie on stał, była mała, biała fretka. Dziewczyna schowała różdżkę i wzięła do ręki dawnego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa.
-I co palancie? Powiesz teraz coś? - zwróciła się do zwierzaka. Tylko słyszała jakieś dźwięki. Nagle... do klasy weszła nauczycielka. Kiedy widziała tę scenę zrobiła wściekłą minę.
-Panno Granger! Co tutaj się dzieje? Dlaczego pan Malfoy jest fretką?
Spojrzeli na profesorkę. Skąd mogła wiedzieć, że to Draco? Dziewczyna odłożyła go na podłogę. McGonagall podeszła i machnęła różdżką, co skutkiem było to, że blondyn powrócił do swojej normalnej postaci.
-Siadać! - rozkazała kobieta idąc do biurka. Wrócili na miejsce. Powiedziała zwracając się do Ślizgona i Gryfonki:
-Pan Malfoy oraz panna Granger po lekcji zostaną tutaj.
Hermiona spojrzała za siebie i obdarzyła arystokratę nienawistnym spojrzeniem. Gdzieś w połowie lekcji na jej otwartej książce pojawiła się jakaś zwinięta karteczka. Zdziwiona wzięła papierek do ręki i go otworzyła.
"Granger
Jak dostaniemy szlaban taki, abyśmy coś sprzątali to mówię ci, że nie będziesz miała tak poukładanego życia."
Rozpoznała pismo Dracona. Wzięła do ręki pióro, odwróciła karteczkę i zaczęła skrobać:
"Ale się przestraszyłam. I co? Mam teraz się chować? Chyba śnisz. Ja nawet nigdy się ciebie nie bałam, ani bać się nie będę, Malfoy."
Złożyła makulaturę, rozejrzała się wokoło, aby się upewnić, że nikt nie patrzy. Szybko rzuciła papierkiem w Dracona i od razu się odwróciła. Nie długo musiała czekać na odpowiedź.
"W sumie... nawet się nie muszę martwić, bo nic nie zrobiłem. To ty Szlamo tylko zawiniłaś."
-Tylko ja? - pomyślała z złością. Wkurzona, zaczęła szybko i niestarannie skrobać.
"Tylko ja zawiniłam? To nie ja wyzywałam cię od suk. To nie ja zerwałam naszą przyjaźń. Tylko cię w tchórzofretkę transmutowałam. Właściwie... nawet wyglądałeś wtedy tak, jak powinieneś."
Rzuciła. Nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Zastanawiała się, czy wygrała i w końcu zmiękł, po czym postanowił, że to nie ma sensu. Kiedy lekcja się skończyła zostali sami z Minervą. Podeszli do niej. Zaczęła:
-O co chodziło? Dlaczego zastałam takie widowisko, jakie widziałam?
-Pani profesor, Malfoy zaczął mnie wyzy...
-To ta szlama wszystko zaczęła.
-Nie przerywaj mi fretko!
-Mówię po prostu prawdę!
-Ty i prawda? - prychnęła szatynka. - To dość głupie połączenie.
-CISZA! - skarciła ich profesorka. Od razu zamilkli. - Powiedźcie mi jak normalni ludzie co się tutaj działo.
-Ja zacznę. - wyprzedziła Dracona Hermiona. - Malfoy był na tyle miły i uprzejmy, że zaczął mnie wyzywać od suk. Zdenerwowałam się no i zamieniłam go w białą fretkę.
-Kłamczucha... - mruknął cicho.
-Zamknij się w końcu palancie! - widocznie zaczęła się rodzić nowa kłótnia.
-Proszę się uspokoić. Nie zaczynajcie kłótni, bo to nic nie da. Odejmuję Slytherinowi i Gryffindorowi o 10 punktów i macie szlaban. Jeszcze po lekcjach pomówię z profesorem Snapem na temat waszego szlabanu. A teraz znikać mi z oczu! Obydwaj!
Skłóceni wyszli z klasy. Hermiona już zmierzała w stronę Pokoju Wspólnego Gryffindoru, jednak usłyszała jak ktoś ją woła:
-Granger!
Nie odwracała się. Szła dalej przed siebie. Jeszcze dwa razy słyszała swoje nazwisko. Nagle ktoś złapał ją za rękę i odwrócił. Nie patrzyła w oczy towarzysza.
-Następnym razem reaguj od razu Szlamo.
Był to Malfoy. Nie chciała na niego patrzeć.
-Czego chcesz?
Ten wyciągnął kawałek pergaminu. Pokazał jej ostatnią wiadomość.
-Co ty za głupoty napisałaś? Jaka przyjaźń? Ja cię kobieto widziałem pierwszy raz dopiero w Hogwarcie!
To ją zabolało. Gdzieś głęboko w sobie. Co on gada? Przecież się przyjaźnili przez... sześć lat. Jednak on to przerwał w pierwszej klasie. Nigdy o tym nie zapomni.
-Jakie głupoty? Przecież byliśmy najlepszymi przyjaciółmi przez sześć lat!
-Jakoś sobie nie przypominam. - wzruszył ramionami.
Pchnęła karteczką w blondyna, gwałtownie się odwróciła i ruszyła do wieży Gryffindoru. Pozostawiła go samego, tak, jak zrobił jej to pewnego październikowego dnia.
Weszła do swojego dormitorium, który był pusty. Położyła się na łóżku i zaczęła cichutko łkać. Nie mogła w to uwierzyć... nie pamiętał?
-Co za kretyn! - pomyślała.
~~*~~*~~
Wieczorem profesor McGonagall wezwała ich do swojego gabinetu. Kiedy weszli zajęli miejsce po drugiej stronie biurka. Kobieta zaczęła:
-Rozmawiałam z profesorem Snapem na temat waszego szlabanu...
-Iii? - pogonił ją.
-Nie przerywaj mi Malfoy. Jak mówiłam... rozmawiałam z nim na ten temat i doszliśmy do wniosku, że jesy tylko jeden sposób, aby nigdy to już się nie powtórzyło.
-W sensie? - spytała zdziwiona.
-Zostanie rzucone na was zaklęcie, która wam uniemożliwi oddalanie się od siebie o 15 metrów.
-CO?! - zawołali razem.
-Ja z tą szlamą nie będę przywiązany!
-A ja nie chcę być w pobliżu tej fretki!
-Cisza. Jest już to ustalone. Dostaniecie osobne dormitorium. Tak... tylko wy dwaj. Jest to miejsce dla takich, co mają szlaban jaki będziecie mieli wy. Jednak nie martwcie się o to. Nikt się nie zabił.
-To może się za niedługo zmienić... - szepnął do siebie blondyn, jednak nauczycielka to usłyszała i posłała mu jadowite spojrzenie.
-A... to tylko na jedną noc? - zapytała Gryfonka.
-Och nie. - zaśmiała się. - To będzie na miesiąc.
-CO KUŹWA?! - krzyknął zdenerwowany. - Ja z tą gówniarą nie będę związany nawet na minutę!
-Odejmuję kolejne 10 punktów Slytherinowi! A teraz podejdźcie na bok.
Obaj poszli na drugi koniec gabinetu. Musieli stanąć obok siebie. Przed nimi stanęła starsza kobieta. Zawołała:
-Ego Draco Malfoy et Hermione Granger Minierva McGonagall iecerit super incantatores, ut ne ab invicem ambulantes minimum mertów XV mensis. (tłum.: Ja Minierva McGonagall rzucam zaklęcie na Dracona Malfoya oraz Hermionę Granger, aby nie oddalali się od siebie minimum o 15 mertów przez miesiąc.)
Poczuli coś dziwnego... jakby byli przywiązani do siebie jakimś mocnym sznurem, jednak nic nie widzieli. Coś ich przycisnęło, jednak się poluzowało.
-Radziłabym, abyście nie oddalali się od siebie o 15 metrów, iż to może się źle dla was skończyć. Wasze dormitorium jest na piątym piętrze pod portretem jednej rodzinki. Tam jest tylko jeden taki portret, więc się nie zgubicie. Hasło to "Złączeni". Do wiedzenia.
Wyszli z biura. Za chiny nie chcieli iść razem. Draco poszedł w prawą stronę, zaś Hermiona w lewą. Nagle... w tym samym momencie coś ich szarpnęło i zanim się obejrzeli byli obok siebie.
-To chyba nie był dobry pomysł... - wymamrotała.
-I co? Teraz będziemy musieli tak chodzić? - spytał patrząc na ich pozycje. Obejmowali się wzajemnie w talii.
-Mam nadzieję, że nie. Dobra... nie gadaj tutaj bzur i idźmy lepiej do naszego dormitorium.
Ten tylko przewrócił teatralnie oczami. Poszli razem na piąte piętro.
-Złączeni. - wypowiedziała hasło, a portret się rozsunął. Weszli do środka. Wnętrze przypominał Pokój Wspólny. W pomieszczeniu znajdowały się dwa drzwi. Na pewno do łazienki i... ich wspólnej sypialni? Weszli do innego miejsca. Zobaczyli jedno, dwuosobowe łóżko.
-Ja je zajmuję! - zawołała.
-Nie bo ja!
Pobiegli do łoża. Draco wpadł na nią.
-Złaź ze mnie idioto!
Zeszedł. Jakimś cudem udało im się od siebie rozłączyć. Nikomu to nie przeszkadzało.
-Ja idę wziąć prysznic, bo za 30 minut jest kolacja, a jestem głodna, a przez ciebie nie chcę umrzeć z głodu. - oznajmiła. Podążyła do łazienki, lecz gdy przekroczyła próg, znów znalazła się obok chłopaka. Teraz było gorzej... Nie dość, że obejmowali się w talii, to jeszcze ona miała położoną głowę na jego ramieniu.
-No pięknie...
-No to myśmy się wkopali... - jęknął.
~~*~~*~~
Poszli w takiej pozycji do Wielkiej Sali. Hermiona nigdzie się nie chciała ruszyć, jednak głód zwyciężył. Zaczęli się kłócić, przy którym będą stole. Gryffindoru, czy Slytherinu.
-Nie chcę siedzieć przy twoich przemądrzałych przyjaciół! - warknęła.
-A ja nie chcę siedzieć przy tych prostakach!
-Siedzimy u mnie!
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-Tak, kropka koniec palancie!
-Dobra... - odparł. Poszli razem do stołu Godryka Gryffindora. Miona usiadła obok Harry'ego i naprzeciwko Rona, który patrzył na nią z złością.
-Ron nawet nie próbuj się kłócić. - powiedziała i z trudem "odczepiła" się od blondyna. - To nie moja wina...
-To wyłącznie twoja wina szlamo.
-Malfoy zamknij się w końcu!
-Bo co?
-Bo to! - krzyknęła, wzięła do ręki jego łyżkę, nałożyła na nią jajecznicę i pchnęła potrawą prosto w jego twarz. Wszyscy Gryfoni zaczęli się śmiać.
-Pożałujesz tego.
-Mam to kuźwa gdzieś. - westchnęła nalewając sobie dyniowego soku. Chłopak z zemsty szturchnął trzymaną przez dziewczynę naczynie, czego skutkiem było to, że się polała. Wszyscy Ślizgoni wybuchli śmiechem.
-Jesteś taki cwany? - zaśmiała się. - Proszę. - tym razem wzięła dzbanek jakiegoś innego trunku, wstała, stanęła za nim. Popatrzył na nią, jak i inni zebrani w Wielkiej Sali. Otworzyła przykrywkę i cała zawartość wylądowała na Draconie. Tym razem wszyscy zapadli w śmiech, oprócz Malfoya. Z stołu Ślizgonów wstała Pansy, trzymając coś w dłoni. Zawołała:
-HEJ PANNO MISS DOSKONAŁOŚCI!! A CO POWIESZ NA TO?! - rzuciła kurczaka. Jednak nie Hermiona dostała, tylko Ginny oberwała w tył głowy. Oburzona wstała z miejsca, odwróciła się w stronę Parkinson i także czymś w nią rzuciła. Było to coś glutowatego. No i przez to wszystko zaczęła się tak bowiem... bitwa z jedzeniem.
-PROSZĘ O SPOK... - zawoła profesor McGonagall, jednak nie dokończyła, bo oberwała w policzek. Ku zdziwieniu wszystkich także dołączyła do tej "niekulturalnej" walki.
wtorek, 9 lipca 2013
"Czas goi rany" - Wspomnienia
MINIATURKA
Wspomnienia z czasów przed szkołą i z pierwszej klasy
*~~*~~*~~*~~*~~*
Dzieciństwo
Lekki, latowy wietrzyk przemykał po Londyńskim parku. Dziewczynka o brązowych włosach, oraz czekoladowych oczach siedziała na swoim niebieskim kocyku, który leżał na trawniku. Miała na sobie sukienkę o białym kolorze, sięgającą jej do kolan. W talii miała przywiązaną laurową wstążkę. Miała pięć lat. Nuciła sobie po cichutku różne melodyjki. Na kocu miała położone wcześniej zerwane kwiatki - Fiołki i stokrotki. - Robiła z nich wianek. Dziewczynce tej było na imię Hermiona. Hermiona Jean Granger. Do niej podeszła jakaś starsza kobieta o czarnych włosach, które miała spięte w kucyk.
-Hermionko. Chodź. Pójdziemy na Plac Zabaw. - powiedziała kobieta sięgając ręką w stronę Hermiony.
-Mamusiu. Popatrz. Zrobiłam dla ciebie wianek z twoich ulubionych kwiatków. - zawołała z uśmiechem podając starszej wianek. Wzięła go do ręki, ale założyła go na głowie swojej córeczki mówiąc:
-Pilnuj lepiej ty. Bardziej pasuje dla ciebie kochana.
Hermi przytuliła mamę. Jean - matka szatynki - zwinęła kocyk, włożyła do swojej torby, po czym podała swoją lewą rękę córce, która ją złapała. Razem poszły na plac. Dziewczyneczka co jakiś czas podskakiwała radośnie śmiejąc się. Radowała się, że była jaka piękna pogoda.
Po kilku minutach dotarły do celu. Hermiona wyrwała się z uścisku matki, aby pobiec na huśtawkę. Lubiła się huśtać, tak jak każde inne dziecko. Jean usiadła na jednej z ławek. Zaczęła rozmowę z jakąś nieznajomą kobietą. Miała ona górną połowę włosów w czarnym kolorze, zaś dolną - blond. Jednak Mionka się tym nie przejmowała. Przecież jej mama jest dojrzałą i odpowiedzialną osobą.
Gdy się znudziła huśtaniem, ruszyła na niewysoką wieżę, gdzie była zjeżdżalnia. Wieża była podzielona na dwie części - na jednej się wchodziło na górę, a na drugiej była zjeżdżalnia. - Obie te części były połączone drewnianym, okrągłym tunelem, przez który trzeba przejść, by móc zjechać. Pełna zapału do zabawy szybko weszła na górę, po czym ruszyła tunelem na drugą część, jednakże... z rozpędu na kogoś wpadła. Z przestraszenia lekko uskoczyła w górę, czego skutkiem było lekkie zderzenie głową w deskę. Złapała się ręką za górę głowy. Powiedziała:
-Przepraszam... nie chciałam na ciebie wpaść. To nie chcący.
-Nic nie szkodzi. - odpowiedział.
Spojrzeli na siebie. Był to chłopak o blond włosach i stalowo-niebieskich oczach. Na twarzy miał lekki uśmiech.
-Często tu przychodzisz? - spytał miło.
-Tak. Niekiedy się zdarzy, że codziennie tutaj przychodzę z mamą. Ty też?
-Ja rzadko opuszczam dom. Tata nie pozwala, jednak kiedy go nie ma w domu to przychodzę z mamą. Raz tutaj, raz do parku... różnie. Jak masz na imię?
-Hermiona. Hermiona Granger. A ty? - odpowiedziała z uśmiechem.
-Dracon. Dracon Malfoy. - stwierdził uśmiechając się ukazując swój szereg białych zębów. Po chwili dodał - Zjedziemy razem na zjeżdżalni?
-Pewnie. - zawołała, po czym razem ruszyli razem dalej przez tunelik. Brązowooka usiadła pierwsza, a tuż za nią usiadł blondyn, rozsuwając nogi, przez co szatynka siedziała pomiędzy jego nogami. Uśmiechali się.
-Na trzy. - odezwała się i zaczęli razem odliczać:
-Raz... dwa... i trzy!
Zjechali śmiejąc się. Tak robili jeszcze przez pięć razy, po czym razem wrócili do pani Granger, która ciągle jeszcze rozmawiała z nieznaną przez Hermionę kobietą. Chłopak nagle podszedł do tej nieznajomej, po czym usiadł jej na kolanie. Powiedział do Hermi:
-Hermiona to jest moja mama.
Pięciolatka wyciągnęła rękę w stronę matki Malfoya, która także to uczyniła i uścisnęły sobie dłonie. Kobieta ciągle się uśmiechała.
-Dobrze Narcyzo... - przemówiła Jean. - Musimy już iść. Może kiedyś wpadniesz do nas na herbatę, kawę...
-To miłe z twojej strony Jean, ale nie wiem czy dałabym radę. Męża nie ma dość długo na jeden dzień, więc muszę pilnować Dracona.
-To może też przyjść. - stwierdziła z uśmiechem Hermi.
-Pomyślimy jeszcze o tym. - westchnęła Narcyza z uśmiechem. Pożegnała się z czarnowłosą. Hermiona podała rękę chłopakowi na pożegnanie. Westchnęła:
-Mów do mnie Miona.
-A ty możesz mówić do mnie Smoku. Coś czuję, że za niedługo znów się spotkamy.
~~*~~
Pierwsza klasa
Hermiona wiedziała, że jej życie nie będzie takie jak kiedyś... w tym
roku dowiedziała się, że jest czarownicą, oraz że została przyjęta do
Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Do tej owej szkoły miała
dostać się na stacji King's Cross w Londynie. Jednakże pociąg, którym
miałaby odjechać nie jest widziany przez mugoli, bo trzeba przejść przez
zaczarowaną barierkę, która znajduje się niędzy peronem 9 a 10. Owy
peron miał numer 9 i 3/4 .
Razem z rodzicami udała się na stację, jednak musiała się z nimi pożegnać przed przejściem na zaczarowany peron, iż mugole nie umieli przejść. Mama i tata mocno ją uścisnęli i pocałowali w czoło.
-Trzymaj się skarbeńku. - stwierdził pan Granger.
-Pisz do nas często. Chyba jest tam poczta? - spytała Jean.
-Poczty nie , ale za to jest Sowiarnia w której jest pełno sów. Czytałam o tym w "Historii Hogwartu". - odpowiedziała. - Na mnie już czas. Pa mamuś. Pa tatuś.
Ponownie chwyciła za swój wózek, spojrzała w barierkę, wzięła głęboki oddech i z zamkniętymi oczami pobiegła w murek. Poczuła, że gdzieś przechodzi i prawie od razu usłyszała gwar głosów. Byli to inni czarodzieje z seoimi rodzinami. Rozglądnęła się i spostrzegła czerwono-czarny pociąg. Na samym przodzie widniała tabliczka z napisem "Hogwarts-Express". Ruszyła wózkiem do jakiegoś mężczyzny, który coś pisał.
-Następna osoba proszę! - zawołał owy mężczyzna. Miał czarne krótkie włosy, oraz niebiesko-zielone oczy. Zwrócił się do szatynki:
-Do którego idziesz roku?
-E... - trochę się zakłopotała. - Pierwszego.
-Jak się nazywasz?
-Hermiona Jean Granger. - odpowiedziała już trochę pewniej.
-Granger? - spytał zaciekawiony. - Córka Jean i George'a Grangerów?
Ta jako odpowiedź pokiwała głową na co brunet się uśmiechnął.
-Jak do nich napiszesz to dodaj proszę, że mają pozdrowienia ode mnie. Moje nazwisko to Sylonomelen. Zanieś kufer do tamtej pani, która stoi przy tym pierwszym wagonie.
Wskazał na kobietę o niebiesko-rudych włosach. Hermiona poszła w jej stronę. Musiała oddać jej swój kufer, który później owa kobieta schowała do pociągu. Za chwile wyruszy. Wsiadła do pociągu. Chwilę później powóz ruszył przed siebię. Mionka podążyła przez wąski korytarz pociągu. Dopiero po kilku minutach znalazła prawie wolny przedział. Weszła i spytała siedzącego na siedzeniu chłopaka o krótkich, czarnych włosach:
-Cześć... mogłabym się dosiąść? Wszędzie jest strasznie tłoczno.
-Pewnie. - odpowiedział z uśmiechem, po czym wskazał na siedzenie naprzeciwko niego. - Siadaj.
Dziewczyna także się uśmiechnęła i usiadła.
-Jestem Hermiona Granger. A ty?
-Neville Longbottom. Pewnie mnie już znasz... - zmarkotniał.
-Szczerze? To niestety nie. - przyznała. - Dlaczego tak sądzisz?
-Przecież wszyscy się ze mnie śmieją. Większość czarodziei wie, jaki jestem beznadziejny. Wychowuję się u mojej babci, której się boję. Myślałem, że nie dostanę się do Hogwartu.
-A jednak dostałeś. Nie martw się. Ja nie mam nikogo w rodzinie, kto by był czarodziejem. Dopiero się o tym wszystkim dowiedziałam, gdy otrzymałam list. - po chwili postanowiła zmienić temat. - Masz jakieś zwierzę?
-Tak. Mam ropuchę, którą nazwałem Teodora. Chcesz ją zobaczyć?
-Pewnie.
Neville sięgnął do swojego plecaka, który był w średniej wielkości. Przez jakąś chwilę przeszukiwał plecak, jednakże gdy przestał był blady.
-Zniknęła. Zgubiłem ją! - złapał się za włosy. Był przerażony.
-Pomogę ci ją poszukać. Chodź. Na pewno jest gdzieś w przedziałach. - wstała z miejsca podchodząc do wyjścia. - Ja pójdę w lewą stronę, a ty w prawą. Chodź.
Razem wyszli z przedziału, aby poszukać pupila Longbottoma. Przeszukiwali pociąg. Jak na razie jeszcze jej nikt z nich nie znalazł. Po kilku minutach poszukiwań, Hermiona weszła do kolejnego przedziału i doznała szoku, lecz zarazem pozytywnego zaskoczenia.
-Miona? - odezwał się głos jednego z chłopaków zajmujących siedzenie.
-Draco? - uśmiechnęła się. - Nie wiedziałam, że jesteś czarodziejem.
-No a jak myślałaś? Że jest mugolem? Że jest z mugolskiej rodziny? On jest czysto krwistym czarodziejem. - odezwał się jeden z towarzyszy blondyna. Chłopak był gruby, lecz trochę nawet wysoki. Potem zwrócił się do innego chłopaka siedzącego obok niego. Także był gruby, ale poznać było, że jest niższy. - Ona jest z mugolskiej rodziny. Nigdy do nas nie dorówna.
-Zamknij się Goyle! - zawołał widocznie zdenerwowany Smok. - Uważaj lepiej na słowa.
Chłopak nazwany Goylem skulił się w miejscu. Z siedzenia wstał Malfoy podchodząc do Granger, po czym razem z nią wyszedł na korytarz.
-Nie wiedziałem, że jesteś czarownicą.
-Ja także o tym nie wiedziałam. Dlaczego mi nic nie mówiłeś?
-Nie mogłem. Nic nie wiedziałem, że nią jesteś, a nie mogę mówić o świecie czarodziejów każdej osobie. - przerwał na chwilę, po czym kontynuował. - Dlaczego przechadzasz się po pociągu?
-Pomagam koledze szukać ropuchy.
-Ropuchy? Niby po co komu jakaś ropucha?
-To jest pupil Neville'a Longbottoma...
-Kogo? - spytał lekko zwalony z tropu.
-Neville'a Longbottoma. - powtórzyła.
-No to go znam. Może nie osobiście, ale wiele o nim słyszałem.
Domyśliła się o czym mówi jej przyjaciel. O tym co jej Neville opowiadał. Postanowiła przerwać rozmowę, aby dalej pomóc.
-Słuchaj... muszę iść dalej. Widzimy się w Hogwarcie. Pa.
-Na razie.
Poszła przeszukiwać dalej pociąg. Po 30 minutach poszukiwań znalazła Teodorę. Wzięła ją do rąk i wróciła do przedziału. Podczas poszukiwań poznała Ronalda Weasleya, a szczególnie Harry'ego Pottera. Po kilku minutach doszedł do niej Neville. Gdy zobaczył ropuchę uśmiechnął się szeroko.
Nadszedł czas na ceremonię przydziału. Hermiona była podekscytowana. Jednakże bała się, że trafi do Slytherinu. Gdy profesor Minerva McGonagall wyczytała z listy jej nazwisko niepewnie podeszła do stołka, po czym na niego usiadła, a kobieta założyła jej na głowę Tiarę Przydziału. Słyszała jakiś głosik. W końcu po krótkiej chwili tiara wykrzyknęła:
-GRYFFINDOR!
Uradowana wstałam z stołka i podążyłam do jednego z czterech stołów. Po niej był Ron - Gryffindor ; Susan Bones - Huffelpuff. W końcu profesorka przeczytała:
-Malfoy Draco!
Z tłumu pierwszoroczniaków wyłonił się Draco. Usiadł na stołku i nawet tiara nie zdążyła wylądować na jego głowie już zawołała:
-SLYTHERIN!
Słyszała oklaski z stołu Ślizgonów. Posmutniała, bo jej najlepszy przyjaciel nie należy do tego samego domu co ona. Jednak nie postanowiła się martwić. Przecież się przyjaźnią. Chyba to, że ona jest Gryfonką, a on Ślizgonem nic nie zmieni. Jednak się myliła...
Po miesiącu nauki Hermiona postanowiła porozmawiać z Draconem. Złapała go na błoniach. Siedział sam nad jeziorem, spoglądając na taflę wody. Usiadła obok niego.
-Cześć. Mam pytanie... dlaczego mnie ignorujesz od połowy września? - spytała.
-Cześć. Nie ignoruję cię przecież.
-Ignorujesz. Nigdy mi nie odpowiesz na moje powitania, pytania... dlaczego nie jest tak, jak było kiedyś?
-Nie domyślasz się?
Spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem. Nie wiedziała o co mu chodziło.
-Nie. O co ci chodzi?
-Ja jestem ślizgonem. - wskazał na swoją oznakę, gdzie widniał znak z wężem, po czym wskazał na oznakę dziewczyny, na której widniał lew. - A ty Gryfonką.
-A czy to ma coś wspólnego z naszą przyjaźnią? Przecież to nie gra żadnej różnicy...
-Właśnie gra. To ma wszystko ze sobą wspólne. Nie mogę się z tobą zadawać.
-Czemu? - jej oczy zaszkliły się.
-Po prostu nie mogę się zadawać z takimi jak ty.
-Czyli? Co. Myślisz, że nie zasługuję na normalne traktowanie? Sądziłam, że nasza przyjaźń jest bardziej wartościowa od tego, z jakiego jesteśmy pochodzenia i jaki mamy status krwi.
-Niestety... nie mogę już nic zmienić. Przepraszam. - wstał, po czym podążył do zamku. Patrzyła jak odchodzi. Ich przyjaźń właśnie się skończyła. Draco Malfoy zakończył przyjaźń z Hermioną Granger z powodu tego, z jakiego są pochodzenia. Rozpłakała się. Straciła swojego najlepszego przyjaciela. Od tej pory nie rozmawiali ze sobą. W Noc Duchów dwaj chłopcy z jej rocznika uratowali jej życie przed Górskim Trollem, przez co zostali najlepszymi przyjaciółmi. Jednak bardzo jej brakowało ślizgona o stalowo-niebieskich oczach...
Poszła przeszukiwać dalej pociąg. Po 30 minutach poszukiwań znalazła Teodorę. Wzięła ją do rąk i wróciła do przedziału. Podczas poszukiwań poznała Ronalda Weasleya, a szczególnie Harry'ego Pottera. Po kilku minutach doszedł do niej Neville. Gdy zobaczył ropuchę uśmiechnął się szeroko.
Nadszedł czas na ceremonię przydziału. Hermiona była podekscytowana. Jednakże bała się, że trafi do Slytherinu. Gdy profesor Minerva McGonagall wyczytała z listy jej nazwisko niepewnie podeszła do stołka, po czym na niego usiadła, a kobieta założyła jej na głowę Tiarę Przydziału. Słyszała jakiś głosik. W końcu po krótkiej chwili tiara wykrzyknęła:
-GRYFFINDOR!
Uradowana wstałam z stołka i podążyłam do jednego z czterech stołów. Po niej był Ron - Gryffindor ; Susan Bones - Huffelpuff. W końcu profesorka przeczytała:
-Malfoy Draco!
Z tłumu pierwszoroczniaków wyłonił się Draco. Usiadł na stołku i nawet tiara nie zdążyła wylądować na jego głowie już zawołała:
-SLYTHERIN!
Słyszała oklaski z stołu Ślizgonów. Posmutniała, bo jej najlepszy przyjaciel nie należy do tego samego domu co ona. Jednak nie postanowiła się martwić. Przecież się przyjaźnią. Chyba to, że ona jest Gryfonką, a on Ślizgonem nic nie zmieni. Jednak się myliła...
Po miesiącu nauki Hermiona postanowiła porozmawiać z Draconem. Złapała go na błoniach. Siedział sam nad jeziorem, spoglądając na taflę wody. Usiadła obok niego.
-Cześć. Mam pytanie... dlaczego mnie ignorujesz od połowy września? - spytała.
-Cześć. Nie ignoruję cię przecież.
-Ignorujesz. Nigdy mi nie odpowiesz na moje powitania, pytania... dlaczego nie jest tak, jak było kiedyś?
-Nie domyślasz się?
Spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem. Nie wiedziała o co mu chodziło.
-Nie. O co ci chodzi?
-Ja jestem ślizgonem. - wskazał na swoją oznakę, gdzie widniał znak z wężem, po czym wskazał na oznakę dziewczyny, na której widniał lew. - A ty Gryfonką.
-A czy to ma coś wspólnego z naszą przyjaźnią? Przecież to nie gra żadnej różnicy...
-Właśnie gra. To ma wszystko ze sobą wspólne. Nie mogę się z tobą zadawać.
-Czemu? - jej oczy zaszkliły się.
-Po prostu nie mogę się zadawać z takimi jak ty.
-Czyli? Co. Myślisz, że nie zasługuję na normalne traktowanie? Sądziłam, że nasza przyjaźń jest bardziej wartościowa od tego, z jakiego jesteśmy pochodzenia i jaki mamy status krwi.
-Niestety... nie mogę już nic zmienić. Przepraszam. - wstał, po czym podążył do zamku. Patrzyła jak odchodzi. Ich przyjaźń właśnie się skończyła. Draco Malfoy zakończył przyjaźń z Hermioną Granger z powodu tego, z jakiego są pochodzenia. Rozpłakała się. Straciła swojego najlepszego przyjaciela. Od tej pory nie rozmawiali ze sobą. W Noc Duchów dwaj chłopcy z jej rocznika uratowali jej życie przed Górskim Trollem, przez co zostali najlepszymi przyjaciółmi. Jednak bardzo jej brakowało ślizgona o stalowo-niebieskich oczach...
Subskrybuj:
Posty (Atom)